sobota, 25 czerwca 2016

Od Rhysa

Siedziałem na moim kościanym tronie, opierając głowę o lewą rękę trzymaną na podłokietniku. Tron z kości był efektowny, każdy kto wchodził do sali tronowej zamierał na jego widok. No, ktoś, kto go wcześniej nie widział. A jeśli się zbliżyć, na każdej kości wyryte były data i inicjały tego, do kogo ta kość należała. Doprawdy, imponujące. Jednakże ten tron na dłuższą metę był też trochę niewygodny. Westchnąłem i kiwnąłem prawym palcem na służkę. Ukłoniła mi się i spytała, czego chcę. Odpowiedziałem, że świecę. Dziewczyna przemknęła cicho wzdłuż sali i po minucie służąca wręczyła mi trzy. Odprawiłem ją skinieniem, nie marnując czasu na zbędne słowa. Postawiłem je na prawym podłokietniku tronu, a wtedy drzwi do sali otworzyły się z hukiem i do środka wparowali moim dwa strażnicy, trzymając za ramiona białowłosego chłopaka. Uniosłem jedną brew i machnąłem ręką, a jedna ze świec zapaliła się cienioogniem, czyli cieniem o właściwościach ognia. Teraz strażnicy wlekli po dywanie w moją stronę osłupiałego chłopaka - nie wiem, czy po ujrzeniu mego kościanego tronu czy po zobaczeniu jak świeca pali się cieniem. Cieszyło mnie to, ale nie dałem tego po sobie poznać. Gdy wreszcie strażnicy dotarli pod tron, rzucili go na ziemię i ukłonili mi się. Chłopak od razu wstał i wyprostował się. Strażnicy założyli mu jednak kajdany na ręce.
- Powiedz, czego chcesz od Mrocznego Pana, chłopcze! - warknął na niego strażnik.
- Gdzie go znaleźliście? - zignorowałem pierwszego strażnika i przeniosłem wzrok na drugiego.
- Na cmentarzu, panie. - odpowiedział.
- Co robi na moim dworze? - ciągnąłem.
- Jego spytaj, wasza wysokość, ja n-nie wiem. - szepnął i pochylił głowę.
Wstałam, a mój czarny płaszcz do łydek zatrzepotał. Zszedłem po jednym kościanym stopniu. 
- Wiesz, jakie konsekwencje ma twoja niewiedza? - spytałem ze stoickim niemal spokojem w głosie.
- Tak, panie. - poinformował mnie drżącym szeptem.
Kiwnąłem palcem i śmiercionośne cienie owinęły szyję nieszczęsnego strażnika. 
- Litości, panie... - powiedział, trzymając się za szyję.
- Ja nie okazuję litości, człowieku. To kara, Zapamiętaj ją sobie na przyszłość. Chociaż...
Poddusiłem go, a później odwołałem cienie. Strażnik osunął się na ziemię - nie nieżywy, ale nieprzytomny.
- ...jestem dziś w wyjątkowo dobrym nastroju. - zaśmiałem się sarkastycznie.
Usiadłem na tronie i spojrzałem na drugiego, pobladłego strażnika i na białowłosego chłopaka, który zaciskał ręce w pięści, mimo kajdan.
- No a więc, chłopcze? Czego ode mnie chcesz? - uniosłem brew i zapaliłem drugą świecę.
<Asaki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz