Leżałam sobie w jakimś miejscu w lesie. Dzień niestety nawet słoneczny i w miarę ciepły ale w cieniu było cudownie chłodno, tak więc znalawszy sobie dobre miejsce, przysnęłam zadowolona. Długo niestety nie miałam spokoju. W którymś momencie usłyszałam gdzieś niedaleko stukot bodajże kopyt a później rżenie. Koń. Kręcił się blisko aż nagle podszedł i zbliżył swój łeb do mojej głowy. Chrapami, którymi posmyrał mnie, zbudził od razu. Kara klacz. Lekko odsunęłam twarz od niej i ostrożnie poklepałam po skórze.
-A ty skąd tutaj?- Zapytałam się cicho niechętnie wstając. Klacz się rozejrzała jakby szukała coś lub kogoś. Czyli pewnie jeździec powinien być w pobliżu. Poklepałam ją po grzbiecie.- Chodź, znajdziemy ci twoją osobę.
Szłam powoli trzymając swoją dłoń na karku zwierzęcia co jakiś czas się rozglądając. Poprawiłam swoją niebieską bluzę i w tym samym momencie ktoś zawołał. W naszą stronę kuśtykało młode dziewczę a na jej widok, koń prawie podskoczył z radości. Puściłam ją dopiero gdy dziewczyna znalazła się bliżej. Nastąpiła chwila wylewnego przywitania po czym ona zauważyła mnie.
-Jest twoja?- Zapytałam się przyglądając się im.
-Tak! Co się z nią stało?- Nieznajoma spojrzała przestraszona na klacz to na mnie. Wzruszyłam ramionami.
-Bo ja wiem. Zbudziła mnie i tak jakoś wyszło. Na twoim miejscu przyłożyłabym liście babki na stłumienie krwawienia do nogi- dodałam przyglądając się pokaźnej ranie i śladom krwi na kończynie i na ziemi.
-Dzięki.
-To ja się odmeldowuje. Pa- odwróciłam się na pięcie aby znaleźć jakieś znowu miejsce w cieniu na dalszą drzemkę.
-Zaraz, poczekaj proszę! Mogę znać twoje imię?
Spojrzałam przez ramię przystając na moment rzucając z uśmiechem.
-Mów mi Sans.
<Alyssa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz