sobota, 16 lipca 2016

Od Sansity CD Rhysa

Wraz ze zbliżaniem się do demona, wszystko wokół wydawało się pełne... błędów. Krajobraz ulegał rozmyciu, drzewa zmieniały swoje położenie i kształt *coś jak błędy w grach*. W końcu dotarliśmy. Nieopodal pełzał on. Rhys odwołał konie a ja go zaczęłam otaczać kośćmi. Uśmiechnęłam się słabo.
-Lepiej żebyś nie widział tego. Tak będzie lepiej- po czym całkiem mu zamknęłam widok ale miał dostęp do światła i powietrza. Mając pewność, że jest już całkiem bezpieczny, odwróciłam się.- Cześć kreaturo.
-Już myślałem, że sam będę musiał po ciebie lub brata iść- odparł zniekształconym głosem odwracając się. Asgore nie kłamał. Wyglądał jak szkielet z dwoma szramami biegnącymi po czaszce
a sam był jakby cieniem czy breją. I te dłonie. Miały ogromne dziury. Za nim zmaterializowały się 6 innych dłoni a każda z nich mająca dziurę, posiadała inny kolor- dusze.


-To jak? Nie przywitasz swojego ojca?
-Jakiego ojca? On zginął dawno a ty jesteś tylko demonem, Gaster. Gotowy na ponowne zniknięcie?
-Że ty mnie pokonasz? Oj Sans, jeszcze się nie nauczyłaś? Jesteś za słaba dla mnie.

Gdyby ktoś chciał bardziej sobie wyobrazić walkę, zapraszam od 4 minuty

-Problem leży po twojej stronie. Nigdy nie widziałeś do czego jestem zdolna- mruknęłam a oko już zaczęło się świecić. Jego oko również lewe zaczęło się świecić na niebiesko a prawe na czerwono. Rozejrzałam się kątem oka po krajobrazie- piękny dzień dziś mamy. Kwiaty kwitną, ptaki śpiewają. W taki dzień jak ten, demony takie jak ty, powinny zginąć ze świata.
-Tak? To pokaż, że dasz radę. Chyba, że wolisz, żebym poszedł po Papyrus'a.
-Ani mi się waż- syknęłam i posłałam w jego kierunku kości. Ledwo ich uniknął. W odpowiedzi posłał żółtą duszę, która zaczęła strzelać pociskami w tym kolorze. Dusza strzelca. Zrobiłam unik w bok i przywołałam Gaster Blaster, który swoim laserem zatrzymał pocisk. Kolejny strzał posłany w stronę Gaster'a uniknął rozpływając się w powietrzu, by się pojawić kila metrów dalej. Wszystkie jego dusze się pojawiły i łącząc swoją moc, strzeliły ogromnym pociskiem w moją stronę. Teleportowałam się w powietrzu ale pocisk był inteligentny, podążył za mną. Spadłabym gdyby nie Gaster Balster, na którym stanęłam. Udało mi się rozbić pocisk na mniejsze części ale dalej leciały w moją stronę. Kości zostały wykorzystane jako bariera przez co pocisk nie spełnił swojej roli. Kolejnymi kości  cisnęłam w stronę demona, który wysłał żółtą duszę wysyłająca serię strzałów. Niestety, przebiły strzały moje kości, więc ponownie musiałam się teleportować unikając ostrzału. W końcu gdy znalazł się idealny moment, teleport i kością przebiłam, rozwalając żółtą duszę. Wściekł się nie dowierzając. Strzelił do niego laser jednak użył zielonej duszy, która okryła go i pozostałe 4 dusze tarczą. Gdy strzał został przerwany, oddalił tarczę z siebie i zamknął mnie w niej. Tarcza zaczynała się zmniejszać a dusza była zaciśnięta. Nie przemyślał, że moje kości, mogą powstrzymać kurczenie się a nawet poszerzyć pułapkę, przez co została ona zniszczona łącznie z duszą. Wpieniony wysłał niebieską i błękitną duszę- grawitacji i splotu. Przywołałam nową fale kości ale tamte je ominęły przy tym, błękitna złapała mnie za nadgarstki a niebieska w formie wręcz latającej piły, chciała mnie trafić. Cudem uniknęłam a wykorzystując fakt, że niebieska się wraca, przecięła mi więzy, co prawda przy tym rozcinając mi skórę. Wysłał pomarańczową duszę, która zaczęła chwilami iskrzyć. Nie wiedziałam co ona robi, gdyby nie wybuchy z tyłu, które uniknęłam teleportem. Więc działała podobnie do żółtej. Kolejne uniki uratowały od wybuchu i już miałam pomysł jak pozbyć się uciążliwej. Kiedy aktywowała kolejny pocisk, jeszcze biały wzięłam i teleportowałam się z nim do niej rzucając na nią pocisk. Wybuchł i zniszczył pomarańczową. Wraz z tym, szrama biegnąca nad prawym okiem, zaczęła pękać. To był znak. Znak, że to ponad jego siły. Jednak nie zamierzał się poddać i wysłał różową duszę. Strzeliłam do niej z lasera ale ta cwana, sklonowała promień i posłała od siebie różowo-czarny pocisk, który zderzył się z moim błękitno-białym. tak samo po przywołaniu kości, "zrobiła" swoje i wszystkie zostały zmiażdżone. Kolejny pomysł. teleportowałam się za nią i otoczyłam gronem Gasterami Blasterami. Jednogłośnie strzeliły w nią i nawet kiedy otoczyła siebie tarczą, nie była w stanie przeżyć tego. Tym samym pozbyłam się jej a pęknięcie u demona się pogłębiło.
-Nie wiesz, co za uczucie zostać pozbawionym istnienia- warknął i strzelił z czerwonej duszy. Zrobiłam krok w bok. Przywołał swoje zniszczone Glastery Blastery i czarno-czerwonym promieniem krzyknął- Bez pomocy!
Teleportowałam się unikając strzału. Dwa lasery połączyły się w jeden duży i ponowił strzał.
-Wygnany!
Strzał wyglądający na ogromny i śmiercionośny, tak naprawdę został zatrzymany przez wirującą w powietrzu kość na wzór tarczy. Cichy szum z tyłu zwrócił uwagę. O, kolejne małe lasery. Z nimi, pęknięcia się powiększyły u Gaster'a.
-Zapomniany!
Gdy wszystkie strzeliły, mój jeden ogromny laser został przywołany i zatrzymał strzał. Gdy się odwróciłam do niego, opadł na niby kolana zrezygnowany a ostatnia czerwona dusza została zniszczona. Pęknięcie było całkiem ogromne. Teleportowałam się przed niego.
-Ja nie mogę wrócić.
-Jesteś demonem. To ojciec chciał wrócić, ty nie masz prawa. Zniknij swoim istnieniem- odparłam chłodno mierząc go.
-Jesteś pewna?- Usłyszałam świst z tyłu. Zanim jednak zdążył, szybciej przebiłam go na wylot kośćmi. Jego pocisk zatrzymał się kilka centymetrów od mojego karku. Wzruszyłam ramionami widząc jego wyraz.
-Takie jest życie Gaster. Nie pozwolę ci zniszczyć tego co mi drogie.
Po czym zniknął rozsypując się w drobny mak. patrzyłam na kupkę przez kilka sekund i odwróciłam się do Rhysa, od którego odwołałam tarcze kości. Uśmiechnęliśmy się do siebie, w tym ja zmęczona.
-Nic nie widziałem ale chyba sobie ładnie poradziłaś.
-pewnie. To był tylko demon. nie mój oj...- nie dokończyłam. Słysząc świst z tyłu, odwróciłam się i to był błąd. Czarny pocisk zmaterializował się z kupki pyłu i z nadzwyczajną szybkością poleciał w moją stronę. Zdążyłam się tylko odchylić ale pocisk przebił mi bok na wylot a gdy tego dokonał, zniknął jak jego właściciel. Osunęłam się na ziemię trzymając za obficie krwawiącą ranę. Rhys znalazł się tuż obok. Poczułam jak mnie łapie.
-Nie waż się zasnąć Sans- mruknął chyba przerażony wołając konie. 
-Puk puk.
-Sans nie...
-Puk puk. Odpowiedz- poprosiłam go.
-Kto tam?
-Sans.
-Jaka Sans?
-Sans, która wykrwawi się wkrótce na śmierć- uśmiechnęłam się słabo. Konie nie zdążą przybyć na czas. Garstką sił teleportowałam nas do Dworu ledwo widząc. Słyszałam już tylko stłumione głosy, które nie byłam w stanie rozróżnić a oczy zaczynały się powoli zamykać.

Rhys?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz