Pierwszy raz byłem tak szczęśliwy i przestraszony za jednym razem. Nigdy jeszcze nie wkurzyłem tak wysoko postawionej osobistości. No i nigdy jeszcze prawie nie umarłem. Kiedy ten mnie puścił osunołem się na ziemie. Spojrzałem na rany zadane przez ogary. Była to nie równa gra. On był w pełni sił za to ja męczyłem się z żelastwem na rękach. Kiedy ten rozmawiał z siostrą wyłapałem karzde słowo dzięki czemu dowiedziałem się jak mają obydwoje na imię. Po chwili zacząłem nucić piosenke, którą za dziecks uczyła mnie mama. Pamiętałem jednak tylko kawałek, a kiedy skończyłem histerycznie się zaśmiałem.
- Nie sądzicie, że te słowa pasują do obecnej sytuacje. - powiedziałem z uśmiechem. W dodatku wymyśliłem jak się uwolnić. Oceniłem odległość ogarów ode mnie i Rhysa. Po chwili byłem w ciele kota i jednym suzem wskoczyłem na czarnowłosego wchodzàc na plecy pod płaszcz. Oczywiście pazurami byłem wbity w niego i wydawało mi się to najbezpieczniejsze miejsce. Psy mnie tu nie zaatakują bo mogą zranić swojego pana, a rękoma trudno tutaj dosięgnąć.
(Rhys?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz