Omiotłam wzrokiem mój ogród przy pałacu. Służba, w tym przypadku ogrodnicy, uśmiechali się do mnie lub wręcz przeciwnie, umykali przed moim wzrokiem. Nie mam charakteru jak mój kochany braciszek książę Dworu Nocy, jednakże potrafię był niemiła. Wspomniany wcześniej Rhys się o tym przekonał, liczni lub nieliczni inni zresztą też. Westchnęłam i machnęłam ręką. Dwa cienie z promieni słońca w kształcie koni zaczęły galopować w kółko po placu przed ogrodem. Przyglądałam się im, a wtedy usłyszałam, że strażnicy zbliżają się z kimś obcym, nie z Dworu. Błyskawicznie odwróciłam się, nie odwołując świetlistych koni, które przystanęły za mną. Osoba ciągnięta przez strażników miała kaptur na głowie, nie wiedziałam więc, czy to chłopak, czy dziewczyna.
- Pani. - zwrócił się do mnie strażnik, pochylając głowę w ukłonie.
- Dobrze, wam już dziękuję. - skinęłam na strażników, którzy cofnęli się, ale nie odeszli. Skrzyżowałam ramiona. - A ty? Co tutaj robisz?
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz