Popatrzyłem na dziewczynę w zamyśleniu. Pochyliła głowę, dygnęła i odwróciła, się, by odejść. Wtedy odezwałem się, gdyż wpadłem na pomysł.
- Zaczekaj, Sansity.
- Tak, panie? - obróciła się i spojrzała na mnie.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zasiądziesz ze mną do kolacji, moja droga? - spytałem.
- Ehm... - zawahała się, po chwili jednak uśmiechnęła się. - Jeśli mogę, to z przyjemnością, panie.
Przewróciłem oczami i poleciłem jej, by podążała za mną. Na najwyższym piętrze zamku znajdowały się moje komnaty z widokiem na miasto. Po kilku minutach podążania korytarzami, dotarliśmy do stalowo - drewnianych drzwi. Pchnąłem je lekko, jakby nic nie ważyły i przepuściłem Sans przodem. Gdy przeszła przez próg, wszedłem do komnaty i zatrzasnąłem za nami drzwi. Dziewczyna lekko podskoczyła na ten dźwięk.
- Wybacz. - mruknąłem i stanąłem.
Nie miałem zamiaru się jej z czegokolwiek tłumaczyć, po prostu, trzaśnięcie drzwiami wywoływało strach, co lubiłem robić.
- Oczywiście, panie.
- Daruj sobie to całe ''panie''. - machnąłem ręką. - Co jak co, jednakże znasz mnie jakiś czas, choćby to miało być razem kilka godzin. ''Książę'' brzmi już lepiej, chociaż wolałbym to odpuścić. Mów mi Rhys, ewentualnie Rhysand, kochana.
Gdy spuściła wzrok, przewróciłem oczami.
- Potraktuj to jako rozkaz, a teraz za mną, moja miła. - skinąłem jej głową i poprowadziłem przed następną komnatę - sypialnię, do trzeciej - mojej osobistej jadalni. Był już tam nakryty stół i krzesła. Na blacie stołu leżały niezapalone świecie. Machnięciem ręki sprawiłem, że zaczęły palić się cienioogniem.
<Sans? Musiałaś iść, nie miałaś wyjścia, z Rhysem się nie dyskutuje ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz