Ziewnąłem szeroko i kichnąłem. Służąca moich rodziców rozglądała się
niepewnie, idąc szeroką drogą, wzdłuż której poustawiane były stragany.
Nigdy nie byłem w podobnym miejscu, całe życie spędziłem w wielkim domu
mojej rodziny i jeszcze większym ogrodzie. Rozglądałem się, próbując
zobaczyć coś godnego zakupu. Marchewki, kury, plecione koszyki z
wikliny...
- Yumeha, popatrz! - Pociągnąłem ją za fartuszek, spoglądając na nią
z uśmiechem. - Widzisz? O tam, obok stoiska z rybami... Kot!
Siedział niedaleko wielkiego kosza, z którego wystawały rybie
ogony. Miał białą sierść i wpatrywał się łakomie w towar ze stoiska
złotymi oczami.
- Paniczu, nie jesteśmy tutaj, by kupować ryby, szukamy członków Dworu Dnia... - zaoponowała słabo staruszka.
- Nie chodzi mi o ryby - roześmiałem się. - Tylko o kota. Mógłbym go
ze sobą wziąć? - popatrzyłem na kobietę z nadzieją. - Rodzice nigdy nie
pozwalali mi mieć zwierzątka...
- Paniczu... - westchnęła Yumeha. Zatrzymała się i ścisnęła lekko
moją rękę. W jej oczach zalśniły łzy. - To był straszny cios dla całej
służby, a najbardziej dla panicza. Nie chciałabym sprzeciwiać się woli
świętej pamięci pana i pani Makoto, ale... Wiem jak bardzo tego panicz
pragnie, więc... W porządku. - Spróbowała się słabo uśmiechnąć. - Może
panicz go ze sobą zabrać, ale wyłącznie wtedy, gdy księżniczka również
wyrazi zgodę na trzymanie zwierzęcia na swoim Dworze.
- Dziękuję, Yumeha! - wykrzyknąłem i przytuliłem ją mocno.
Pobiegłem natychmiast w stronę białego kota, i oczywiście musiałem
się potknąć. To nieodłączny element każdego mojego biegu. Wyhamowałem
tuż przed nosem kota, który skulił się ze strachu i zacisnął oczy.
- Nie bój się - powiedziałem, kucając. Podniosłem rękę i powoli zbliżyłem ją do grzbietu zwierzaka. - Nie zrobię ci krzywdy.
Ostrożnie pogładziłem miękkie futerko. Po raz pierwszy w życiu
dotknąłem zwierzęcia. To było niesamowite uczucie. Kot podniósł się i
otarł o moje kolana. Zamruczał głośno.
- Będziesz się nazywał Jun. - Podniosłem go na wysokość twarzy, a
potem otoczyłem ramionami i podniosłem się, rozglądając w poszukiwaniu
Yumehy. Zauważyłem ją w pobliżu grupki jakiś mężczyzn ubranych w
marynarki i z bronią przypasaną do boku. Podszedłem ostrożnie, by się
nie przewrócić z kotem na rękach do staruszki.
- Mam go, Yumeha! - oznajmiłem wesoło. - Wcale nie uciekał, na
początku tylko trochę się przestraszył, ale potem od razu mnie polubił,
więc zabiorę go ze sobą. I dałem mu na imię Jun, jest taki piękny,
prawda Yumeha? - Podniosłem wzrok i dopiero wtedy zauważyłem, że kobieta
płacze. Zdziwiony ty widokiem, przerwałem potok słów. - Coś się stało?
Dlaczego płaczesz?
- Paniczu... - Służąca pochyliła głowę. - Tutaj musimy się rozstać.
Ci mili panowie zaprowadzą się do Dworu Dnia, a ja muszę wracać do domu
państwa Makoto.
- Ale dlaczego? - Głos mi się załamał. Yumeha była ulubioną służącą
mojej mamy, pomagała jej nawet po tym jak... - Nie odchodź! - złapałem
ją za rękę. Pojedyncza łza stoczyła się po moim policzku.
- Paniczu, życzeniem państwa Makoto było, bym przyprowadziła panicza
do Dworu Dnia, jeśli im przytrafiłoby się coś złego... - Yumeha
przytuliła mnie i teraz oboje płakaliśmy na całego. Zasmarkałem jej całe
ramię, kompletnie nie mogłem się uspokoić. Przypomniałem sobie to, co
tak strasznie chciałem zapomnieć, a teraz jeszcze muszę się rozstać z
Yumehą...
- Bądź dzielny, paniczu. I sprawuj się dobrze na Dworze Dnia. Twoi
rodzice na pewno byliby z ciebie dumni - Służąca pogłaskała mnie do
głowie i odwróciła się szybko do członków straży Dworu Dnia. - Proszę,
zabierzcie tego chłopca.
Odeszła szybko, ocierając twarz haftowaną chusteczką. Stałem na
drodze, patrząc za nią tak długo, jak mogłem, dopóki nie zniknęła mi z
oczu. Potem podniosłem z ziemi Jun, który w całym zamieszaniu wyskoczył z
moich objęć i powlokłem się drogą prowadzącą na Dwór Dnia.
Panowie ze straży nie byli zbyt rozmowni, nawet na mnie nie
spoglądali. Poza tym, byłem zajęty ocieraniem łez z twarzy i nie byłem w
nastroju na rozmowy, więc sytuacja w gruncie rzeczy mi odpowiadała.
Głaskałem Jun'a i wpatrywałem się w brukowaną drogę pod moimi stopami,
aż doszliśmy do wielkiej bramy, za którą znajdował się pałac - siedziba
Dworu Dnia i Dworu Nocy.
Strażnicy gdzieś sobie poszli, każąc mi zostać na miejscu.
Znajdowałem się na placu, kilka metrów dalej była wielka fontanna o
kształcie koła i średnicy przynajmniej dziesięciu metrów. Przysiadłem na
niej i obróciłem się w stronę wody. Spojrzałem na swoje falujące
odbicie - nie wyglądałem już tak tragicznie. Jun wyraźnie nie bał się
zamoczenia, bo spacerował sobie na murku tuż powyżej wody.
Nie wiem, ile czasu spędziłem, siedząc i wpatrując się w swoje
odbicie. Nawet nie myślałem o tym, by gdzieś pójść, bo przecież kazano
mi tutaj czekać...
- Hej, mały, to twój kot próbował się utopić w fontannie? -
usłyszałem głos, a zaraz potem przed moimi oczami pojawiła się ręka
trzymająca za kark przemokniętego Jun'a.
Rzuciłem się na kota i zacząłem go wycierać rękawami swojej
koszulki. Kiedy był już względnie suchy, odwróciłem się błyskawicznie,
tak, że niemal sam prawie zaznałem kąpieli. W polu mojego widzenia
pojawił się czyjś brzuch. Zadarłem głowę do góry.
- Co mu zrobiłeś? - krzyknąłem na czarnowłosego chłopaka, który z założonymi rękami przyglądał mi się z nieodgadnioną miną.
Akise?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz