- Jakby to cię torturować. - westchnąłem teatralnie.
Gdy demon zaryczał, pstryknąłem palcami. Cień zaczął wlewać się w jego usta, dusząc go. Zachichotałem, gdy demon ostatni raz w swoim nędznym życiu zawył. Upadł na kolana i już się nie poruszył. Machnąłem ręką i demon zmienił się w cień, który następnie rozpłynął się w powietrzu. Sans sprawiła, że klatko - pułapka zniknęła.
- Jak wrócimy? Teleportować nas znowu? - spytała.
- Nie. - zdecydowałem. - Mam lepszy pomysł.
Zagwizdałem cicho, krótko i przenikliwie, i po chwili przed nami pokazały się konie - szkielety, już osiodłane (normalnym osprzętem).
- Chodź. - zwróciłem się do Sansity. - Wsiadaj.
- Na to?!
Wskoczyłem zwinnie na szkieletowego konia i złapałem za lejce.
- A czemu nie? - zaśmiałem się. - No chodź.
<Sansity? Wybacz, ale nie zabiję cię xdd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz