Ucieszyłam się, gdy Rhys się zgodził iść ze mną. Na pewno będzie miał
przechlapane tak jak z resztą zawsze, przeze mnie, ale wreszcie w zamian
za to pomogę mu w czym tylko będzie chciał. Przeszliśmy przez
tajemnicze przejście zrobione z gałęzi płaczące wierzby i dotarliśmy do
miejsca, które kochałam.
- I jesteśmy - Uśmiechnęłam się. Chwyciłam za rękę Rhysa i pociągnęłam
za sobą wprost do strumyka. Wyjęłam ze swojej torby kartki i złożyłam
dwa papierowe żurawie, dwa samolociki i dwie łódki. Puściłam je wraz z
prądem wody.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Spytał się, a ja się uśmiechnęłam i wskazałam
palcem na nie, aby się popatrzał. Samoloty jak i papierowe żurawie
wzniosły się w górę, a krople wody spadały tworząc krople tęczy dzięki
świecącemu słońcu.
- Widzisz jak ładnie się skomponowały - Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na
Rhysa, który wyglądał na zmęczonego. - Rhys połóż głowę mi na kolana.
- Dlaczego? - Spytał się, ale gdy zobaczył mój wyraz twarzy, położył
się. Cicho zaczęłam śpiewać kołysankę jaką kiedyś śpiewała mi mama.
Głaskałam go przy tym po głowie. Nie minęło pięć minut, a on zasnął.
Pocałowałam go w czoło i wciąż gładziłam go po głowie. Jego włosy lśniły
w promieniach słońcach, a on gdy spał wyglądał na niewinnego.
<Rhys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz