Chwilę patrzyłem na Katarinę poważnie, po czym zachichotałem. Katarina ostrożnie dołączyła do mnie. Gdy przestałem się śmiać, powiedziałem do niej:
- Wiesz... Nazywali mnie różnie, Księciem Ciemności, Mrocznym Panem, Władcą Cieni, Far Dorchą, Śmiercią... Feyra w dzieciństwie przezywała mnie Rysiem. - na wspomnienie dziecięcych lat potrząsnąłem głową i kontynuowałem. - Jednakże, nikt jeszcze nie nazwał mnie ''Panem Strasznym''. Wiesz, wiem, że jestem straszny, no ale jeszcze z czymś takim się nie spotkałem.
Minęło kilka minut w ciszy. W końcu odezwałem się.
- Och, Katarino. Pojedziesz ze mną moim powozem z powrotem na Dwór Nocy. Ma siostra ma jednak rację, nie przychodź tutaj, gdyż wtedy już cię nie ''uratuję''. - parsknąłem.
Spojrzeniem przepołowiłem kajdany i dziewczyna odetchnęła głęboko, wreszcie wolna. No, prawie.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz uciekać, wtedy powrócą. - ostrzegłem z drapieżnym błyskiem w oku. - I to na dłużej.
Dziewczyna prychnęła. Poprowadziłem ją przez zamek Księżniczki Dworu Dnia aż do mojego powozu. Był cały czarny, z dużymi oknami po bokach. Ciągnęło go sześć szkieletów koni, które teraz gniewnie parskały i stukały kopytami, raz po raz któryś stawał dęba. Gdy sługa otworzył nam drzwiczki powozu, podałem Katarinie rękę. Dziewczyna zignorowała jednak mą dłoń i sama weszła. W środku usiadła na kanapie obitej czarnym aksamitem. Gdy wszedłem za nią i usiadłem naprzeciwko niej, sługa zamknął drzwi i dał znak woźnicy, by ruszył. Konie - szkielety rzuciły się galopem, na krzyk woźnicy zwolniły do szybszego kłusa.
<Katarina?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz