Słuchałam księcia dość uważnie, wiem dobrze że wcale nie mam najgorzej w życiu.
-Ty przynajmniej masz siostrę, ja nie mam nikogo. Matki nawet nie
poznałam... Jako książę byleś pewnie przy kasie, jedzenie i pieluszki to
tobie strażnicy zmieniali. Myli ci zęby... Od urodzenia miałeś już
dom.A ja od 8 roku życia musiałam sama o siebie dbać, dom mój został
spalony, sama szukać jedzenia, czasem nawet zdarzało się że nie jadłam
parę dni z rzędu, żebrałam chodząc od domu do domu... Nie masz pojęcia
jak to jest być wiecznie samotnym. Próbując samemu w młodym wieku
przeżyć wśród tej epidemii. - odwróciłam się do niego, opowiadałam nieco
o swoim życiu. W dodatku mówiłam już spokojnym głosem, wciąż jednak z
łzami w oczach.
-Wiem że nie miałeś łatwo, ale masz teraz kogoś przy sobie. Nie jest
zabawne gdy nie możesz się do nikogo odezwać, z kimś porozmawiać, albo
do kogoś się przytulić by wytrzymać zimę... Ktos chętny do pomocy
zdarzał się raz na nawet trzy lata. Z resztą... Nie ważne, idź wracaj
do swoich spraw. - odwróciłam się s powrotem od księcia. Z powrotem
usiadłam pod ścianą.
-Nie chce tracić niepotrzebnie twój czas ... - mój głos dalej się załamywał. Przez nos to już w ogóle nie mogłam oddychać...
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz