To był zły pomysł. Mogłam sobie odejść ale nie. Szacunek był silniejszy. Jak to się stało? A no, tak:
***
Poszłam na rynek Dworu żeby zobaczyć, czy jest coś ciekawego. Podobno miało być coś jak nie juro, to za parę dni. Już chciałam się zabierać do siebie, kiedy usłyszałam pijanych młodych mężczyzn. Normalnie bym ich zignorowała ale to przykuło uwagę. Po pierwsze byli na uboczu, było ich słychać ale nie można było ich dostrzec z rynku. Po drugie, jeden niepochlebnie wyrażał się o księciu. Aż mnie zmroziło. Podeszłam bliżej. Wyklinał go, przeklinał...dużo tego było. Zagotowało się we mnie. Wyszłam im na przeciw, a raczej jemu, bo reszta znikła, nawet próbowali go uspokoić i doprowadzić do ładu ale nic nie działało, ba efekt był taki sam dolanie oliwy do ognia.
Spojrzałam na niego poważnie a on swoim pijanym spojrzeniem hasał sobie po moim ciele ale nic nie miał do zauważenia. Podeszłam parę kroków bliżej.
-Zdajesz sobie sprawę, że nie masz prawa obrażać władcy?
-Nie słysz,y to mogę mówić co mi się podoba- wybełkotał.
-Tacy pijacy jak ty powinni w ziemi zdychać- wycedziłam podchodząc bliżej chwytając go za kołnierz ubrania.- Jak. Śmiesz. Tak. Się. Wyrażać. O. Księciu- cedząc każde słowo wiedziałam, że oczy zaczynają mi się świecić a kości lada chwila go podziurawią. Nie nastąpiło to, teleportowało nas gdzieś do jakieś sali. Szybko się rozejrzałam i dostrzegłam go. Padłam na ziemię klęcząc na jedno kolano schylając głowę najniżej jak można było.
-Panie- powiedziałam z całym szacunkiem.
-Skoro was tu przywiało, coś się stało. Wyjaśnij młoda damo- głos księcia był taki jak sobie zapamiętała. Szorstkawy.
-Ten tu pijany mężczyzna zaczął bardzo niepochlebnie się o tobie panie wyrażać- mówiłam nie podnosząc wzroku.
Panie Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz