Przebity na wylot bok bolał niemiłosiernie. Powoli się budząc, syknęłam czując jak coś jeszcze zaczyna szczypać wokół rany. Obraz z początku był rozmyty i głosy zmieszane co nie ułatwiało zadania ale z czasem dało się wszystko powoli rozróżnić. Kiedy wszystko było nawet rozróżnione, medycy skłonili głowy nowemu przybyłemu. Rhys. Podszedł bliżej nawet nic nie mówiąc bo prześcignął go medyk, chyba ten główny.
-Panienka miała mnóstwo szczęścia, coś co ją tak poraniło trafiło na miejsce bez głównych narządów i tętnic, jednak straciła mnóstwo krwi. Nie jesteśmy pewni czy utrata jej w takiej ilości może zagrażać jej życiu...
Nie dokończył bo książę wskazał drzwi, wyraźnie dając znać żeby wszyscy opuścili to miejsce. Gdy to nastąpiło usiadł na łóżku. Patrzyłam na niego zmęczonym wzrokiem.
-To raczej nie był moment odejścia- powiedziałam trochę rozbawiona cicho bo głośniej nie byłam w stanie.- Wyglądasz jakbym ci napędziła stracha.
-A czemu tak miałoby nie być?
-To tylko jedno marne życie. Może jako cień byłabym trochę bardziej pożyteczna.
-Nie mów tak- mruknął zatykając mi palcem wargi. Przymknęłam oczy. Pomyślałam wówczas o wielu. Rodzinie, przyjaciołach i o nim. Zabawne...
-Ale wiesz, to nie ja miałam dostać tym pociskiem. Stałam tylko na drodze jak zwykła przeszkoda. To ty miałeś być celem.
-Jak? Czemu tak myślisz?
-Bo leciało od ziemi zawyżając lot. Trafiło mnie w bok bo byłam za blisko. To ty miałeś dostać, pocisk przebiłby ci głowę na wylot jak nic. Nawet łatwo było to wyliczyć. A tak... Gaster musiałby się obejść smakiem gdyby żył. Nie ma opcji żebym wtedy dała się minąć. Lepiej tak, żeby taki żywot zakończył istnienie niż gdybyś ty miał- powiedziałam zamykając oczy.- Nawet jeśli jesteś śmiercią, nie dałabym cię zranić. Ot, powiedział żywy szkielet.
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz