Zamknęłam oczy.
Ciepły wiatr rozwiewał moje włosy, plącząc je niemiłosiernie. Uwielbiałam to uczucie oraz szybkie tempo mojego wierzchowca i odgłos jego kopyt, uderzających systematycznie o miękkie, trawiaste podłoże.
Po raz kolejny mogłam odetchnąć od dworu i narzucanych mi przez niego, estetycznych zasad. Dusiłam się nie będąc w pełni sobą, jednakże dało się do tego przyzwyczaić i w jakimś stopniu stłamsić te uczucie. Z pewnością do najprzyjemniejszych nie ciągłe nawroty uczucia, ale musiałam pozwolić sobie to zaakceptować. Do tej pory nie udało mi się tego zrobić.
Tiana, kara klacz służąca mi od małego, zarżała niespokojnie. Pociągnęłam lekko za lejce, aby ją zatrzymać. Poklepałam ją uspokajająco po muskularnej szyi. Żałowałam, że moja aura nie mogła wpływać także na zwierzęta. W takich momentach jak ten, bardzo by mi się to przydało.
— Spokojnie mała — przemówiłam do niej łagodnym głosem.
Rozjuszone zwierzę nie chciało się uspokoić za żadne skarby. Zsunęłam się z grzbietu Tiany i stanęłam centralnie przed nią. Położyłam obie dłonie na jej po bokach jej szyi i patrząc prosto w oczy, mówiłam do niej dalej. Czarne jak węgle oczy były jakby na mnie skupione. Kiedy już myślałam, że ją uspokoiłam, klacz prychnęła, po czym pognała przed siebie.
W pierwszej chwili poczułam mocny uścisk szczęk na łydce, a w następnej solidne zderzenie z glebą.
Przez chwilę nie mogłam zorientować co się dzieje, a rozmazany obraz tylko mi to utrudniał. Zamrugałam kilka razy, dostrzegając postać szarego, zwyczajnego wilka. Nieco wychudzony, trzymał w mocnym uścisku moją nogę. Szarpnęłam nieroztropnie nogą, czując jak jego kły wbiły się głębiej. Syknęłam cicho z bólu.
Kopnęłam go wolną nogą.
Powtórzyłam tę czynność kilka razy, aż do skutku. Puścił mnie i szybko pognał przed siebie. Widać było, że był osłabiony, więc nie stanowił dla mnie wielkiego zagrożenia. Rzadko się zdarzało, żeby wilki w ogóle znajdowały się na tych rejonach, a jeszcze rzadziej, żeby atakowały ludzi. Głód może doprowadzić zarówno zwierzęta jak i ludzi do bezmyślnego, desperackiego działania.
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej, zginając zranioną nogę.
Ciężko było mi zdjąć z niej wysokiego buta. Musiałam się nieco nagimnastykować, co tylko przysporzyło mi dodatkowej dawki bólu. Dobrze widoczne rany były głębokie. Na szczęście wilk nie poszarpał mi jej, dzięki obuwiu.
Zrobiłam sobie prowizoryczny opatrunek, po czym ponownie naciągnęłam muszkieterkę na nogę. Rozejrzałam się po okolicy. Dalekosiężne niziny, wydawały się nie mieć końca. Wstałam wolno. Opierając ciężar ciała, głównie na zdrowej nodze, ruszyłam śladem Tiany. Musiałam ją znaleźć.
< Ktoś chce popisać? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz