piątek, 1 lipca 2016

Od Hisaki'ego (do Akise)

Ziewnąłem szeroko i kichnąłem. Służąca moich rodziców rozglądała się niepewnie, idąc szeroką drogą, wzdłuż której poustawiane były stragany. Nigdy nie byłem w podobnym miejscu, całe życie spędziłem w wielkim domu mojej rodziny i jeszcze większym ogrodzie. Rozglądałem się, próbując zobaczyć coś godnego zakupu. Marchewki, kury, plecione koszyki z wikliny...
- Yumeha, popatrz! - Pociągnąłem ją za fartuszek, spoglądając na nią z uśmiechem. - Widzisz? O tam, obok stoiska z rybami... Kot!
Siedział niedaleko wielkiego kosza, z którego wystawały rybie ogony. Miał białą sierść i wpatrywał się łakomie w towar ze stoiska złotymi oczami.
- Paniczu, nie jesteśmy tutaj, by kupować ryby, szukamy członków Dworu Dnia... - zaoponowała słabo staruszka.
- Nie chodzi mi o ryby - roześmiałem się. - Tylko o kota. Mógłbym go ze sobą wziąć? - popatrzyłem na kobietę z nadzieją. - Rodzice nigdy nie pozwalali mi mieć zwierzątka...
- Paniczu... - westchnęła Yumeha. Zatrzymała się i ścisnęła lekko moją rękę. W jej oczach zalśniły łzy. - To był straszny cios dla całej służby, a najbardziej dla panicza. Nie chciałabym sprzeciwiać się woli świętej pamięci pana i pani Makoto, ale... Wiem jak bardzo tego panicz pragnie, więc... W porządku. - Spróbowała się słabo uśmiechnąć. - Może panicz go ze sobą zabrać, ale wyłącznie wtedy, gdy księżniczka również wyrazi zgodę na trzymanie zwierzęcia na swoim Dworze.
- Dziękuję, Yumeha! - wykrzyknąłem i przytuliłem ją mocno.
Pobiegłem natychmiast w stronę białego kota, i oczywiście musiałem się potknąć. To nieodłączny element każdego mojego biegu. Wyhamowałem tuż przed nosem kota, który skulił się ze strachu i zacisnął oczy.
- Nie bój się - powiedziałem, kucając. Podniosłem rękę i powoli zbliżyłem ją do grzbietu zwierzaka. - Nie zrobię ci krzywdy.
Ostrożnie pogładziłem miękkie futerko. Po raz pierwszy w życiu dotknąłem zwierzęcia. To było niesamowite uczucie. Kot podniósł się i otarł o moje kolana. Zamruczał głośno.
- Będziesz się nazywał Jun. - Podniosłem go na wysokość twarzy, a potem otoczyłem ramionami i podniosłem się, rozglądając w poszukiwaniu Yumehy. Zauważyłem ją w pobliżu grupki jakiś mężczyzn ubranych w marynarki i z bronią przypasaną do boku. Podszedłem ostrożnie, by się nie przewrócić z kotem na rękach do staruszki.
- Mam go, Yumeha! - oznajmiłem wesoło. - Wcale nie uciekał, na początku tylko trochę się przestraszył, ale potem od razu mnie polubił, więc zabiorę go ze sobą. I dałem mu na imię Jun, jest taki piękny, prawda Yumeha? - Podniosłem wzrok i dopiero wtedy zauważyłem, że kobieta płacze. Zdziwiony ty widokiem, przerwałem potok słów. - Coś się stało? Dlaczego płaczesz?
- Paniczu... - Służąca pochyliła głowę. - Tutaj musimy się rozstać. Ci mili panowie zaprowadzą się do Dworu Dnia, a ja muszę wracać do domu państwa Makoto.
- Ale dlaczego? - Głos mi się załamał. Yumeha była ulubioną służącą mojej mamy, pomagała jej nawet po tym jak... - Nie odchodź! - złapałem ją za rękę. Pojedyncza łza stoczyła się po moim policzku.
- Paniczu, życzeniem państwa Makoto było, bym przyprowadziła panicza do Dworu Dnia, jeśli im przytrafiłoby się coś złego... - Yumeha przytuliła mnie i teraz oboje płakaliśmy na całego. Zasmarkałem jej całe ramię, kompletnie nie mogłem się uspokoić. Przypomniałem sobie to, co tak strasznie chciałem zapomnieć, a teraz jeszcze muszę się rozstać z Yumehą...
- Bądź dzielny, paniczu. I sprawuj się dobrze na Dworze Dnia. Twoi rodzice na pewno byliby z ciebie dumni - Służąca pogłaskała mnie do głowie i odwróciła się szybko do członków straży Dworu Dnia. - Proszę, zabierzcie tego chłopca.
Odeszła szybko, ocierając twarz haftowaną chusteczką. Stałem na drodze, patrząc za nią tak długo, jak mogłem, dopóki nie zniknęła mi z oczu. Potem podniosłem z ziemi Jun, który w całym zamieszaniu wyskoczył z moich objęć i powlokłem się drogą prowadzącą na Dwór Dnia.
Panowie ze straży nie byli zbyt rozmowni, nawet na mnie nie spoglądali. Poza tym, byłem zajęty ocieraniem łez z twarzy i nie byłem w nastroju na rozmowy, więc sytuacja w gruncie rzeczy mi odpowiadała. Głaskałem Jun'a i wpatrywałem się w brukowaną drogę pod moimi stopami, aż doszliśmy do wielkiej bramy, za którą znajdował się pałac - siedziba Dworu Dnia i Dworu Nocy.
Strażnicy gdzieś sobie poszli, każąc mi zostać na miejscu. Znajdowałem się na placu, kilka metrów dalej była wielka fontanna o kształcie koła i średnicy przynajmniej dziesięciu metrów. Przysiadłem na niej i obróciłem się w stronę wody. Spojrzałem na swoje falujące odbicie - nie wyglądałem już tak tragicznie. Jun wyraźnie nie bał się zamoczenia, bo spacerował sobie na murku tuż powyżej wody.
Nie wiem, ile czasu spędziłem, siedząc i wpatrując się w swoje odbicie. Nawet nie myślałem o tym, by gdzieś pójść, bo przecież kazano mi tutaj czekać...
- Hej, mały, to twój kot próbował się utopić w fontannie? - usłyszałem głos, a zaraz potem przed moimi oczami pojawiła się ręka trzymająca za kark przemokniętego Jun'a.
Rzuciłem się na kota i zacząłem go wycierać rękawami swojej koszulki. Kiedy był już względnie suchy, odwróciłem się błyskawicznie, tak, że niemal sam prawie zaznałem kąpieli. W polu mojego widzenia pojawił się czyjś brzuch. Zadarłem głowę do góry.
- Co mu zrobiłeś? - krzyknąłem na czarnowłosego chłopaka, który z założonymi rękami przyglądał mi się z nieodgadnioną miną.

Akise?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz