Wpatrywałem się w czarnowłosego uważnie. Skoro twierdzi, że nic nie
zrobił Jun'owi, to na pewno tak jest. Chciałem wreszcie ruszyć się z
tego samotnego miejsca, ale przypomniałem sobie słowa straży i
wyjaśniłem Akise swoją sytuację.
- Ci panowie kazali mi tutaj czekać. Może sami poszli po
księżniczkę? - Zamachałem nogami w zamyśleniu, przytulając Jun'a ze
zmierzwionym futerkiem.
- Wątpię, mały... - Akise podrapał się w ucho. - Właśnie, jak masz na imię?
- Hisaki. - Uśmiechnąłem się szeroko. - Twoje imię zaczyna się
"aki", a moje się kończy. Śmiesznie, co? - Zaśmiałem się krótko i
zeskoczyłem z murku. - Skoro uważasz, że straże nie wrócą, proszę
poprowadź mnie do księżniczki. - Stanąłem przed nim, zadzierając głowę.
Był naprawdę wysoki w porównaniu ze mną.
- Nie ma sprawy - wymamrotał, odwracając wzrok. Może był nieśmiały?
Dogoniłem go, podbiegając, co nie ubyło się bez potknięcia. Na
szczęście złapałem równowagę i mogłem iść u boku Akise. Chociaż chwilka,
zaraz. Na jego jeden krok przypadały moje trzy. Chłopak chyba nie
zauważył, że za nim nie nadążam, albo to ignorował, bo szedł przed
siebie nie oglądając się i patrząc w odległy skraj lasu.
Pogoń za nim musiała się oczywiście skończyć upadkiem. Już po
chwili leżałem na kamieniach twarzą, a zdenerwowany Jun biegał wokół
mnie. Nie dość, że dzisiaj prawie się utopił, to jeszcze niemal
podzielił mój los. Nie miałem mu za złe, kiedy po podniesieniu się, nie
chciał dać się wziąć na ręce.
Zostawiłem więc kota w spokoju, karząc mu tutaj zostać, dopóki nie
wrócę i rozejrzałem się za Akise. Był już dziesięć metrów dalej. Niczego
nie zauważył? Musi być naprawdę nieobecny.
- Hej, Akise! - zawołałem, machając ręką. - Poczekaj minutkę.
Tym razem podszedłem, bo nie chciałem powtórki, otrzepując przy
okazji ubranie z pyłu. Mama byłaby wściekła, gdyby widziała jak
wyglądam.
- Co jest, Hisa...? - Odwrócił się czarnowłosy i zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. - Wywaliłeś się?
- No - przytaknąłem. - Nic mi nie jest, więc możemy iść dalej, Jun na szczęście się nie poobijał.
- Jun? - zapytał zdezorientowany Akise.
- Ach, nie mówiłem? Tak się nazywa mój kot. Znalazłem go jakąś
godzinę temu na targu, wydał mi się bezpański, więc go przygarnąłem.
Yumeha pozwoliła mi go zabrać pod warunkiem, że księżniczka też się
zgodzi na jego przebywanie w Dworze Dnia. Macie tutaj jeszcze jakieś
inne zwierzątka? Może ty masz? Wspominałeś, że lubisz zwierzęta. Nie
zniosę, jeśli księżniczka każe mi go porzucić... Zawsze chciałem mieć
towarzysza, ale rodzice mi nie pozwalali. Nawet nie wiem dlaczego, a
teraz ich już nie zapytam... No nieważne, w każdym razie jeszcze ci nie
podziękowałem za to, że go uratowałeś. Dziękuję! I przepraszam, że tak
na ciebie nakrzyczałem, ale rozumiesz, w pierwszej chwili trochę mnie
przestraszyłeś...
- W-w porządku, mały... - Akise podniósł ręce, chcąc mnie uciszyć. - Nic się nie stało. Chodź, tutaj jest wejście...
Weszliśmy przez szerokie, zdobione drzwi. Po kilku skrętach
znaleźliśmy się w bardziej oficjalnej części budynku. Na ścianach
wisiały przepiękne obrazy, podobne do tych z mojego domu. W równych
odstępach stały drewniane kolumny, a na nich donice z kolorowymi
kwiatami. Drogę wyściełały drogie dywany, ciągnące się przez całą
długość i szerokość. To wszystko wyglądało bardzo znajomo...
Akise znów przyśpieszył, więc podbiegłem, by go dogonić.
- Za tymi drzwiami jest jadalnia, a tutaj księżniczka przyjmuje interesantów...
Właśnie w tym momencie nastąpiło to... Potknięcie.
Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności na mojej drodze znalazła się
zmarszczka na dywanie. Poleciałem twarzą na ziemię, ale starałem się
podeprzeć rękami. Zahaczyłem o jakiś twardy przedmiot i ŁUP. Rozległ się
okropny trzask. Nie wylądowałem na podłodze, w przeciwieństwie do
wielkiej donicy z okazałym kwiatem, z którego teraz zostało kilka
postrzępionych łodyżek i kupka ziemi.
- Upsss... - syknąłem.
Akise odwrócił się i spojrzał zszokowany na pobojowisko i mnie umazanego ziemią.
- Coś narobił, Hisaki?
- Potknąłem się... - wymamrotałem ze skruchą. Widząc wyraz jego twarzy, zaniepokoiłem się. - Nikomu nic nie mów, dobra?
- Jeśli nas znajdą, na pewno się dowiedzą - westchnął chłopak,
przejeżdżając dłonią po twarzy. - Dlaczego nie mogę spędzić chodź
jednego dnia w spokoju...?
- Przepraszam...
W oddali rozległ się tupot stup zaalarmowanych hałasem strażników.
- O nie! - jęknął Akise, rzucając się do zbierania kawałków donicy i próbując zmieść całą ziemię w jakiś niewidoczny kąt.
- Spokojnie. - Uśmiechnąłem się i zanurkowałem ręką do kieszeni w
poszukiwaniu pieniędzy. - Przekupimy ich! - wykrzyknąłem triumfalnie,
wyławiając zdobycz - pięć wysokich nominałów.
- No co ty, tak nie można - odszepnął Akise, nadal zbierając resztki dekoracji. - W ogóle skąd to masz?
- Z kieszeni - odrzekłem, jakby to było oczywiste, wzruszając ramionami. - Zawsze je znajduję, kiedy są potrzebne.
Akise zerwał się na równe nogi i złapał mnie za rękę. Rzuciłem
okiem na jego daremne wysiłki pozbycia się śladów mojej bytności tutaj z
puszystego dywanu. Najwyraźniej dotarło do niego, że to na nic.
Czarnowłosy pociągnął mnie za sobą i po chwili obaj gnaliśmy na złamanie
karku korytarzem.
- Może by na to poszli! - wydyszałem, zmęczony po kilku minutach kluczenia wśród zawiłych dróg. - Zawsze warto spróbować.
Akise?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz