- To lepiej miej, wypada znać imię swojego księcia, Katarino. - mruknąłem.
Przywołałem cień, który zamknął za mną drzwi. Ukłonił mi się, i gdy wykonał polecenie, odwołałem go. Potem przeniosłem wzrok na Katarinę. Wbijała we mnie butny wzrok. W jej oczach było coś wyzywającego. Oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce na łokciach.
- Nie jesteś moim księciem. - wysyczała dziewczyna po chwili.
- Nie? Więc służysz mojej wielkodusznej siostrze?
- Dobrze ją nazwałe...
Nie pozwoliłem jej dokończyć. W jednej sekundzie odepchnąłem się od ściany i zjawiłem się przed nią. Zacisnąlem jej rękę wokół szyi. Wyrywała się, jednak pochyliłem się do niej i warknąłem jej do ucha:
- Nie waż się obrażać Księżniczki Dworu Dnia, złotko. Tylko ja mogę to robić, i nikt inny, rozumiesz?
Poluźniłem uchwyt i odepchnąłem ją tą samą ręką. Dziewczyna przez chwilę nie mogła złapać równowagi, ale po chwili stanęła pewnie na nogach. W jej oczach cały czas tańczyły te wojownicze iskierki. Spojrzałem jej głęboko w oczy i powiedziałem:
- Katarino, kochanie, masz przed sobą Księcia Dworu Nocy Rhysanda. Na nic ci ta dumna postawa. Ja jednym gestem, słowem czy spojrzeniem, nawet ciebie nie dotykając, mogę cię zabić. Nie zdążysz nawet mnie zobaczyć czy krzyknąć. Bądź więc tak dobra i okaż mi trochę szacunku, skarbie.
<Katarina?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz