Nie miałam w sobie już grama siły... Zawsze gdy przypomina mi się tamta
scena, wzbudza we mnie żal, jak i nieokreślone zachowanie gdzie
przeważają uczucia. Strażnicy zaprowadzili mnie do celi, posłusznie
weszłam mimo agresji wobec nich do mnie. Usiadłam pod jedną zimną
ścianą... podkuliłam kolana, opierając ręce jak i czoło. Twarz była
schowana a włosy zakrywały mnie po bokach. Oddech ułamywał się, nie
mogłam powstrzymać łez, w myślach przypominałam sobie ukochane chwile z
ojcem. Oraz zadawałam pytania..
-Dlaczego mnie opuściłeś... - krótkie szepty z niespokojnym oddechem,
wymawiane same do siebie. Chwile potem usłyszałam księcia, nie ruszyłam
się ani trochę. Wciąż siedziałam w skulonej pozycji.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie, Katarino Assllon? - jego głos był
wręcz kategorycznie podlegamy groźbą która miała mnie przestraszyć. Nie
odezwałam się, milczałam przez co raczej książę nie pochwalał.
-Odpowiadaj! - poczułam jak wiatr lekko mnie trącił, a jego głos podniósł się o parę ton.
-Zostaw mnie... - cicho szepnęłam.
-Co?! - spytał jak nie dosłyszał.
-Zostaw... - podniosłam głowę - mnie!! - wstałam gwałtownie na nogi po
czym wydarłam się księciuniowi w twarz. Spoglądając na niego jednym,
rozpłakanym okiem...
-Nie obchodzi mnie co ze mną zrobisz... zrób sobie co chcesz!! Taka
maszkara i istota jak ty... - nie mogłam powiedzieć na niego człowiek...
Gdyż ten stwór nie miał uczuć - ...Nigdy nie zrozumie! - dodałam po
chwili, mój głos się załamywał, przesiąknięty był płaczem. Skrzyżowałam
ręce chwytając się za ramiona jakby było mi zimno. Odwróciłam się od
władcy, z opuszczoną głową.
-Zabij mnie jak musisz... Pewnie dla innych będzie to powód do świętowania... - oznajmiłam próbując uspokoić płacz.
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz