Gdy Sans mnie pocałowała, objąłem ją ramionami i kontynuowałem pocałunek. Całowaliśmy się kilka minut, aż w końcu odsunęliśmy się od siebie. Pozwoliłem lekkiemu uśmiechowi wpełznąć na twarz, gdy popatrzyłem na Sansity.
- Wiesz... Księciu nie wypada się chyba całować w zaułku niedaleko rynku? - spytałem sarkastycznie.
- Chyba. - parsknęła Sans i uśmiechnęła się szyderczo w stronę grupy kilku dzieci gapiących się na nas z końca zaułka.
Jednym spojrzeniem sprawiłem, że zaczęły się dusić. Poddusiłem je, jednak nie do nieprzytomności. Po kilku sekundach rzuciłem im groźne spojrzenie i odwołałem cienie, które zaciskały się na ich szyjach. Dzieci pospiesznie odbiegły, a ludzie z tej części z niewiadomych przyczyn zaczęli znikać.
- Książę tu jest! - ktoś warknął cicho kawałek dalej, nie rozpoznałem jednak, czy były to słowa przerażenia czy gniewu.
<Sans?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz