Pokręciłam głową udając zatroskanie.
-Nie wypada tak atakować księcia, wiecie?- Rzuciłam do zgromadzonego, aczkolwiek niezbyt przyjaźnie nastawionego tłumu ludzi. Ich spojrzenia jednogłośnie mówiły, co sądzą o tym zajściu i możliwie o samym Rhysie. Złapałam go go za dłoń.- Później ich odwiedzimy, dobrze?
Po krótkiej chwili na wymianę spojrzeń, teleportowałam nas z dala od tego rynku. Wylądowaliśmy gdzieś na łące a w dali, pewnie z rynku, dobiegły nas bicie dzwonów. Szczęka mi opadła, kiedy wyszło, że jest grubo popołudniu, chyba w okolicach piętnastej. Zmarkotniałam podciągając kolana pod brodę.
-Co się stało miła?- Zapytał się Rhys układając się do pozycji siedzącej.
-Miałam mniej więcej plan na wspólne spędzenie dnia a wszystko wzięło w łeb- powiedziałam zasmucona.- Chyba nie jest pisane nam spędzić, jeden cały dzień. Przepraszam- spróbowałam mu posłać uśmiech ale wyszedł taki niemrawy.
Rhys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz