Miałam kolejną chwile słabości, tęskniłam za ojcem pod jednym z drzew tutejszych terenów jako mały lisek otuliłam się ogonami. Gdy łapką otarłam łzy, usłyszałam... w sumie sama nie wiem, stuk kopyt? Spojrzałam w lewą stronę a przede mną ukazał się... koń. Podskoczyłam od razu na czterech łapach zmieniając swoje ogony w ostrza. Futro najeżyłam chcąc przekazać żeby się odsunął. Ten mimo mojej agresywnej postawy przybliżył bardziej koński pyszczek i dmuchnął w moją lisią mordkę. A moje futerko uciekało na wszystkie strony świata. Otworzyłam szeroko oczy z zdziwienia co się własnie odje... odwaliło. Wtedy pierwszy raz usłyszałam jego głos, a na jego reakcje, dostałam gęsiej skórki jak i delikatnego dreszczu. Tylko na początku. Otrzepałam się a futerko wróciło do normy. Spojrzałam na niego trochę z smutkiem a ogony opadały tak jak i uszy, ale chwile potem się otrząsnęłam, ogony znów zmieniły się w ostrza a zęby w krwawe żyletki. Skoczyłam do krtani konia, następnie za pomocą pazurów przeniosłam się na grzbiet, na brzuch.. no biegałam starając się zrobić jak największe rany. Koń podskoczył, ja się odbiłam i wylądowałam na ziemi z powrotem, podniósł przednie kopyta, odskoczyłam trochę do tyłu, następnie powoli, pokazując zęby, chodziłam dookoła mej przyszłej ofiary, powolnym krokiem ocierając pazurami o podłoże, cicho warcząc. Koń natomiast zmienił się w człowieka... trochę podrapany. Podniosłam uszy jak i lekko otworzyłam oczy. Chwile potem również przebrałam swoją ludzką formę. Poprawiając przy tym włosy. W ręce trzymałam ostrze, zanim się zorientował rzuciłam w niego, przebijając ubranie oraz przyczepiając do kory drzewa. Wyjęłam większe ostrze i przycisnęłam bardziej chłopaka do drzewa tym razem przycisnęłam broń do krtani chłopaka.
-Kim jesteś? - spytałam spoglądając z lekkim zaciekawieniem w jego oczy. Najbardziej zaciekawiła mnie jego blizna również pod lewym okiem...
(Jacob?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz