środa, 31 sierpnia 2016

Od Aidena CD Sansity

- Jasne, jasne - odparłem ponuro.
Wtem ktoś wpadł na mnie. Odruchowo stanąłem na lewą nogę, co skończyło się bólem. Zakląłem cicho i spojrzałem na małego chłopca, który zadarł głowę do góry i przyjrzał mi się.
- Przepraszam, nie... - zaczął, lecz mu przerwałem.
- Tutaj przepraszam nie pomoże. - Zmrużyłem oczy. - Dzisiaj nie jestem w nastroju.
Już się szykowałem do wyciągnięcia sztyletu, jednak Sans przejrzała me zamiary i czym prędzej szturchnęła mnie mocno łokciem w bok. Popatrzyłem na nią złowrogo. Po chwili wiedziałem, o co jej chodzi. Prychnąłem i odwróciłem głowę w stronę dzieciaka.
- Masz jednak szczęście - mruknąłem. - Ale patrz pod nogi, bo następnym razem nie będę taki miłosierny.
Dzieciakowi zakręciły się łzy w oczach. Przygryzł wargę i uciekł. Ja i Sans ruszyliśmy dalej.
- Tak ci spieszno do grobu? - zapytała białowłosa.
- Sama widziałaś tego dzieciaka - odparłem.
- Ale nie pomyślałeś, że to może się dla ciebie gorzej skończyć?
Milczałem. W sumie ma rację. Nie chcę jeszcze trafić za kraty ani tym bardziej wąchać kwiatki od spodu.
- Masz rację - przyznałem niechętnie. - Nienawiść do tych bachorów wzięła górę. Następnym razem będę panował nad sobą.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Skręciliśmy na kolejną ulicę. Szliśmy na uboczu, by za bardzo nie rzucać się w oczy. Mimo to przechodnie spoglądali na nas z zaciekawieniem. Gdy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem jakiegoś mężczyzny, spuściłem głowę. Grzywka przysłoniła moje oczy. Nikt nie może teraz mnie rozpoznać.

Bez większych przeszkód dotarliśmy do gospody. Ludzie jakoś mnie nie rozpoznali. Stanęliśmy przed tylnymi drzwiami. Zmierzyłem je wzrokiem. Czy kiedykolwiek wejdę do środka głównym wejściem?
- No, wreszcie jesteśmy na miejscu - rzekła zadowolona Sans. - Myślałam, że jak będziemy się tam wlec, to do jutra nie dojdziemy. Na szczęście słońce dopiero zaczęło zachodzić.
Weszliśmy do środka. Akurat na tyłach był Grillby. Co za pech... Nie możemy tak po prostu przemknąć się niezauważeni. Brunet od razu nas zauważył. Poprawił okulary i przyjrzał nam się.
- Co się stało? - spytał zdziwiony.
- Bawiliśmy się z pewnymi kolesiami - odpowiedziała spokojnie Sans. - To nic takiego.
- Nic takiego? Przecież dobrze widzę, że Aiden ledwo trzyma się na nogach. Powiedzcie, co się dokładnie stało.
- Mieliśmy małą potyczkę z pewnymi przydupasami - odparłem. - Jeden z nich wbił mi sztylet w lewą łydkę. Wystarczy?
Grillby westchnął.
- Idźcie do pokoju, ja przyniosę rzeczy do opatrzenia ran.

<Sans?> Opowiadanie trochę biedne, przepraszam...

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Sansity CD Aidena

Przyjrzałam mu się spokojnie. Cóż, wyglądał fatalnie i z trudem stał. Obraz nędzy i rozpaczy jednym słowem. Westchnęłam rozbawiona.
-Chyba nie masz wyboru. Oprzyj się, pomogę ci iść- powiedziałam zakładając jego dłoń za szyję. Był niższy o te parę centymetrów, więc nawet równi byliśmy, dlatego chodzenie nie byłoby takim wyzwaniem.
-Same problemy mam odkąd się poznaliśmy- mruknął jak zaczęliśmy tak iść. Zdzieliłam go palcem w czoło przez co syknął.
-Albo problemy albo zgon. Tak szczerze to dawno byłbyś martwy.
-No wielkie pocieszenie- odparł nie kryjąc sarkazmu. Puściłam to mimo uszu. Do rynku a co z tym idzie do gospody było jeszcze sporo do przejścia ale nie martwiło mnie to.
-Teraz lepiej nasłuchuj. Jesteśmy w strefie "przyjaznej" innym.
-Czyli?
-Przypomnij sobie walczących z niedawna. Przy tych tu tamci to nawet nie wymoczki, ci zwykle są z okolic albo przejezdni. Ale to jedyna droga, więc nawet nie mów, że celowo cie tu prowadzę.
-Ej wy!- Ktoś z niedaleka krzyknął w naszym kierunku. Wspaniale, nagle zrobiło się ich spore grono skutecznie blokując przejście.- Co wy robicie?
-Wracamy do miasta, nie widać?- Aiden ponownie oberwał ode mnie.
-Kolega chciał to grzeczniej przekazać- powiedziałam uśmiechając się do tamtych spoglądając znudzona na chłopaka.- Więc czy możemy iść?
-Chyba nie myślicie, że tak sobie przejdziecie bez zapłaty?- Powiedział spoglądając na mnie znacząco. Westchnęłam. Wszyscy jego kompani otoczyli nas. Coś około dziesięciu chłopów na oko.
-Heh, to był wasz błąd, wiecie?- Zapytałam się ich pstrykając palcami. Nawet nie zdążyli zareagować i wszyscy momentalnie zostali przebici na wylot przez kości. Śmierć na miejscu. Kości się rozsunęły zabierając ze sobą zwłoki i "schowały" się w ziemi zabierając je ze sobą. Ponownie się zwróciłam do Aidena który patrzył na to wryty.- Chodźmy.
-To byłaś ty?- Zapytał gdy odzyskał język w gębie. Wzruszyłam ramionami.
-Nic wielkiego.
-Co jeszcze potrafisz?
Spojrzałam na niego wzrokiem który mówił mniej więcej aby nie drążył tematu.
-Dla ciebie i reszty jest bycie w nieświadomości. Nie pytaj oto ponownie.

<Aiden?> Sans nie powie nic ~o~

niedziela, 28 sierpnia 2016

Od Aidena CD Sansity

Zlustrowałem Sans, która spokojnie oczekiwała mej odpowiedzi. Nie podobało mi się to, co wymyśliła. Chociaż z drugiej strony to ja się wpakowałem. Walka? Bez broni? Przygryzłem wargę. Po chwili namysłu niechętnie odparłem:
- Niech ci będzie, pobiję się z nimi.
Sans uśmiechnęła się lekko. To samo zrobili tamci napastnicy. Pewnie cieszyli się, że będą mogli mi nakopać.
- Ale wpierw daj mi chociaż jakiś sztylet - dodałem.
- A nie poradzisz sobie bez niego? - spytała dziewczyna, unosząc brew do góry.
- Bójka z tymi debilami byłaby niesprawiedliwa, gdyby oni mieli broń, a ja nie.
- Nazwałeś nas debilami, kurduplu? - spytał jeden z tamtych kolesi, który trzymał mnie.
Mężczyzna przystawił nóż do mojej szyi. Zmierzyłem ostrze wzrokiem, po czym powiedziałem obojętnie:
- Tym tępym nożem to najwyżej połaskoczesz mnie.
Facet nadciął mi lekko skórę. Z drobnej rany wypłynęła mała strużka krwi.
- Dobra, chłopaki, spokojnie - rzekła w końcu Sans. - Po co narażać się? Załatwię ci ten sztylet, Aiden.
Dziewczyna pstryknęła palcami i przeniosła nas na obrzeża miasta. Mężczyźni rozejrzeli się nieco zaskoczeni. Zmierzyłem wzrokiem wszystkie budynki i drzewa znajdujące się w pobliżu. Powinno wystarczyć. Białowłosa zniknęła, a po chwili wróciła ze sztyletem w dłoni.
- No, to teraz chodź i go sobie weź - rzekła zadowolona.
Prychnąłem i z całej siły nadepnąłem na stopę trzymającego mnie dryblasa. Gdy ten nieco rozluźnił ścisk, szybko wyślizgnąłem się i podbiegłem do Sans. Wyrwałem z jej ręki broń i odwróciłem się w stronę kolesi.
- Powodzenia - powiedziała dziewczyna, oddalając się.
Nie odpowiadając, zacząłem biec w stronę napastników. Jeden z nich, stojący na przodzie, zamachnął się nożem. Ku jego zdziwieniu prześlizgnąłem się między jego nogami, jednocześnie raniąc sztyletem jedną z nich. Mężczyzna syknął, po czym głośno zaklął i upadł. Czyli jednak to banda słabeuszy. Wstałem i szybko odskoczyłem od kolejnego, który podbiegł do mnie. Spojrzałem na drzewo rosnące za nim. Skoczyłem i przeniosłem swoją grawitację na pień, równocześnie nasilając ją. Odbiłem się od drzewa i, przelatując z zawrotną prędkością obok napastnika, nadciąłem mu bok. Kolejny ranny. Nagle tuż przede mną wyskoczył nieco gruby, łysy koleś. Wpadłem na niego i wylądowałem na ziemi. Łysol machnął nożem. Szybko zrobiłem unik, aczkolwiek ostrze nadcięło mi prawy policzek.  Z pomocą mocy skoczyłem na drzewo i spojrzałem na Sans, która z oddali obserwowała całą bójkę. Ona to ma najlepiej. Ech... Podskoczyłem i przeniosłem grawitację na grubasa, nasilając ją. Podleciałem do niego i kopnąłem mocno w brzuch. Tamten o mało nie zwymiotował. Zrobiłem salto w tył i wylądowałem na ziemi. Spojrzałem chłodno na mężczyznę, który kurczowo trzymał swój brzuch i powstrzymywał się od zwrócenia.
Nagle poczułem ogromny ból w lewej łydce. Cholera! Zlustrowałem rudowłosego, młodego chłopaka, który właśnie wbił sztylet w moją nogę. Tamten wyciągnął broń i szykował się do zadania kolejnego ciosu, jednak w ostatniej chwili odskoczyłem w bok. Dotknąłem rudzielca. Po chwili chłopak przyległ do drzewa, nie mogąc się ruszyć. Podszedłem do niego, lekko kuśtykając i wbiłem sztylet w jego prawą pierś. Wtem za mną pojawił się jego kumpel. Odwróciłem się. Nagle koleś podleciał do innego drzewa, uderzył mocno w pień i upadł. Nieco zaskoczony spojrzałem na Sans, która właśnie opuszczała rękę. Czyli to jej sprawka? Mogłaby chociaż więcej zrobić. Ech, kobiety. Odwróciłem się i zdziwiony rozejrzałem się po okolicy. Prócz nas i dwóch napastników nie było nikogo. Westchnąłem, puszczając rudzielca, który opadł na ziemię. Dziewczyna ze stoickim spokojem podeszła do mnie.
- No, całkiem nieźle - rzekła. - Ale musisz popracować nad refleksem.
- Gdybyś mnie w to nie wplątała albo chociaż pomogła, to by się tak nie skończyło - odparłem.
Syknąłem z bólu, gdy tylko stanąłem na lewą nogę. Podniosłem ją lekko do góry.
- Sam się w to wplątałeś, to po pierwsze. - Dziewczyna nieco się skrzywiła.
- A po drugie? - spytałem jakby od niechcenia.
- Oczekujesz pomocy od dziewczyny? Tak postąpiłby tylko jakiś dzieciak.
Sans zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się złowieszczo.
- Chociaż jak tak patrzę na ciebie...
- Zamknij się - wycedziłem.
Odwróciłem się i kuśtykając podszedłem do nieprzytomnego rudzielca. Podniosłem leżący obok niego sztylet i schowałem do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Teraz przydałoby się wrócić do gospody - mruknąłem.
- Chcesz, abym nas przeniosła tam, czy wolisz dalej zwiedzać? - spytała spokojnie Sans.
- A jak myślisz?
Odwróciłem się i spojrzałem na białowłosą, która udawała zamyślenie.
- Tym razem idź za mną i nie zatrzymuj się. Nie chcę kolejnych kłopotów - odparła po chwili.
- Nie chcę mieć kolejnych kłopotów, hę? Przez całą bójkę jedynie stałaś sobie na uboczu i przyglądałaś się.
- Przecież ci pomogłam, nie pamiętasz? Gdybym nie ja, to teraz byś już nie mógł nawet stać. Powinieneś mi podziękować.
Przewróciłem oczami.
- Dzięki za opóźnioną pomoc. Zadowolona? Poza tym jak mam niby przejść pół miasta w takim stanie?
Aż mi się przypomniała pewna potyczka ze strażą. Tyle że miałem o dwie rany więcej.

<Sans?> Nieco przesadziłam, przepraszam...

Od Sansity CD Aidena

Szanuje szaleństwo. Ale jaki idiota idzie w coś tak oczywistego? Odliczałam w duchu ile zejdzie do ataku i nawet nie doszłam do 5 a już otoczyło go kilka dryblasów. Zaskakujące? Otóż nie.
Znudzona podeszłam bliżej odpychając najbliższego z drogi.
-A co taka damulka tu robi?- Zapytał głupkowato ten, który aktualnie trzymał mocno Aidena. Westchnęłam patrząc na nich z zaciekawieniem.
-Naprawdę jesteście tacy chętni na bijatykę na rynku? Na głównym rynku? Pod okiem straż księcia?
Wszyscy zdrętwieli. Zabawna reakcja. Rozprostowałam ręce nie przejmując się nimi.
-Proponuje walkę poza widokiem osób trzecich, co wy na to?
-Sans nie pomagasz- mruknął Aiden. Uniosłam brew do góry.
-Nie słuchałeś to masz- mruknęłam po czym dodałam głośniej- to jak panowie? Idziemy z dala od ludzi?
-Babka też zamierza walczyć?
-Nie wtrącam się do pewnego momentu. Więc co zrobisz Aiden?
Patrzyłam na niego czekając na reakcję. Jeśli chce przeżyć, musi mi zaufać. Eh, same problemy z dłużnikami...

<Aiden?>

piątek, 26 sierpnia 2016

Od Rhysa CD Asaki'ego

Uniosłem brwi na kilka sekund, a była to moja reakcja na poznanie najnowszych ciekawych myśli Asaki'ego. Chciałby pobawić się moimi mocami... Jak chce, to jest wykonalne, tyle, że, to raczej moje moce pobawią się  n i m. Stłumiłem parsknięcie.
- Przekażę twe zażalenie Hadesowi. - mruknąłem nawiązując do wypowiedzi Asaki'ego.
- Kim jest Hades? - spytał chłopak, podnosząc się do pozycji siedzącej i patrząc na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
- To on nakazał ci mieć taki sen. - wyjaśniłem.
Pominąłem fakt, że Hades był również Galathyniusem, a nosząc to nazwisko, musiał być ze mną spokrewniony. I był. Był moim kuzynem. Ale mniejsza o to.
- Chcesz, żeby moje cienie pobawiły się z tobą, chłopcze? - zadałem pytanie podpierając swój podbródek.
Wiedziałem, że Asaki tego chce, jednak pragnąłem od niego potwierdzenia tego, gdyż inne rzeczy się myśli, a inne rzeczy mówi się na głos. Niedoczekanie, mając do czynienia z osobą potrafiącą czytać w myślach. Ale nie o tym teraz mowa... Uniosłem ponownie brwi, patrząc na chłopaka w oczekiwaniu na jego słowa.
<Asaki?>

Od Hadesa CD Mortem

Podszedłem do łóżka na którym leżała Mortem i odgarnąłem dziewczynie włosy za ucho.
- Cos nie tak? - spytałem i przekrzywiłem głowę patrząc na nią.
- Nnie... A mmoże... Sama nie wwiem... - wyjąkała.
Westchnąłem i spuściłem wzrok. Wszedłem w jej sen, bo mogłem i chciałem. Dzięki jednej z mojej mocy potrafiłem kontrolować i ''czytać'' czyjeś sny. Tak też było i w tym przypadku.
- Wybacz. - wyszeptałem i przełknąłem z trudem ślinę. - Nie powinienem był tego robić.
- Czego? - zapytała Mortem.
- Interweniować w twoje sny.
- To byleś ty? Ty to zrobiłeś?
- Tak. Po twoim zaśnięciu zostałem chwilę w twej komnacie. - wyjaśniłem cichym głosem. - Potrafię odczytywać myśli senne... No, sny. Zrobiłem to. I dowiedziałem się, że we śnie masz zamiar zabić swoich rodziców. Nie chciałem, żeby to tego doszło, mimo tego, że pewnie wiele razy taka sytuacja zaistniała. Postanowiłem zmienić przebieg twojego snu... Co zrobiłem. - westchnąłem ponownie i podniosłem na dziewczynę wzrok. - Wybacz mi, Mortem.
<Mortem?>

Natalia Morgan z Dworu Nocy!

''Czy boję się śmierci? Nie. Ponieważ sama nią jestem.''


Natalia z Dworu Nocy

Od Sleepi Ash'a do Mattias'a

Włuczyłem się w niedaleko położonym lesie. Była tam cisza jedyne dzwieki jakie sie rozchodziły to śpiew ptaków i szum drzew tańczących z wiatrem. Szkłem przez las aż w pewnym momencie przed demna przeleciała strzała spojrzałem zania a następnie na kierunek skąd przybyła. Tam właśnie stał dość spory mężczyzna, który po chwili do mnie podszedł.
*Co za człowiek!? Prawie mnie zabił*
Gdy spojrzałem na niego był ciut większy odemnie tak samo było z masą.
-Mogbys uważać jak sztrzelasz? Możesz kogoś zabić...
Mezczena coś powiedział, ale nie słyszałem.
-Jesteś z Tego... No... Dworu dnia?
Facjo spojrzał na mnie.
-Tak.
-Ja też dolaczylem niedawno.
(Mattias)

czwartek, 25 sierpnia 2016

Od Sleepi Ash'a

Obudziłem się rano w moim jak ze ,,pięknym domu" i poszłem sprwdzic czy coś nie przyniusł listonosz. Przy drzwiach leżała koperta zaklejona czerwona pieczęcią, otworzyłem list i przeczytałem. W liście było napisane ze przyjęli mnie do dworu.
***
Koło południa byłem na miejscu. Dwór był przeogromny piękna zieleń, wiele miejsc do spania. Weszłem do środka.
-Dzień dobry.
Powiedziałem, ale odpowiedziała mi tylko grobowa cisza.
-Ruch jak na cmentarzu. Ech...
Nagle usłyszałem że ktoś zbiega po schodach, była to dziewczynka tak koło 12lat.
-Przepraszam cię. Nie spodziewałam się ze tak szybko do nas dołączysz.
-Nic się nie stało. Jestem Sleepi Ash.
-A ja nazywam się Arin. Chodź pokaże ci twój pokuj.
Poszłem za małą dziewczynką która zaprowadziła mnie do pokoju.
Po paru chwilach usiedlismy na łóżku i Arin zaczęła mi opowiadać o posiadłości. Gdy minęło około trzech godzin powiedziała że musi iść. Zdziwiłem się lekko, ale nie zaprzeczałem, zanim się obejrzałem jej już nie było. Zamieniłem się w kota i zwinety w kłębek na poduszce i zasnołem.
(jak ktoś jest?)

Sleepi Ash Neko z Dworu Dnia!

''Jestem sobą i nie będę się zmieniał, dla ciebie. Może to samolubne, ale mówi się trudno.''


Sleepi Ash z Dworu Dnia

wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Aidena CD Sansity

Rozejrzałem się po okolicy. Staliśmy właśnie obok drogi, między domkami. Z jednej strony zaczynało się miasto, z drugiej zaś pola uprawne. Spojrzałem na Sans, która z nieco dziwnym uśmieszkiem stała, jakby zamyślona. Skoro ona może używać mocy, to ja raczej też. Podniosłem z ziemi niewielki, szary kamyk. Zmierzyłem go wzrokiem, a po chwili rzuciłem gdzieś na drogę. Wystawiłem rękę i skupiłem się. Na początku nic się nie działo, lecz gdy chciałem się już poddać, kamień przyleciał i przywarł do mej dłoni. Czyli działa. Przyjrzałem się Sans.
- Mam pytanie - powiedziałem.
- Hm? - Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
- Jakie masz jeszcze inne moce prócz teleportacji?
Sans stała spokojnie, choć na jej twarzy dostrzegłem cień zaskoczenia. Białowłosa podparła ręką podbródek, w zamyśleniu. Po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy odparła:
- Dowiesz się, jak mnie mocno zdenerwujesz.
- To od czego by tu zacząć...
Dziewczyna otworzyła nieco szerzej oczy.
- Ty tak na serio?
- Oczywiście, a czego się spodziewałaś? - Uniosłem brew do góry, jak to robią zwykle ludzie.
- Ja bym na twoim miejscu nie wywoływała wilka z lasu.
Zmrużyłem oczy. No, może trochę racji ma. Nie mam broni, poza tym w pobliżu jest mało budynków,  ewentualna ucieczka jest niemożliwa.
- No dobra, sprawdzę to kiedy indziej - powiedziałem po chwili. - Tak w ogóle, gdzie się znajduje gospoda Grillby'ego?
Sans słysząc to pytanie uśmiechnęła się lekko.
- A, niedaleko, ale spokojnie, w każdej chwili mogę nas...
- Aha - przerwałem jej. - W takim razie przejdziemy się.
Ruszyłem w stronę miasta. Gdy zauważyłem, że Sans nie idzie za mną, zatrzymałem się i odwróciłem się do niej, pytając:
- Idziesz?
- Tak - odparła dziewczyna, doganiając mnie. - Tylko wiesz, może straż przestała się za mną uganiać, ale ty nadal jesteś poszukiwany.
- Póki jestem z tobą, nic mi się nie powinno stać.
- To czy nie lepiej będzie, jeśli nas przeniosę magią? Będzie o wiele szybciej.
- Chcę poznać te tereny, aby następnym razem się nie zgubić.
Zarzuciłem na głowę kaptur. Wraz z Sans udaliśmy się do miasta.

- Wybrałam dłuższą drogę, na około, jakby co - rzekła Sans. - W końcu chciałeś poznać miasto.
- Jasne - odparłem. - Nigdzie mi się nie spieszy.
Dziewczyna szła z przodu spokojnym, spacerowym krokiem. Dłonie miała schowane w kieszeniach swej niebieskiej, chyba za dużej, bluzy. Zgrabnie wymijała stojących na jej drodze przechodniów. Ja cały czas podążałem za nią, również z rękami w kieszeniach i twarzą nieco przysłoniętą przez kaptur i jego cień. Uważnie przyglądałem się wszystkiemu, choć ludzie nieco przysłaniali mi widok. Nagle kątem oka dostrzegłem coś błyszczącego na wąskim przejściu między dwoma budynkami. Zatrzymałem się i przyjrzałem się tej rzeczy. Był to złoty pierścień. Od razu przypomniał mi się tamten, który straciłem.
- Ej, Sans - powiedziałem.
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na mnie. Po chwili podeszła bliżej, pytając:
- O co chodzi?
Ruchem głowy wskazałem jej samotnie leżący pierścień. Sans popatrzyła na niego lekko zawiedziona.
- Przecież to tylko... - przerwała i zmierzyła mnie wzrokiem. - Słuchaj, wiem, co zamierzasz zrobić. Nie pomyślałeś jednak, że to może być pułapka?
- Pomyślałem - odparłem. - Ale co, jeśli to nie jest pułapka?
- Ta, a ten pierścień przypadkiem znajduje się na środku tej wąskiej uliczki.
- Wszystko jest możliwe. A nawet, gdyby to była pułapka, to bym uciekł.
- A co, gdyby cię złapali?
- Wtedy ty byś mi pomogła.
Dziewczyna nieco skrzywiła się.
- A co by było, gdybym jednak ci nie pomogła?
Spojrzałem na nią obojętnie.
- Co, czyli te dwa czy trzy razy, kiedy mi pomogłaś, to były po prostu przypadki?
Sans milczała. Skierowałem wzrok na pierścień i powoli ruszyłem w jego stronę. Niedawno mówiła, że przydam jej się jeszcze. Oby się nie rozmyśliła.

<Sansity?> Aiden chyba lubi wplątywać się w tarapaty...

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Mortem

Przechadzałam się po Dworze. Jak zazwyczaj szłam sama nie oczekując, że ktoś mi nagle potowarzyszy. A do mojej komnaty wracać się nie chciałam. Z resztą było już dość późno. Więc jedyne co było słychać to dość ciche stukanie moich trochę wyższych butów. Nie odczuwałam zmęczenia. Przyzwyczaiłam się do spacerów nocą. Wsłuchiwania się w stukot własnych butów. W ciszę, która otaczała mnie z każdym krokiem. Kochałam ciemność, która mnie otaczała. Nie chciałam oświetlać swojej drogi mimo, że miałam taką możliwość. Wolałam zostać niewidoczna.
Wszystko wokół mnie wydawało się być opustoszałe. Chociaż według mnie w cale tak nie było. Ktoś w końcu musiał chodzić w nocy. Westchnęłam cicho na swoje myśli. Trochę bałam się kogoś spotkać. Jednak musiałam jakoś dać radę. Jak zawsze. Rozejrzałam się dla własnego bezpieczeństwa. Chociaż wiedziałam, że nic mi nie powinno grozić. Wszyscy już raczej spali. Przynajmniej wszyscy, których powinnam się bać. I w tej ciemności nagle na kogoś wpadłam.
-Przepraszam…- powiedziałam.

(ktoś?)

Od Crystal C.D Hadesa

Po odzyskaniu przytomność i otworzeniu swych błękitnych oczu zaskoczyłam się widokiem śnieżnego sufitu, ponieważ wtedy zorientowałam się że nie jestem już w celi tylko w ślicznym pokoju.Nadal zaskoczona lekko się podniosłam z łóżka, wtedy poczułam wielki ból głowy że szybkim ruchem ręki złapałam się za nią,właśnie wtedy usłyszałam znajomy głos wypowiadający te słowa...
- Szczerze mówiąc..
~ [Lekko spojrzałam w strunę wydobywającego się głosu]-To znowu on!- Westchnęłam cichutko opuszczając swą rękę i spoglądając na niego
 - Nie doceniłem twoich mocy. A ty nie doceniłaś mocy Rhysa i mojej, oraz blokowania i odbijania magii przez swoją celę- Dokuczył swoje wcześniejsze zdanie
Oczywiście wtedy wo gule się do niego nie odezwałam i nie skomentowałam jego wypowiedzi tylko nadal jakby nigdy nic patrzyłam się na niego,właśnie wtedy powstała grobowa cisza ,którą chłopak po chwili przerwał swym prychnięciem...
- Jeśli nie chcesz pożałować, lepiej bądź tak miła i opowiedz coś o sobie. -Rzekł po chwili podchodząc do łózka na którym akt-ułanie leżałam - A... zapomniał bym twoje moce tu nie działają ..-Dodał z usmiechem
 Właśnie wtedy gdy chłopak skoczył swa wypowiedź ja tylko wzruszyłam ramionami oznajmiając mu wtedy tym gestem  że mnie to nie obchodzi, lecz właśnie wtedy mój maleńki brzusio się odezwał zaczynając burczeć z głodu ,wtedy trochę zawstydzona drapiąc się za głowę uśmiechnęłam się do chłopaka, on wtedy tylko westchną zmęczony , po czym rzekł...
-Nie ruszaj się stąd !...Zaraz coś ci przyniosę do jedzenia! -Wstał z łóżka - Jak wrócę i cię nie będzie to pożałujesz! - Spojrzał na mnie wrogim spojrzeniem ,po czym wyszedł z pokoju i mnie zamkną na klucz.
~On tak na serio? - Rzekłam w myślach obracając oczami, po czym z westchnieniem popatrzyłam  na pokój - Ładnie tu...-Uśmiechnęłam się
Właśnie wtedy patrząc w pokój ukazał mi się sekundowy obraz zakrwawionej celi którą wcześniej widziałam.No cóż ponownie moje ciało wpadło w strach,lecz łapiąc się za serce, zamykając oczy i wypowiadając pewne słowa wszystko po krótkim czasie jakby nigdy nic przeszło, wtedy otworzyłam oczy i zapytałam sama siebie...
~C-Co to było i dlaczego tak na to reaguje ?-Wstałam z łóżka-Czy to mogło być moje utracone wspomnienie ?-Pytałam się siebie chodząc po pokoju i wszystko dotykając - Tyle tajemnic i pytań których nie znam odpowiedzi-Zatrzymałam się przy oknie -Muszę się przewietrzyć-Rzekłam sama do siebie otwierając okno wsuwka do włosów
Właśnie wtedy ,gdy mi się udało otworzyć wsuwką okno to otworzyłam je na ościce żeby poczuć nocny,odświeżający wiatr na swym ciele.Gdy go poczułam moje samopoczucie lekko się poprawiło!Usiadłam po chwili na parapecie przy otwartym oknie i patrzyłam na gwiazdy na niebie ,po czym po chwili nuciłam sobie pewną śliczną melodię...


 Gdy przestałam usłyszałam wchodzącą osobę do pokoju, która po chwili zamykała drzwi.Oczywiście wtedy tylko zerknęłam za siebie żeby zobaczyć czy to był chłopka z taca pełną jedzenia.Gdy tak było uśmiechnęłam się szczerze po czym ponownie spojrzałam w niebo, lecz wtedy odezwałam się do chłopka...
 ~ Chcesz żebym ci opowiedziała osobie...lecz ja sama nie wiem nic osobie...
- O czym ty mówisz ?-Zapytał zaskoczony podchodząc do mnie z jedzonkiem
~Straciłam pamięć i nic nie wiem o sobie...Dlaczego taka jestem i co się działa przez tyle lat ze mną...-Wyjaśniłam spoglądając na niego z uśmiechem-No cóż nawet po straceniu pamięci jeden fragment mi został...-Dodałam biorąc tacę z rąk chłopka
-Jaki ?-Zapytał
~Poród ze szkoły do domu w którym zobaczyłam zakrwawione i pocięte ciała rodziców tak się tego widoku wystraszyłam że ucięłam w las który zaprowadził mnie na łąkę na której zobaczyłam śliczne czarne rumaki-Odpowiedziałam biorąc gryz jedzonka które dostałam od chłopaka-Pychota!-Krzyknęłam radośnie jak dziecko-Dziękuje za papu -Zaśmiałam się

(Hades?)

Od Sansity CD Aidena

Aiden źle prowadził, myślałam. Chciał zgubić straż ale sam zapomniał jednej istotniej rzeczy- też może się zgubić. I tak właśnie zaprowadził nas na zadupie w postaci dalszej uliczki bez przejścia. Ślepa uliczka. Posłałam mu znudzone spojrzenie.
-Co? Ale jak...
-Dlatego mogłeś mnie nie powstrzymywać albo mi dać wolną rękę. Znam te tereny jak własną kieszeń.
-Nie mogłaś tak od razu?- Zapytał się zirytowany.
-Przecież niejednokrotnie wspominałam- spojrzałam na niego znacząco. W tym samym momencie pojawili się strażnicy za nami. Spojrzałam na nich przez ramię znudzona.
-Nawet szybko się zjawili- mruknęłam.
-Proszę się oddać w ręce prawa!
Tak chcą się bawić? Podczas ucieczki sprawdziłam co z innymi mocami: tylko teleportacja została tymczasowo mi zablokowana, nie reszta umiejętności. I to byłby ich koniec. Tyle, że... Nie powinni zobaczyć jeszcze co mogę. Podniosłam głowę śmiejąc się sucho.
-Wy naprawdę myślicie, że dacie radę? Zabawne- parsknęłam rozbawiona.
-Jak śmiesz...- zaczął jeden ale stojący najbliżej jeden powstrzymał go ruchem dłoni. W jego oczach dostrzegłam strach.
-Nie rób nic pochodnego Darius.
-Słuchaj kolegi po fachu- zamknęłam oczy po czym otworzyłam jedno, które niebezpiecznie się jarzyło światłem. Tamci się cofnęli. teraz wszyscy byli przerażeni.
-T- to panienka Skeleton!
-Ta?- Szepnął zatrwożony. Położyłam dłoń na biodro patrząc na nich z pustym uśmiechem.
-Więc? Będziecie grzeczni i zapomnicie o tym incydencie? Czy chcecie...
-Nie! Panowie, zbieramy się- powiedział do tamtych i posłał nam przerażone spojrzenie.- Nic tu nie zaszło- wymamrotał na odchodnym. Zadowolona uśmiechnęłam się gasząc oko i odwróciłam się do chłopaka. patrzył zdziwiony.
-Co z ciebie za potwór, że nawet straż się ciebie boi?
-Ach, żaden. Po prostu słyszeli o pewnych incydentach po których nikt nie chce walczyć ze mną- odparłam beztrosko.- A ten od mocy, tylko zneutralizował moją teleportację. Patrz, działa- powiedziałam pstrykając palcami i przeniosłam nas gdzieś na obrzeża.

<Aiden? Pamiętaj, nie denerwujemy Sans c: >

Od Vanessy CD Shibido

Uspokoiło mnie to, że chłopakiem w moim łóżku okazał się puchaty kotek, którego wczoraj znalazłam. Przyjemnie ocierał się swoim ciałkiem o me nogi, wywołując uśmiech na mych ustach.
 - Śniadanko? - zapytałam z uśmiechem.
Koteczek usiadł na podłodze i spojrzał na mnie z odpowiednim spojrzeniem. Nie musiał nawet mówić za wiele.
 - Jakby co.. Nazywam się Vanessa - puściłam oczko puchatemu przyjacielowi i wyszłam z komnaty.
Było bardzo wcześnie. Zamek spał, lecz o dziwo nie obudziłam nikogo w nim.
Zeszłam po schodach i udałam się do jadalni. Służba już kręciła się w niej. Poprosiłam o odpowiedni posiłek dla mnie i nowego pupila i wróciłam na górę. Wzięłam odpowiednie rzeczy i przeszłam do sali obok, by przebrać się. Nie wypada bowiem dwa dni chodzić w tych samych ubraniach.
Shibido siedział na łóżku jako człowiek. Przechodząc obok niego, podrapałam go za uchem sprawiając, że głośniej mruczał. Nagle zmienił się w kota i usiadł. Wtedy do komnaty służący przynieśli posiłek. Podziękowałam im za to i zaprosiłam kota do posiłku. Usiadł na przeciwko mnie i patrzył co robie uważnie. Najpierw serwetka na kolana. Potem odpowiednio wzięty nóż i widelec. A potem powolne jedzenie i picie z filiżanek z palcem do góry. Zabawnie wyglądało to w jego wykonaniu. Może i bym się zaśmiała, gdybym przypomniała sobie, jak to się robi. Obdarzyłam więc chłopaka tylko uśmiechem.
Zjadłam swoją małą porcję szybciej niż chłopak. Nie dziwi mnie to nawet. Jedzenia miał około cztery razy więcej, ale i tak jadł bardzo szybko. Nie zajęło więc mu zbyt wiele czasu dokończenie posiłku. Zabrałam talerze i sztućce i odłożyłam na tacę, a ją wystawiłam następnie poza komnatę. Darowałam tym samym służbie trochę roboty.
Usiadłam na łóżku z chlopakiem i powiedziałam:
 - Gdyby coś się stało i zostałybyś sam albo nawet tylko chciał wyjść, to otwórz okno i po boku budynku zejdź na dół. Spotkamy się przed zamierzchem tam gdzie Cię znalazłam.. Na pewno kiedyś tam dotrę - powiedziałam te słowa w razie czego.
Shibido nawet nie zareagował.
Położyłam się na łóżku.. Ogarnęła mnie senność.. Chłopak położył się obok.. Gdy odwróciłam głowę w jego stronę.. Przyglądał mi się uważnie. Zastanawiało mnie, co myśli.. gdy chłopak podniósł głowę do góry, przytuliłam się do niego.. Znieruchomiał na chwilkę, by potem mnie objąć swoim ciepłem. Dobrze było mi w jego towarzystwie, a w ramionach to już chyba najlepiej. Shibido przewrócił się na plecy, sprawiając, że moja głowa leżała teraz na jego serduszku i słuchałam jak bije.. Na chwilkę podniosłam głowę, by dać mu buziaczka w brodę..


[Shibido?]

Od Aidena CD Sansity

Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- No nic, ja już będę zmykać - powiedziała.
- Jasne - odparłem.
Jakby mnie to interesowało...
Sans uśmiechnęła się lekko, po czym odwróciła się i zniknęła. Ściągnąłem swój płaszcz, który powiesiłem na haczyku obok drzwi. No, to chyba do wieczora nie będę mógł stąd wyjść. Chciałem być wolnym jastrzębiem, a obecnie czuję się, jak zamknięty w klatce kanarek. Spojrzałem na leżące na niewielkim stoliku małe lusterko. Po chwili wziąłem je do ręki i postawiłem na szafce nocnej. Usiadłem na łóżku. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Postanowiłem spróbować zrobić tak, jak radziła Sans, choć nie do końca wiedziałem, jak, co i gdzie związać. Po krótkim namyśle przeszedłem do działania.

Zdenerwowany prychnąłem i odłożyłem rzemyk na szafkę, po czym ciężko opadłem na łóżko. Zdmuchnąłem kosmyk włosów sprzed oczu. Może i miała nie najgorszy pomysł z tym wiązaniem, ale jak tu zrobić z moich włosów warkoczyk? Prędzej wyszedłby mi z tego mały kok. Po jakimś czasie podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na zegar. Czas mijał, a Sans nadal nie przychodziła. Skierowałem wzrok na błyszczący w świetle świecy pierścień. Chciałem się go jak najszybciej pozbyć. Miałem wrażenie, że jeśli go dziś nie sprzedam, to wpakuję się w kolejne tarapaty. Nie mogę dłużej czekać. Włamię się do jednego z pokojów i wyjdę przez okno. Powinno zadziałać.
Wziąłem rzemyk do ręki i związałem włosy. Owinąłem pierścień kawałkiem szmatki. Schowałem go do kieszeni płaszcza, który następnie ubrałem.
Wyszedłem z pokoju i udałem się na piętro z pokojami. Wyciągnąłem z buta drut i otworzyłem jedne z drzwi. Wszedłem do środka i podszedłem do okna. Tak, jak przemyślałem, pokój ten był na tyłach gospody. Otworzyłem okno, po czym wychyliłem głowę i rozejrzałem się. Nikogo nie było na zewnątrz prócz trójki małych bachorów. Skorzystałem z tej okazji i wyszedłem przez okno. Dzięki mocy z łatwością dostałem się na dach. Wziąłem rozbieg, po czym skoczyłem na drugi budynek. W ten sposób zacząłem się przemieszczać.

Wyszedłem z mniejszej uliczki i udałem się w stronę jubilera, który był już niedaleko. Poprawiłem kaptur na głowie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się i odskoczyłem od osoby, która okazała się być Sans..
- Nie strasz mnie, dobra? - zapytałem, patrząc na uśmiechniętą dziewczynę.
- Och, weź, nie denerwuj się - odparła. - Poza tym, wcześniej mówiłeś, że wolisz żyć, chyba że się mylę?
- Nie będę siedział zamknięty w jakiejś piwnicy przez tyle czasu. Chcę też jak najszybciej sprzedać ten pierścień i zarobić.
Wyciągnąłem z kieszeni pierścień, a następnie odwinąłem go i przyjrzałem mu się. Nagle ktoś mnie mocno szturchnął. Zachwiałem się, o mało nie upadając, a moja zdobycz wypadła mi z ręki i potoczyła się gdzieś w bok, znikając z mojego pola widzenia. Zaskoczony spojrzałem w stronę, gdzie po raz ostatni widziałem pierścień. Po chwili zmrużyłem oczy i głośno zakląłem.
- No i po kasie - rzekła spokojnie Sans.
- Wcale nie - odparłem.
Wyciągnąłem rękę i skupiłem całą moją moc. Stałem tak w bezruchu i czekałem, aż pierścień po wpływem zmienionej grawitacji przylgnie do mojej dłoni. Szybko ją jednak opuściłem, gdy podszedł do mnie mężczyzna w mundurze. Brunet uśmiechnął się podle i pokazał pierścień, pytając:
- Tego szukasz?
Wyminąłem strażnika i zacząłem biec. Super, jeszcze tylko tego mi brakowało. Wbiegłem po ścianie na dach, gdzie już stała Sans.
- A mogłeś jednak nie wychodzić - rzekła z lekkim uśmiechem na twarzy. - Tak w ogóle, spójrz na swój płaszcz.
Spojrzałem w dół. Dolna część mojego płaszcza płonął. Cholera! Szybko go ściągnąłem i butem zgasiłem ogień. Czyżby magia ognia? Zmierzyłem wzrokiem płaszcz i skrzywiłem się. Dół jest nieco spalony, ale przeżyje. Założyłem go i strzepnąłem brud. Podniosłem wzrok na Sans, która patrzyła na mnie wyczekująco. Otworzyłem usta w celu podziękowania jej, lecz zamknąłem je i wykrzywiłem w grymasie. Za dziewczyną stało czterech mężczyzn ze straży z bronią.
- Stać! Ani kroku! - krzyknął jeden z nich, z muszkietem.
Sans odwróciła się i lekko zaskoczona odparła:
- Ale ja nie jestem jego wspólnikiem.
- W takim razie odejdź od niego!
- Nie kłam - powiedziałem chłodno.
Mężczyzna z bronią palną zmarszczył brwi i namierzył dziewczynę. Tamta, z prawie niewidoczną dezorientacją, spojrzała na mnie.
- To jesteś jego wspólnikiem, czy nie? - zapytał młody chłopak o rudych włosach, z mieczem.
- Ja... - zaczęła Sans, patrząc na rudzielca.
- Jest - przerwałem jej.
- Zaczekajcie chwilę.
Białowłosa odwróciła się i popatrzyła na mnie.
- Dlaczego odparłeś, że jestem twoim wspólnikiem? - spytała cicho, jej głos zdradzał złość.
- Jakoś mnie tak korciło, żeby to powiedzieć - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
Dziewczyna ponownie spojrzała na straż i powiedziała:
- Może to nie brzmi zbyt przekonująco, ale nie jestem jego wspólnikiem. Chciałam go po prostu przekonać, by przestał kraść...
- Co, najpierw każesz mi stać się złodziejem i pomóc w zdobyciu różnych drogocennych rzeczy, a teraz udajesz niewiniątko? - zapytałem obojętnie.
- Aiden!
- Co? Przecież to twoja wina.
- Kłamiesz!
- I kto to mówi?
- Dobra, dosyć! - krzyknął mężczyzna z muszkietem. - Dla pewności aresztujemy was oboje. Tylko bez żadnych sztuczek!
Sans spojrzała na mnie.
- Jakieś pomysły? - spytała.
- Mam jeden - odparłem.
- Jaki?
- Ucieknę.
Dziewczyna zaskoczona zmierzyła mnie wzrokiem.
- Co?
- No chyba nie myślisz, że dam się tak po prostu złapać?
Nagle Sans uspokoiła się, jakby coś sobie przypomniała. Wzruszając ramionami mruknęła coś pod nosem. Wtem dostrzegłem, że białowłosa zamierza pstryknąć palcami. O nie! Nie zostawi mnie samego! Podbiegłem i w ostatniej chwili złapałem ją za dłoń, uniemożliwiając teleportację. Sans spojrzała na mnie poważnie. Nagle w naszą dwójkę trafiła jakaś fala uderzeniowa, przez co upadliśmy.
- Dobrze! Teraz bierzecie ich! - krzyknął mężczyzna z muszkietem.
Sans pstryknęła palcami, lecz nic się nie stało. Zaskoczona dziewczyna wstała i spojrzała na straż, która zmierzała w naszą stronę. Podniosłem się, po czym chwyciłem Sans za rękę. Oboje rzuciliśmy się do ucieczki. Odbiliśmy się od podłoża i skoczyliśmy na dach kolejnego budynku. Nie mogłem użyć mocy, dlatego ledwo doleciałem na krawędź. Puściłem rękę dziewczyny, po czym oboje zbiegliśmy po schodach awaryjnych i zaczęliśmy biec chodnikiem.
- Nie mogłam się teleportować - rzekła Sans.
- Pewnie tamta fala miała jakiś efekt niwelujący naszą moc - powiedziałem.
Odwróciłem się i spojrzałem na biegnących za nami mundurowych.
- Jakieś pomysły? - spytałem.
- Sam przecież zamierzałeś uciec - odparła Sans.
- Uciekanie z mocą, a bez niej to dwa różne pojęcia. Obyśmy szybko odzyskali nasze moce.
Nagle tuż obok białowłosej przeleciała kula ognia. Skręciliśmy w lewo i przebiegliśmy przez ulicę, o mało nie wpadając pod koła wozów. Udaliśmy się na mniejszą uliczkę, a stamtąd na jedną z głównych. Spojrzeliśmy za siebie. Straż nadal nas goniła, mało tego, nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądała na zmęczoną.
- Chyba nam nie odpuszczą - rzekła Sans. - Może powinniśmy z nimi walczyć?
- Niby czym? - spytałem. - A nawet, gdybyś miała gdzieś ukryty sztylet, to udałoby ci się ich pokonać samym sztyletem, bez magii? Ja temu nie wierzę. Poza tym sama widziałaś, co najmniej jeden z nich ma moce.
Dziewczyna zamyśliła się. Kątem oka dostrzegłem zmierzającą w naszą stronę kolejną ognistą kulę. Szturchnąłem Sans, po czym oboje odskoczyliśmy w bok, dzięki czemu kula przeleciała między nami i od razu zniknęła, by nie zranić przechodniów. Skręciliśmy w kolejną ulicę.
- Chyba najlepszym pomysłem będzie zgubienie ich - odezwała się Sans.
- Tyle że straż nie wygląda na zmęczoną - odparłem. - Nie wiem, jak ty, ale ja nie należę do biegaczy długodystansowych, dodatkowo biegnących najszybciej jak potrafią. Poza tym dotychczas przebiegliśmy przez ulicę, gdzie o mało nas wozy nie potrąciły, skręciliśmy chyba jakieś pięć razy, wymijamy tłumy, a tamci nadal nas ścigają. Coś czuję, iż zgubienie ich nie będzie takie proste.
Przeskoczyłem jakiegoś małego pieska, stojącego na mej drodze.
- Gdybyś mnie wtedy nie powstrzymał, to byśmy im uciekli - rzekła Sans, omijając kobietę z wózkiem.
- Skąd mogłem wiedzieć, że nie zamierzasz mnie zostawić? - spytałem lekko poddenerwowany.
- Nie wiem, może dlatego, że wcześniej ci pomogłam, i to nie raz?
- Może...
Nieco zwolniłem, czując zmęczenie. Starałem się oddychać głęboko i w miarę spokojnie, było to jednak niemożliwe. Musimy się gdzieś schować, inaczej nas złapią. Chyba że się rozdzielimy... ale co wtedy, gdy mnie lub Sans dopadną? W sumie niezbyt bym się przejmowałem, gdyby nieszczęście wybrało ją, ale co w innym przypadku? Spojrzałem na Sans. Może ma jakiś plan?

<Sansity?> Lubię akcję i jej nagłe zwroty.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Sansity CD Aidena

Kiwnęłam głowa wskazując dłonią za siebie.
-Grillby akurat im podziękował ale będą tu w okolicy się kręcić przez jakiś czas. Także nie jest wskazane ruszać się z pokoju. No chyba, że wolisz zostać oddany w ręce strażom- przyjrzałam mu się uważnie.
-Podziękuje, wolę żyć.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Na to liczyłam.
Odwróciłam się ponownie do wyjścia ale zatrzymało mnie jego pytanie.
-Kiedy będę miał okazję wyjść zatem?
-Plany się zmieniły przez ich obserwacje wokół gospody. Pojawię się ponownie kiedy znikną- powiedziałam podchodząc ku drzwiom.- Taka zagadka. Co by było gdyby związać część włosów w warkoczyk, nawlec na to pierścień po czym otoczyć go resztą włosów  i dla wzmocnienia ścierką?
-Dajesz mi rady?
-Kto wie.

<Aiden?>

Od Aidena CD Sansity

Stałem w bezruchu i patrzyłem, jak Sans znika. Czyli jednak widziała? Poprawiłem ręką szmatkę na pierścieniu i naciągnąłem na nią rzemyk.
- Coś się stało? - usłyszałem czyjś głos za plecami.
Odwróciłem się gwałtownie i odskoczyłem jak poparzony. Szybko sięgnąłem ręką do kieszeni w poszukiwaniu sztyletu, zapomniałem jednak, że straciłem go po złapaniu. Zakląłem pod nosem i spojrzałem na Grillby'ego, który wyglądał na nieco zmieszanego.
- Spokojnie, to ja, Grillby - rzekł, uśmiechając się lekko.
- Wiem - odparłem.
- Opuściłeś drewno. Coś się stało?
Zamyśliłem się, lecz po chwili odparłem:
- Potknąłem się i straciłem równowagę. Poza tym powinienem już wrócić do piwnicy.
- Niby po co? - spytał zaciekawiony mężczyzna.
- Sans mówiła, że zaraz straż rozpocznie patrol.
Wyminąłem Grillby'ego i, zostawiając porozrzucane drewno, ruszyłem do swego pokoju.

Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit, uważnie nasłuchując wszystko, co działo się na górze. Prócz głośnych rozmów niczego nie mogłem usłyszeć. W końcu podniosłem się i spojrzałem na wiszący na ścianie zegar. Siedzę tu już od godziny, raczej mogę wyjść. Zachowam jednak w razie czego ostrożność. Wstałem i ubrałem buty, po czym opuściłem pokój. Wolnym krokiem wszedłem po schodach. Zatrzymałem się za rogiem i ostrożnie wychyliłem głowę, rozglądając się po głównej sali. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. Zrobiłem krok do przodu. Nagle drzwi otworzyły się i do gospody weszło dwóch mężczyzn w charakterystycznych dla straży ubrań. Szybko schowałem się za ścianą. Odczekałem chwilę, a następnie odwróciłem głowę i spojrzałem na strażników. Rozmowy nieco ucichły. Goście starali zachowywać się normalnie, lecz ukradkiem spoglądali na przybyszów.
- Dzień dobry! - powiedział wesoło Grillby. - Co panów sprowadza do mej gospody?
- Szukamy złodzieja - odparł jeden ze straży. - Jest to młody chłopak, dość niski, z włosami związanymi w kucyk i w czarnym płaszczu. Widział go pan?
Dość niski... Wcale taki nie jestem!
- Jaki szczegółowy opis - odezwał się ktoś za moimi plecami.
Odwróciłem się i spojrzałem na Sans, która stała tuż obok mnie. W duchu odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że to tylko ona.
- Wcale nie jest szczegółowy - mruknąłem, ponownie spoglądając na straż.
- Dlaczego? Przecież nosisz czarny płaszcz, masz włosy związane i jesteś niski.
Prychnąłem i zmrużyłem lekko ze złości oczy.
- Lepiej weź się przymknij, bo jeszcze nas nakryją.
Nagle jeden ze strażników odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Szybko całkowicie schowałem się za ścianą. Po chwili zbiegłem po schodach.
- Przyganiał kocioł garnkowi - usłyszałem za sobą głos Sans.
Odwróciłem się, lecz dziewczyny nie było. Pewnie przeteleportowała się w bezpieczne miejsce. Gdy usłyszałem zbliżające się kroki, wbiegłem do swego pokoju. Rozejrzałem się po nim w poszukiwaniu rzeczy należących do mnie. Na szczęście przypomniałem sobie, że takowych nie posiadam. Pościeliłem szybko łóżko, by wyglądało na nieużywane. Szkoda, że nie ma na nim kurzu. Sprawdziłem, czy pierścień jeszcze trzyma się na moim kucyku. Na szczęście był na swoim miejscu. Nagle zamek w drzwiach głośno kliknął. Skorzystałem ze swej mocy i przywarłem do sufitu. Po chwili do pokoju weszła straż wraz z Grillbym. Mężczyźni w mundurach zaczęli sprawdzać cały pokój.
- Czy ktoś tu mieszkał niedawno? - spytał wysoki blondyn, sprawdzający pod łóżkiem.
- Jakiś biedak , jednak dwa dni temu opuścił gospodę - odparł Grillby.
Przeszukiwania szybko dobiegły końca. Zresztą nie było czego przeszukiwać. Na szczęście nikt w ogóle nie patrzył w górę. Gdy straż wraz z gospodarzem opuścili pokój, odetchnąłem z ulgą. Mam szczęście. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem jednak weszła tylko Sans. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, mówiąc:
- Jakież to dziwne, że nikogo ani niczego nie znaleźli w tym pokoju. Punkt na ukrywanie się.
Zeskoczyłem na podłogę tuż za Sans. Białowłosa odwróciła się i z ledwo widocznym zaskoczeniem spojrzała na mnie. Chwilę później skierowała wzrok na sufit, po czym z powrotem na mnie.
- Ciekawe - rzekła. - Proste, a ciekawe.
- O co chodzi? - spytałem obojętnie.
- Miejsce, gdzie się ukryłeś. Naprawdę, niektórzy chyba są ślepi.
- Sugerujesz, że moja kryjówka była beznadziejna?
- Ależ skąd!
Sans pomachała rękami w geście obronnym.
- No, może trochę racji masz - dodała po chwili.
Spojrzałem na nią nieco zezłoszczony. Chwilę później złagodniałem.
- Skoro tu weszłaś, to chyba tamci sobie poszli, nie? - zapytałem.

<Sans?>

Od Shibido CD Vanessy

W sumie myślałem że totalnie już po mnie... a tu się okazało że zyskałem nową.. panią. Wiem że to głupio brzmi ale... podoba mi się to. Ważne że nie jestem sam, że mogę komuś towarzyszyć a przy tym dostawać jedzonko, opiekę jak i dach nad głową. Chyba polubię takie życie... zwłaszcza że moja pani tak słodko i ładnie pachnie, w dodatku cudownie się uśmiecha. Ogólnie z urody bardzo piękna. A łóżko jeszcze bardziej wygodne, choć najlepiej było mi na jej gładkich dłoniach. Zasnąłem jak nigdy, normalnie uradowany jak worek czystych ziemniaków.. -(bez sensu wiem... ciii). Obudził mnie ból, gdy chwile przedtem upadłem z dość wysokiego łózka na bok. A z transu obudził mnie krzyk dziewczyny. Od razu z wyskokiem, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu... ej w sumie... gdy spojrzałem na swoje dłonie okazało się że przeszedłem metamorfozę podczas snu. Chyba miałem zbyt uroczy sen. Zrozumiałem że pierwszy raz widziała mnie w ludzkiej formię. Ale nadal miałem fajny ogonek.. szkoda że los obdarzył mnie lekkim niedorozwojem fizycznym.
 -Spokojnie.. - wstałem. Trochę wyciągnąłem ręce machając powoli w dół i w górę.
Dziewczyna nie była wystraszona lecz lekko... wręcz bardzo wkurzona, jednocześnie zaskoczona.  -
Kim ty do cholery jesteś! - powtórzyła szukając broni.
-Czekaj... to ja... - oznajmiłem, wiedziałem że w tej postaci mnie nie rozpozna.
Więc zmieniłem się w postać, którą zapamiętała. Natychmiast mój rozmiar zmalał, wyszedłem z ukrycia, ukazałem się za łóżkiem spoglądając na nią z dołu.
-To ja... Shibido, twój mały ulubieniec? Który zawdzięcza ci życie... - zbliżyłem się troszkę, po czym usiadłem.
Nie na długo... stanąłem delikatnie na tylnych łapkach podnosząc swoje puchate przednie łapeczki. -Przed chwilą ujrzałaś moją człowieczą wersje. Wybacz że wystraszyłem.. - podszedłem do niej i zacząłem sowim małym ciałkiem łasić się o jej nogi. Wolałem nie nabyć żadnej blizny... mam nadzieje że nie zostanę wyrzucony. Tak wiele chciałbym o niej jeszcze wiedzieć.

Vanessa?

Od Sansity CD Akane

Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zgoda, czemu by nie.
Obie wygodniej się umościłyśmy się mając Księcia między nami i wpatrywałyśmy się w krajobraz.
-Myślę o wodzie, górach i przygodach.
-Wycieczki- odparłam celnie.- Mała kulka szczęścia z kolcami.
-Jeż? Czemu kulka szczęścia?- Zaciekawiła się spoglądając na mnie. Wzruszyłam ramionami.
-A czemuż nie? Jeże to zabawne stworzenia.
-Przez oczy?
-Też.
-Skoro tak... Trochę mąki, trochę cukru i parę innych dodatków?
-Cukiernictwo. Akuś, czy ty chcesz abyśmy znowu gotowały razem?- Zapytałam się rozbawiona dziewczyny.


<Akuś?>

Od Sansity CD Aidena

Uśmiechnęłam się ironicznie.
-Wybacz kolego ale to nie ja mam dług u Grillby'ego.
-A czego bym się mógł spodziewać- parsknął i wziął tyle drewna ile mógł za jednym zamachem i poszedł w kierunku kuchni. Nieźle się zdziwił widząc mnie gdy przyniosłam także trochę drewna.
-Więc jednak?- Zapytał się od niechcenia po dłuższej chwili.
-I tak nie mam nic innego do roboty- odparłam. Kiedy postawiłam kawałki drzewa na opał spojrzałam na zegar. Po dłuższej chwili powiedziałam- teraz przez z najbliższą godzinę nie wychodź z pokoju w piwnicy. Straż zaraz będzie chodzić.
-Skąd wiesz? Z tego co wiem powinni później rozpocząć patrol- podniósł brew do góry w geście zdumienia. Uśmiechnęłam się zagadkowo.
-Mam swoje wtyki.
Podeszłam do drzwi aby na jakiś czas się ulotnić, miałam coś załatwić ale stanęłam w progu i spojrzałam na chłopaka przez ramię.
-A, właśnie. Popraw sobie włosy bo widać złoto.
Kiedy to usłyszał, wypuścił z rąk drewno i spojrzał zaskoczony na mnie.
-Jak ty...
-Nieważne- ucięłam krótko.- Kiedyś mi się odwdzięczysz.
-Nie wydasz mnie?- Zapytał nieufnie.
-Tak jak mówiłam. Przydasz mi się kiedy indziej, więc nie ma sensu cie wydawać. Zresztą właściciel zalazł mi za skórę, więc jego wina. Do zobaczenia- powiedziałam na odchodnym i teleportowałam się stamtąd.

<Aiden?>

sobota, 20 sierpnia 2016

Od Akane CD Rhysa

Moja ciekawość tylko pogorszyła dzisiejszy dzień. Przeze mnie Rhys poczuł się smutno i przypomniał sobie o bardzo smutnym wspomnieniu.
- Przepraszam nie powinnam się pytać - powiedziałam cicho.
- To nie twoja wina - uśmiechnął się lekko. - Obiecaj mi jednak, że nigdy tam nie pójdziesz - dodał po chwili.
- Obiecuję - uśmiechnęłam się i zaczęłam kontynuować śniadanie. Po skończonym śniadaniu, każdy z nas się rozszedł w swoją stronę. Rhys miał bardzo dużo obowiązków co nie tyczyło się mnie. Nie miałam kompletnie nic do robienia. Usiadłam na parapecie w swojej komnacie. Wyjrzałam za nie i spojrzałam się w stronę gór. Po chwili wpatrywaniu, ujrzałam jednego z duchów. Była to kobieta. Wbiegłam z komnaty. Rozejrzałam się do okoła, aby wypatrzyć tamtego ducha kobiety. Duch kobiety był mi bardzo znajomy. Zupełnie jakby była to moja mama. Biegłam przez wszystkie korytarze w zamku, aby jej nie zgubić. Wpadłam po drodze na kilka strażników i służek, zapomniałam nawet o Księciu.
- Poczekaj! - krzyknęłam. - Proszę zaczekaj! Nie odchodź - krzyczałam, żeby mnie usłyszała, ale nic z tego. Duch kobiety chciał mnie gdzieś zaprowadzić, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie. Biegłam i biegłam nie patrząc gdzie. Zorientowałam się gdzie jestem, gdy tylko ujrzałam góry. Musiałam się wrócić i nie było żadnych ale.
- Akane musisz wrócić. Obiecałaś Rhysowi! - powiedziałam sama do siebie. Wróciłam się do zamku. Poszłam ze spuszczoną głową do zamku, wciąż rozmyślając o duchu.
- Książe zostaw mnie samą - powiedziałam do psiaka i skierowałam się wprost do ogrodu. Było to jedyne miejsce w którym mogłam się skoncentrować.

<Rhys?>

Akise Amires z Dworu Dnia odchodzi!

Akise odchodzi!


''Natura dałam nam dwoje oczu, dwoje uszu, ale tylko jeden język, po to abyśmy więcej patrzyli i słuchali, niż mówili.''  

Od Vanessy CD Rhysa

Rhysa nie znałam niemal w ogóle. Tylko z różnych dziwnych historyjek służących. I teraz siedzę z takim oto człekiem sam na sam i wiem, że w razie czego nikt mi nie pomoże. Pewnie nawet nie wyobrażacie sobie jakie to dla mnie krępujące.
 Rhys zbliżył się troszkę za blisko jak na ten stopień znajomości, udałam jednak niewzruszoną.
- A może... – jego głos był niepokojąco blisko mojego ucha. - Powiesz mi, dlaczego tak usilnie pragniesz zamknąć się na cztery spusty w komnacie w moim zamku, złotko?
Według zasad którymi żyłam do tej pory przesadził i to ostro naruszając moją przestrzeń osobistą pod względem i psychicznym i fizycznym.
 - Drogi książę nie musi tego wiedzieć – warknęłam już tym razem mu w twarz, mając szczerze dosyć tego, co on wyprawia.
Położył rękę na moim ramieniu. Wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że chociaż muszę spróbować nie wybuchnąć jeszcze trochę. Powoli jednak moje nerwy puszczały, a książę czerpał z tego jak widać niezwykłą przyjemność.
 - Nie bądź taka Vanessa.. – ten sam ton głosu.
On chyba myślał, że mnie da się złamać.. że będę pewnie jedną z jego wielu kochanek.. raczej niedoczekanie jego w tej sprawie. Nie miałam nawet ochoty patrzeć na niego.. a co dopiero do łóżka z nim?
 - Mogę iść do komnaty zamieszkiwanej przez moją osobę w twoim zamku? – spytałam.
Już innego pomysłu ani planu nie miałam. Okropnie działał mi na nerwy..
  - Dlaczego aż tak bardzo chcesz tam iść? – zapytał ponownie i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej..
Miałam już tego dosyć. Zamachnęłam się i nim zdążył zareagować, dostał otwartą dłonią w twarz czyli tzw. liścia. Po ogrodzie księcia rozeszło się plaśnięcie. Nim zdążył zareagować, zmieniłam się w wilka i wbiegłam do zamku. Wbiegłam po schodach  i wbiegłam do komnaty, chowając kota i powiedziałam mu, że co by się nie działo, ma nie wychodzić.. pochowałam jeszcze rzeczy mogące zdradzić jego obecność i wtedy wpadł wkurzony Rhys ze wzrokiem zabójcy..

[Rhys?]

Od Jacoba CD Katariny

Położyłem powoli dłoń na jej głowie.. Miała bardzo, ale to bardzo miękkie włosy. Ogólnie cała była zadbana. Następnie otuliłem swoimi ramionami cieplutkie ciało dziewczyny, której imienia wciąż nie znałem. Nie protestowała, a chciałem ją mieć przy sobie.
 - Miła damo.. czy nie mógłbym wpierw poznać imienia twego? – spytałem z kulturą typową dla szlachcica.
Tak jakoś wzięło mnie nie na to wszystko. Bycie miłym.. bycie czułym.. bucie spokojnym i w razie czego podporą. Takie było chyba moje zadanie. Nie kochać, tylko opiekować się. W końcu już od dzieciaka zajmowałem się siostrą.
Dziewczyna lekko zbliżyła się do mojego ucha i szepnęła:
 - Katarina.
Jej imię było piękne i wyjątkowe.
 - Jacob – wesoło odparłem. – Nalezę do Dworu Dnia..
Reakcja dziewczyny była niemal natychmiastowa.. przygniotła mnie do drzewa i wyjęła broń. Trzymała ją przy brzuchu.. ja ze spokojem spojrzałem jej w oczy. Wiedziałem tylko jedno.. ale bo teraz zginę, albo jakoś się wyratuję, chciałbym jednak jak już zachować szansę na jej zaufanie gdy przeżyję. Nie bałem się. Wiedziałem, że dziewczyna nie jest zła ani nic. Nawet towarzyska i miła. Ale jakieś tam głupie zasady w Dworach zakazywały przyjacielskich kontaktów z członkami innego Dworu. Pewnie dlatego jest tak.. smuci mnie to.. spuściłem wzrok.
 - Rozumiem, że klany walczą między sobą.. nie chce, byś miała przeze mnie problemy.. – powiedziałem znów zaglądając w jej rozgniewane spojrzenie.
Delikatnie wziąłem jej broń i przyłożyłem ostrzem przy sercu.. nie opierała się.. jak przed moimi ramionami nim dowiedziała się z jakiego klanu jestem.
 - Możesz to zrobić.. jestem szczęśliwy, że cię poznałem.. – odparłem i położyłem na chwilkę dłoń na jej policzku przecierając go kciukiem.
Następnie zamknąłem oczy i czekałem.. co się stanie.. jak się stanie. Nie znam uczucia śmierci.. a swe życie zamiast oddać bliskiej.. umierającej osobie.. powierzam dziewczynie.. dziewczynie której jeszcze wczoraj nie znałem.. czyżbym upadł już na samo dno samotności..?


[Katarina?]

Shira Lind z Dworu Nocy odchodzi!

Shira odchodzi!

"Nie daj się złamać. Nie ważne jak ciężko jest."

Od Sansity CD Rhysa

Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Zatem chodźmy, zapraszam.
Wychodząc z altany z widokiem na ogród w kierunku Dworu rozmawialiśmy na różne tematy nie mając okazji spotkać nikogo innego, chociaż to różnie z tym by mogło by być. Gdy doszliśmy pod moją komnatę, zaprosiłam go do środka, ciesząc się, że miałam okazję wcześniej zrobić ciasto. Ledwie usiadła ja już kroiłam mu kawałek i podałam na talerzyku z sztućcami do wyboru- ciasto miało to do siebie, że zależnie od preferencji, można było je jeść widelczykiem albo łyżeczką. Patrzył chwilę na deser, aż musiałam się roześmiać.
-Spokojnie, nie jest zatrute.
W końcu wziął kęs z jakby pewna ulgą przełknął kawałek zanim coś powiedział.
-Dobre. Skąd masz przepis?
-Rodzinny, ciotka raz mi go pokazała przy jakiejś okazji. Moja mama bardzo je lubiła z tego co wiem.
-To ona nauczyła cię piec?- Poczułam nieprzyjemny skurcz w okolicach serca.
-Nie, sama się uczyłam robić wszystko. Brat był za mały a ojciec wiecznie zajęty i zamknięty w swoim laboratorium.
-A co z nią?
-Nic- westchnęłam.- Była dobrą kobietą, żoną i matką. Ostatni raz widziałam ją mając trzy lata.
-Co się stało?- Zapytał kiedy usiadłam kładąc przed sobą swój kawałek.
-Podczas jeden z bitew, szesnaście lat temu brała udział jako jeden z dowódców. Jeden z wyższych rangą miał zawieść list do króla o krokach przeciwnika i wpadł w zasadzkę. Pomogła mu dając mu czas na dostarczenie listu ale sama wkrótce została zamordowana gdy jeszcze czyściła mu drogę- uśmiechnęłam się smutno.- Przynajmniej wiadomość została dostarczona i walka została wygrana.- Arial Skeleton robiła co mogła. I udało jej się to, płacąc najwyższą cenę.

<Rhys? ;p>

Od Rhysa CD Vanessy

Uniosłem brew. Znałem myśli Vanessy, która chyba była tego nieświadoma. W pewnym sensie podobało mi się to, że  t a k  bardzo chciała już iść do swojej komnaty i zamknąć się na cztery spusty oraz nie musieć z nikim rozmawiać, w tym ze mną, po części nieświadoma tego, że ta komnata należy do mnie, jak wszystkie w moim zamku. A jako moja podwładna, musi spełniać moje rozkazy, czy to jej się podoba czy nie.
- Hm... Myślę, że nie. - odpowiedziałem po dłuższej chwili milczenia.
- A więc... Mogę iść już do swojej komnaty, wasza wysokość? - spytała Vanessa siląc się na uprzejmość.
Niestety, niepotrzebnie, gdyż ja taki nie zamierzałem być.
- A może... - wymruczałem jej do ucha. - Powiesz mi, dlaczego tak usilnie pragniesz zamknąć się na cztery spusty w komnacie w moim zamku, złotko?
<Vanessa?>

Od Rhysa CD Akane

Spojrzałem w okno, na ścieżkę pomiędzy górami oddalonymi stąd o wiele kilometrów, śladem Akane i westchnąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. Przymknąłem na chwilę oczy, po czym je otworzyłem.
- Podobno prowadzi do morza, którym można dopłynąć na inny kontynent. - wyjaśniłem. - Nikt jednak nie wie tego na pewno.
- Dlaczego? - spytała Akane. - Czy nikt nigdy tamtędy nie szedł?
Zaśmiałem się krótko, bez śladu rozbawienia.
- Szli. - powiedziałem po chwili. - I to wielu.
- To czem...
- Nikt nie wrócił. - przerwałem jej chłodnym tonem, pozbawionym jakichkolwiek emocji. - Do dzisiaj. Nie ma od nich żadnych wieści. Moje cieniste stworzenia wysłane tam przeze mnie, wróciły. Mówiły jednak o dziwnej sile ściągającej je w dół, w przypadku ptaków. Jeśli poszły tam stworzenia lądowe, podobno coś bardzo chciało, by zeszły ze ścieżki, w stronę otaczającej jej ciemności. Moje cienie mają wolę lepszą, silniejszą niż istoty ludzkie, jednakże i one prawie się poddały. Kazałem im zawracać, gdy tylko miały ochotę odpuścić i zboczyć z trasy. To było zbyt ryzykowne, wysyłać tam kogokolwiek, także więc po uzgodnieniu z doradcami, także z dworu Feyry, i z samą księżniczką, zaprzestaliśmy organizować wyprawy tam. Zwłaszcza, że nikt nie chciał tam wyruszać. Oczywiscie, gdybym im rozkazał, poszliby, jednak mam lepsze serce, niż się wydaje, i nie zamierzam ryzykować życia czy psychiki moich poddanych dla zaspokojenia własnej ciekawości, mojej bądź moich doradców.- mówiąc o swoim sercu, mój głos stał się zdławiony. - Po prostu, mimo ich nalegań, nie zrobię tego.
Pod koniec mojej wypowiedzi zamknąłem oczy z bólem.
- Co się stało? - wyszeptała po chwili Akane.
- Mój... Mój poddany, najwierniejszy doradca, poszedł tam. Mimo moich rozkazów, że ma tego nie robić, próśb, poszedł. Nie wrócił. - wyjaśniłem i westchnąłem.
<Akane?>

Od Rhysa CD Katariny

Byłem rozbawiony zaistniałą sytuacją. Rośliny akurat nie mogły być zarażone ''demonizmem'', jak to określiła Katarina. Ten ogród był po prostu moim dzikim ogrodem, do którego wpuszczano tylko niektórych. A rośliny w nim słuchały tylko jednego pana, swojego pana, czyli mnie... Zazwyczaj. Przesłałem im telepatycznie zostawienie nas w spokoju, a raczej Katariny. Na moje słowa, a raczej myśli, wszystkie stworzenia pod postacią roślin, posłusznie się wycofały, przybierając nieruchomą formę, tak jakby kamieniejąc. Jedna jedyna jednakże, po mojej stronie, oplotła się wokół mojej ręki, nie zważając na swoje kolce. Syknąłem na nią, po czym ona również skamieniała. Kiwnąłem w jej stronę głową na podziękowanie, za co usłyszałem od rośliny wdzięczny pomruk. Westchnąłem i obejrzałem podziurawiony rękaw koszuli, który teraz nadawał się jedynie do mycia podłóg. Przewróciłem oczami, po czym podałem Katarinie drugą rękę. Poprowadziłem ją środkiem ścieżki, dla pewności, przez ciemny, pełen skamieniałym roślin ogród, o ile można było to miejsce nazwać ogrodem.
- To szybsza droga. - wyjaśniłem krótko.
- Nic ci nie jest? - spytała dziewczyna.
- Nie. To nic takiego. - odpowiedziałem. - Te rośliny są... żyjące. I powinny słuchać mnie, jednakże nie zawsze to robią, i tyle.
<Katarina?>

Od Rhysa CD. Sansity

Popatrzyłem na Sans, a na moją twarz wkradło się rozbawienie jej słowami i zaistniałą sytuacją. Jeśli ktoś mnie o coś prosił, o coś, co mogło być dla mnie miłe bądź korzystne... Zazwyczaj się zgadzałem, gdyż nie miałem nic do stracenia. Chyba nie... Zresztą, i tak nic na dzisiaj nie planowałem.
- Hmm... - powiedziałem udając rozmyślanie i rozważanie jej propozycji. - No nie wiem...
Zamilkłem, opierając dwa palce o brodę.
- A więc? - ponagliła dziewczyna po chwili.
- Audycja może poczekać kilka godzin. I tak nikt nie oczekuje mnie wcześniej niż po północy.
- Co to oznacza?
- Nie mógłbym odmówić. - wymruczałem i uśmiechnąłem się.
Ująłem jej dłoń i złożyłem na niej lekki pocałunek, po czym wyprostowałem się patrząc w oczy Sans.
<Sans?>

Od Hadesa CD. Crystal

Stałem z rękoma założonymi na piersi, w pokoju danym Crystal, oparty plecami o drzwi. a gdy ta się obudziła, przewróciłem oczami z rozdrażnienia. Rhys, jakże wspaniałomyślny i jakże bardzo zajęty książę, kazał mi pilnować tę dziewczynę przez cały dzisiejszy dzień. ''Dla pewności, żeby znowu nie uciekła i, żeby po raz kolejny się prawie nie zabiła'', cytując jego słowa. No tak, Crystal o mało nie odebrała sobie życia swoimi własnymi mocami. Może to jednak nauczy ją, że słucha się mnie i księcia swojego dworu oraz, że wykonuje się nasze polecenia. Może.
- Szczerze mówiąc.. - zacząłem, gdy tylko dziewczyna otworzyła oczy. - Nie doceniłem twoich mocy. A ty nie doceniłaś mocy Rhysa i mojej, oraz blokowania i odbijania magii przez swoją celę. 
Crystal nie poruszyła się ani nie odpowiedziała choćby jednym słowem. Wiedziałem jednak, że nie spała i była w pełni świadoma akcji rozgrywającej się wokół, gdyż znałem jej myśli. Prychnąłem z dezaprobatą.
- Jeśli nie chcesz pożałować, lepiej bądź tak miła i opowiedz coś o sobie. - wysyczałem podchodząc do łóżka na którym leżała. - A i wiedz, że tutaj twoje mocen nie działają, skarbie.
<Crystal?>

niedziela, 14 sierpnia 2016

Od Asaki'ego CD Rhysa

Miałem jakiśmega zryty sen ( jagby to było coś nowego), że cienie mnie zabilay po czym znowu się odradzałem. Tak non stop w kułko. Po 4 razie skapnołem, że jakoś nie zbytnio mam się czego bać, bo doszło do mnie właśnie, że to sen. No i że to chyba miała być jakaś tortura. Coż marna. Kiedy się obudzilem zobaczyłem Rhysa siedzaceko na fotelu, ja sam leżałem na lożku. Zdziwiło mnie to lekko ale olać to.
- Rhychan słabe te sny były. Po chwili idze skapnąć, że tylko żśnisz. - mruknołem z deczka zawiedziony. W dodatku lekko się uśmiechnołem pokazując malutkie kiełki. W sumie tofajnie by było pobawić się jego mocami, no ale marzenia.

( Rhys? Ten no pomysu nie miałam )

sobota, 13 sierpnia 2016

Yukine Taku z Dworu Nocy!

''Przytul do serca swój najgorszy lęk, nim on pochłonie Ciebie"


Yukine z Dworu Nocy

piątek, 12 sierpnia 2016

Od Mortem CD Hadesa

Spojrzałam zdziwiona na Hadesa. Ale i tak raczej nie zamierzał odpuścić. Zaniósł mnie do mojej komnaty. I położył na łóżku. Delikatnie się na to uśmiechnęłam. Po chwili jednak zasnęłam. Nie wiem czemu. Od razu zasnęłam jakbym nie wiadomo jak była zmęczona. I śnił mi się ten sam sen. Wchodziłam powoli do domu trzymając przy sobie nóż. Dobrze wiedziałam co się zaraz stanie. Powoli podążałam do salonu. Czyli tam gdzie byli zazwyczaj moi rodzice. Słyszałam co jakiś czas dźwięk stukania filiżanki o podstawkę. Co też już znałam. Ale dźwięk powtarzał się trzykrotnie a nie dwukrotnie jak to zazwyczaj było w tym śnie. Zdziwiło mnie to. Weszłam powoli do salonu. A tam zastałam moją mamę, po której odziedziczyłam urodę. Mojego ojca, po którym odziedziczyłam kolor włosów i oczu. A obok nich siedział Hades. Spojrzałam na tą scenę naprawdę zdziwiona. Wszystko było nie tak. Miałam ich zabić. A on się tak nagle pojawił w moim śnie. Podszedł do mnie i ostrożnie zabrał mi broń.
-Kochana. Nie powinnaś chodzić z bronią po domu.- powiedział nagle.
Delikatnie mnie pocałował. Wrócił na swoje miejsce. Wziął łyk herbaty. Uśmiechnął się do mnie i w tym momencie się obudziłam. Rozejrzałam się po komnacie. Nie rozumiałam kompletnie mojego snu. Wszystko było nie tak. Drżałam.

(Hades?)

Od Akane CD Jacoba

Chłopak zainteresował mnie swoją osobą i zastanawiałam się czy nie należy do jakiegoś z Dworów. W Dworze Nocy go nie widziałam, więc pewnie należał do Dworu Dnia lub po prostu mieszkał w królestwie.
- Z miłą chęcią, jednak wolę biec za tobą - uśmiechnęłam się i zmieniłam się w pół lisa i pół człowieka. Dzięki tej formie mogłam się bardzo szybko przemieszczać.
Koś w jakiego zmienił się chłopak był bardzo śliczny. Biegnąc widziałam jak jego grzywa i ogon rozwiewa wiatr.
- Coś wolno biegniesz! - podbiegłam do niego i z chytrym uśmiechem na twarzy spojrzałam się mu w oczy. Gdy on przyspieszył ja skoczyłam nad nim i usiadłam mu na grzbiet, ale pod postacią kota.
- Czyżby ktoś się zmęczył? - spytał chłopak, gdy tylko dotarliśmy do lasu.
- Nie po prostu chciałam poczuć jak to jest będąc kotem i jechać na koniu - odpowiedziałam.
- I jak?
- No i ni jak. Stwierdzam, że będąc pod postacią człowieka jest o dużo lepiej - uśmiechnęłam się.
- Zaskakująca dziwna jesteś - odrzekł, a ja spojrzałam się na niego.
- To miał być komplement czy sarkazm?
- Nie wiem, ale coś pomiędzy tymi dwoma znaczeniami - odrzekł.
- Lepiej powiedz mi co będziemy robić w lesie? - spojrzałam na niego, a on spojrzał na mnie zaskakująco niepokojącym dla mnie wzrokiem.

<Jacob?>

Od Akane CD Sansity

Reakcja Księcia na kostkę dostaną od Sans, nie zaskoczyła mnie, a zwłaszcza gdy dostał całą miskę kości. Czuł się jak w niebie i jeszcze lepiej. Lenistwo dzisiejszego dnia, czemu by nie.
- Oczywiście, że mogę się z tobą polenić, ale po tem bym żałowała tego, że w taki piękny dzień jak ten nic nie zrobiłam - odpowiedziałam.
- Rozumiem - odpowiedziała biorąc głęboki oddech. - To co będziemy dzisiaj robić? - spytała się po chwili.
- Nie wiem, ale może na coś wpadniemy - uśmiechnęłam się i dosiadłam do niej.
Krążyłam myślami o tym co mogliśmy porobić, jednak ostatecznie moją uwagę przykuło niebo i znajdujące się na nim chmury.
- Zabawimy się w pewną grę? - spytałam, zwracając wzrok na siedzącą obok mnie dziewczynę.
- A w jaką? - zapytała, z lekkim zaciekawieniem na twarzy i w oczach.
- Będę dawała ci zagadki i będziesz musiała odgadnąć o jakiej rzeczy myślę. Załóżmy, że będę ci dawała wskazówki na temat Księcia, a ty będziesz musiała odgadnąć. Nie będziemy musieli się ruszać i przy okazji dobrze bawić. To jak? Wchodzisz w to? - uśmiechnęłam się.

<Sans?>

czwartek, 11 sierpnia 2016

Od Katariny CD Jacoba

To co sie działo tutaj... sprawiło mnie o .. głupie dreszcze. Najpierw spoglądał dziwnie w moje oczy, potem przytulił... Uścisk traw parę sekund gdyż moja siła woli była za wielka by oprzeć się ciepełku. Zmarłam, nie wiedziałam co dalej zrobić, jakby mnie zamroziło. Chłopak zdążył się odczepić, jakby zapomniał co mu grozi.
-Jecob... - cicho zawołałam go, ten bez żadnych wskazań odwrócił się. Zmienił się nawet w człowieka, ciągle spoglądał w me oczy, jakby co chwile się zmieniały. Nie wiem co w nich widział.
-Posłuchaj no.. - trzymałam broń lewą dłonią natomiast prawą schwytałam go za szmaty i przyciągnęłam do siebie. Denerwowało mnie to że nie budziłam strachu.
-Albo mi zaraz powiesz, co tu robisz, albo zrobię sobie fajną zbroje z twojej skóry. - zaczął mnie poważnie drażnić, a jego delikatny uśmiech oraz to jak na mnie patrzył coraz bardziej napuszało mój gniew. Chociaż... szczerze powiedziawszy, to chyba bardziej mnie tym uspokajał.
-Słyszałem o pewnych dworach. Szukam tu głównie siostry. - spokojnie wytłumaczył. Ja dostałam szału, krzyknęłam po czym odepchnęłam go , ten potykając się o kamyk upadł na swoje cztery litery. Rzuciłam bronią o ziemie wbijając głęboko.
-Co jest z tobą nie tak!!- oparłam się ręką o ścianę. Zdałam sobie sprawę że straciłam swój zapał do zabijania jak i to że nikt nie czuje przede mną grozy. Czyżbym aż tak się stoczyła? Chwile moich przemyśleń, a chłopak był obok mnie , położył rękę na moim ramieniu. zerknęłam na niego, następnie zrzuciłam delikatnie jego dłoń. Westchnęłam po czym przytuliłam się, obejmując go w pasie. Głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Policzek wręcz otulał jego pierś. Chwile minut tak stałam w końcu spokojnie się odsunęłam od niego. Podeszłam do broni i schowałam w specjalnym stworzonym dla nich miejscu. Czyli na plecy.
-Powiedź... należysz już do jakiegoś dworu? - spytałam zaczynając marsz, chłopak ruszył obok. Chciałam się o nim sporo dowiedzieć.

[Jacob?]

wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Vanessy CD Shibido

Spojrzałam z okrutnym uśmiechem, jak biały kot leci wraz z gałęzią w dół. Natychmiast przytrzasnęłam go do ziemi z diabelską miną.
 - Proszę... nie jedź mnie... – pisnął cicho i zrobił słodką minkę.
Zaśmiałam się.. zrobił wielkie oczy.
 -  Nie jesteś ani wyjątkowy, ani jedyny.. – warknęłam mu w pyszczek.
Zadrżał.. podobało mi się to.
 - Teraz ode mnie zależy twe życie, więc łaskawie bądź grzeczny.. – powiedziałam mu, wiedząc.. Że jako istota myśląca się raczej nie sprzeciwi..
Kiwnął tylko głową.
 - Zabiorę cię s sobą.. i będziesz moim zwierzątkiem – rozkazałam.
Chyba nie miał zamiaru stawiać się mi, co z resztą było mi na rękę. Taki urok osobisty posiada moja osoba.
Zmieniłam się w człowieka i wzięłam kota pod pachę. Mimo wielkiego stresu, jaki ten kot przeżywał, delikatnie mruczał.. taka jest bowiem natura kotów, mruczą zawsze.
Nie obchodziło mnie, jakim człowiekiem jest ten kot. Jakie miał szansę z wilczycą? Postanowiłam zabrać go do zamku, żeby mieć jakąś zabawkę. Z powodu dużej wrażliwości na słońce, nie ruszałam się z zamku w trakcie dnia, dziś jednak zrobiłam wyjątek i żałuję. Moje oczy nie wytrzymywały już, więc wejście do lasu uratowało mnie przed ślepotą.
Las był typowy dla owej pory roku. Zielony, pełny zwierząt i roślin. Niektóre zachwycały mnie swoim wyglądem, inne nie. Zmieniłam pozycję kota, teraz leżał tak jak dziecko, podtrzymywany przeze mnie jedną ręką. Zauważyłam bowiem poziomki.. zerwałam kilka i dałam mu pod pyszczek. Najpierw powąchał jedną, potem polizał, a w następną sekundę wszystkie znikły z mojej ręki. Został po nich tylko różowy ślad na jego pyszczku.
Ruszyłam jednak dalej. Coś lepszego do jedzenia dostanie dopiero w zamku. Był malutki.. ale nawet teraz czułam jego kości pod tą puszystą sierścią. Jakim cudem taka ilość sierści zachowała się przy takim niedożywieniu?
Położyłam go sobie na dłoni.. był minimalnie od niej większy, jednak o wiele za silny jak na taką postać.
Do zamku weszłam niezauważona i szybko zamknęłam się w swoim pokoju. Służba od razu przyniosła mi filiżankę i czajniczek z herbatą. Nie pytała o nic.. położyłam kotka na stole.
 -  No maluchu, grzeczny bądź – powiedziałam i zostawiłam go, sama idąc do jadalni.
Szybkim krokiem weszłam do niej łapiąc pierwszego ze służących.
 - Przynieś mi do obiadu dodatkowo jedną szprotkę, miseczkę z wodą i małe pudełko z piaskiem, taki jak używa Teodore – rozkazałam. – A i obiad niech na górę za chwilkę ktoś zaniesie..
Teodore był znanym w mieście kociarzem. Wiedział więc wszystko o nich, ale nie miałam nawet zamiaru pytać go o coś.
Spokojnym, krokiem wróciłam do pokoju. Zauważyłam jednak, że kociak znikł.. zauważyłam go dopiero w filiżance i uśmiechnęłam się pod nosem.
 - Znalazłeś widzę sobie legowisko – zaśmiałam się.
Usiadłam  na krześle przy stole, a wtedy trzasnęły drzwi i pojawił się obiad wraz z wszystkim, co potrzebne. Obiad położyli przede mną, resztę rzeczy trochę dalej. Maluchowi dałam jego rybkę na osobnym talerzyku, a obok położyłam miseczkę. Jako, że kot również był człowiekiem, uznałam, że nie głupim jest dać mu trochę wina. Tak więc dałam mu trochę tego alkoholu niskoprocentowego do miseczki i sama zasiadłam do posiłku.
Właściwie po chwili było po wszystkim i sama mając lampkę wina w ręce i leniwie je pijąc obserwowałam jak kot pije prawdopodobnie nowy dla niego napój. Był tu może z godzinę, a poprawił mi znacznie humor i co najważniejsze.. wypił miseczkę.
 -  Jeszcze? – spytałam.
Zaprzeczył główką, więc wzięłam go i położyłam na łóżku, sama kładąc się po chwili obok.. i zasypiając.
Obudziłam się pod wieczór. Początkowo nie otwierałam oczu, ale poczułam, że nie leżę na łóżku.. a na kimś bądź czymś. Otworzyłam oczy i zauważyłam białe włosy..
 - Jacob popaprańcu co ty tu odwalasz się pytam! – wrzasnęłam i wyskoczyłam z łóżka z szybkością błyskawicy.
Chłopak otworzył oczy mamrocząc coś typu „co.. co się dzieje” a potem spadł z łóżka. Upadł na bok i wtedy zauważyłam, że to nie mój brat, a kota nie ma..
 - Kim ty kurwa jesteś!? – wrzasnęłam i dopiero obudził się ten chłop..
Białe włosy.. uszka i ogon..


(Shibido?)

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Od Vanessy CD Rhysa

Wsłuchałam się w słowa księcia i miałam ochotę walnąć go.. Musiałam jednak zachować się jak na damę przystało. Szlak by to moje wychowanie. Obydwoje graliśmy dla siebie miłych, za pewnie on również chciał powiedzieć coś inaczej. Wszyscy bowiem wiedzą, że maniery to co innego, niż prawdziwy charakter innego człowieka.
 - Oczywiście książę – odparłam i czekałam na jego ruch.
Delikatnie odstawił ramie od swojego boku, zachowałam się jak dama i złapałam go za to ramie.. tak jak mnie uczono. Chodziłam w gorsecie kilka godzin i nagle zaczął mnie jakoś mocniej uciskać. Zamarzyłam, by się go pozbyć, jednak w tej sytuacji nie było to możliwe.
Dałam się prowadzić. Książe doskonale wiedział, gdzie iść. Dźwięk obcasów mych butów roznosił się po pustych korytarzach. Patrzyłam przed siebie, idąc do tych ogrodów. Myślałam o innych sprawach, nie o tym, co mnie czeka i co pewnie chciałby dowiedzieć się książę. Te sprawy nie są takie ważne, jakie się wydają. Po co więc je tak wywyższać i ciągnąć mnie tam, gdzie nie chce.. ciekawość ludzi mnie powala.
Była piękna noc i to muszę przyznać. Niebo było czyste, księżyc w pełni świecił bardzo wyrazistym światłem. Całe szczęście, że to noc. Moje oczy wytrzymywały taką ilość światła.
Usiedliśmy na ławce i dopiero wtedy spojrzałam na niego z obojętną miną. Nie zbierało się na to, żeby to on zaczął rozmowę. Wręcz przeciwnie. Wściekłam się.. zaciągnął mnie tu i teraz na dodatek nie ma zamiaru się odezwać? Zabrakło mi słów na takie zachowanie.
Oznaczało to jednak to, że musiałam zacząć rozmowę. Nie chciałam i nie podobało mi się to..
 -  Tak więc książę, co chciałbyś się o mnie dowiedzieć? – spytałam go, nie mając najwidoczniej innego wyboru.
 - Opowiedz mi moja miła po prostu coś o sobie – bardzo szybko odpowiedział, niemal bez namysłu.
Chwilkę musiałam pomyśleć, nim otworzyłam znowu swe usta.
 - Tak więc – rozpoczęłam. – Pochodzę z rodu szlacheckiego. Z powodu ataku demonów musiałam opuścić rodzinny dom. Nikt nie przeżył, więc z bliźniakiem żyliśmy jako żebracy w jednym z miast. Z powodu mojej choroby brat ukradł lekarstwo i obydwoje trafiliśmy to więzienia. A trafiliśmy tu dopiero po ataku demonów na to miasto – rzekłam.
Książę kiwnął głową.
 - Czy czegoś jeszcze wasza wysokość chciałaby się dowiedzieć? – spytałam, by upewnić się, czy na pewno wszystko mu powiedziałam i jak najszybciej uciec do swych komnat.


(Rhys?)

Od Jacoba CD Akane

Droga powrotna z bazaru bardzo dłużyła mi się. Wybrałem się na niego chcąc zobaczyć, co sprzedają w takich miejscach. Jakoś udało mi się wmieszać w tłum ludzi, choć nie byłem do tego przyzwyczajony. Jakiś czas w więzieniu upośledził mnie trochę jeżeli chodzi o zachowania w dużej grupie. Właściwie.. nie różniłem się od nich zbytnio. Miałem tylko „bogatszy strój” oraz białe włosy. Na oko raczej nikt zbyt wielkiej uwagi nie sprawdzał, zwłaszcza, że szedłem lekko zgarbiony oraz z lekko opuszczoną głową.
Około południa postanowiłem szykować się do drogi powrotnej. Czekał mnie troszkę sporawy kawał drogi. Dwór Dnia nie był zbyt blisko od tego miejsca. Byłem tu jednak tak długo, że zdążyłem ogarnąć już jakieś skróty prowadzące przez ciemne, opustoszałe uliczki. Nie zaprzeczam i nie wątpię, że część z nich mogła być nawet opuszczona w sensie zamieszkania. Kamienice tam wyglądały ohydnie i czasem dreszcze przechodziły mi na samą myśl, co w ich środku zaszło. Serce me jest bowiem wrażliwe na cierpienie niewinnych, bo tacy również przeżywali tu katusze.
Szybkim krokiem uciekłem z główniej ulicy i wszedłem w poboczną. Zwątpiłem w to, żeby ktoś mnie śledził. Zdarzali się tacy, ale byli nieudolni. Pewnie chcieli mnie okraść, ale faktem jest, że jeżeli nie idę po jakąś konkretną rzeczy, to pieniędzy nie mam. Broń jednak znała swoje miejsce w mym płaszczu. Tak więc problemu w razie ataku nie było. Regeneracja umożliwiała mi też to, że mniej mogłem uważać podczas walki.
Gdy skręciłem na skrzyżowaniu uliczek, do mojego nosa doszedł niezbyt przyjemny zapach piwa. Oznaczało to, że ktoś za mną szedł. Niezły był.. to musze mu przyznać.
Ledwo udało mi się go wyczuć, a narobiło się za mymi plecami tyle halsu, że spokojnie obudziłoby to niedźwiedzia ze snu zimowego.
Spojrzałem za siebie, rękę wkładając z płaszcz i łapiąc za rękojeść swej broni w razie ataku. Ujrzałem jednak dziewczynę..
 - Wybacz nie powinieneś tego zobaczyć, ale on musiał ponieść konsekwencje za to co zrobił kilku osobom – szybko wyrzuciła z siebie słowa.
Spojrzałem na nią, bardzo uważnie. Zaciekawił mnie fakt jej obecności. Niczym się jednak nie przejmując, wyciągnąłem jednego papierosa i zapaliłem go przy niej, odrzucając na bok maniery.
 - Nic się nie stało – odparłem sucho. – Nawet dałbym sobie radę, mimo faktu, że posiada on broń palną.
Spojrzałem na kałużę krwi i kopnąłem pistolet. Zaciągnąłem się dymem, a potem wypuściłem jego kłębek.
 - Nie jesteś człowiekiem? – spytała prosto z mostu dziewczyna.
 - Czyli nie tylko moi znajomi są wyjątkowi, że tak to określę, co? – odpowiedziałem pytaniem a pytanie.
Spotkana osóbka kiwnęła lekko głową. Zaciągnąłem się jeszcze kilka razy petem, a potem zdeptałem go.
 - Chciałabyś może wybrać się do lasu ze mną? – spytałem, a następnie zmieniłem się w konia.
Nie miałem nic przeciwko poznaniu kilku osób.


(Akane?) 

niedziela, 7 sierpnia 2016

Od Aidena CD Sansity

Spojrzałem na Sans, która z lekkim uśmiechem na twarzy wyczekiwała mej odpowiedzi. Chwilę później odparłem obojętnie:
- Ta, z wielką chęcią pomogę.
W końcu w przeciwnym razie to raczej długo tu nie pobędę. Grillby uśmiechnął się szeroko. Wstał i poprawił swoje ubranie, mówiąc:
- Wiesz, teraz przypomniało mi się, że mam robotę w środku. Mógłbyś sam się tym zająć?
Jego wesoły uśmiech stał się bardziej niepewny. Szczerze mówiąc, niezbyt byłem zadowolony z tego, że całą robotę zrzucił na mnie. W pewnym stopniu byłem gościem, mimo iż ukrywałem się przed glinami i miałem w zasadzie jakoś ,,odwdzięczać się'' za nocleg. Przez jakiś czas patrzyłem prosto w oczy mężczyzny. Grillby na początku był lekko zmieszany, potem nieco spoważniał. Sans przyglądała się nam, raz patrzyła na mnie, za chwilę na Grillby'ego i tak w kółko. Na jej twarzy malowało się średnio widoczne zaciekawienie. W końcu znudziło mi się ciągłe stanie i patrzenie na twarz bruneta. Z nieznanych przyczyn niezbyt ufałem temu facetowi. Niby był tam znajomym Sans, która mi w jakimś stopniu pomogła w ucieczce. Według mnie jednak jego twarz wyglądała, jakby zamierzał mnie za chwilę wydać. Miałem tylko nadzieję, że tego nie zrobi. Po minucie, która w tej ciszy ciągnęła się dosyć długo, powiedziałem:
- Jasne, w końcu na razie nie mam żadnych planów na dziś.
Grillby uśmiechnął się, tak samo jak Sans.
- Dzięki. Za gospodą jest stos drewna - odparł brunet i odszedł.
Kiwnąłem głową, po czym wyszedłem na zewnątrz. Białowłosa podążyła za mną. Zatrzymałem się za gospodą i zmierzyłem wzrokiem stos drewna. Wezmę jakieś trzynaście kawałków, powinno wystarczyć na dzisiaj. Wziąłem niewielką siekierę i zważyłem ją w dłoniach. Chwilę później zacząłem rąbać drewno. Sans stała obok i przyglądała mi się w milczeniu. Po jakimś czasie wyprostowałem się i otarłem pot z czoła.
- Nieźle ci idzie - przyznała dziewczyna.
- A czego się niby spodziewałaś? - spytałem, odwracając głowę w jej stronę.
- Wiesz, nie spodziewałam się, że złodziej będzie dobry w obowiązkach gospodarczych.
Wbiłem siekierę w pieniek i oparłem się o nią.
- Słuchaj, nie od urodzenia jestem złodziejem. Wcześniej mieszkałem z rodziną i pomagałem jej w czym popadnie.
- A czemu teraz kradniesz?
- A czemu ludzie kradną?
Sans podparła ręką podbródek w zamyśleniu. Po chwili odparła:
- Żeby skradzione rzeczy potem sprzedać i być bogatym.
- Co, żarcie też kradną, żeby potem sprzedać? - zapytałem ironicznie. - Nie wiem, ilu ty złodziei spotkałaś, jednak ja nie należę do tych, co kradną, żeby być bogatym i żeby inni zazdrościli, jasne?
- To po co...
- Skończmy ten temat.
Nastała cisza. Chwilę później kontynuowałem rąbanie. Sans trochę niepewnie na mnie spoglądała, aż w końcu odezwała się.
- Sorry, Aiden, za tamto z tym pierścieniem. Ty byś pewnie podobnie zareagował na moim miejscu. W końcu kiedy wiesz, że w danej gospodzie ukrywa się złodziej i nagle komuś coś ginie, to raczej będziesz podejrzewał tego gościa.
Tak mocno zamachnąłem się siekierą, że po rozdzieleniu kawałku drewna na pół wbiła się w pieniek.
- Nic się nie stało - mruknąłem, próbując wyciągnąć siekierę, jednak na marne.
Zakląłem cicho i zacisnąłem pięść. Wtem zdałem sobie sprawę, że Sans nieustannie mi się przygląda. Poprawiłem swój kucyk, przy okazji sprawdzając, czy pierścień jest na swoim miejscu. Po raz kolejny zakląłem, gdy w pewnym miejscu poczułem chłodne złoto. Na szczęście prześwit był niewielki. Szybko zakryłem pierścień szmatką i poprawiłem rzemyk. Cholera, mam nadzieję, że Sans niczego nie widziała. Spojrzałem na białowłosą. Jej twarz nie zdradzała żadnego podejrzenia, jednak kto wie, o czym wtedy myślała?
Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia siekiery zrezygnowany westchnąłem. Zacząłem zbierać porąbane drewno, po czym podszedłem do dziewczyny. Tamta spojrzała na mnie pytająco.
- Pomóż mi, w końcu wszystkiego nie zmieszczę na rękach - powiedziałem.

<Sans?> ,,Wcale" niczego nie widziałaś...

Od Sansity CD Rhysa

Spojrzałam mu w oczy delikatnie się uśmiechając.
-Zapewniam cię z całego serca, że czuje się dobrze. Nie musisz się martwić- dodałam kojącym tonem. Mimo to, cieszyłam się, że się martwił.
-Skoro tak mówisz...
-Czy możemy zmienić temat na jakiś inny?- Zapytałam się go na co przytaknął trochę uspokojony.
-Na jaki proponujesz?
-Cóż, jeszcze nie wiem jednak zanim to, chciałabym cie o coś zapytać. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zjesz ze mną podwieczorek? Przygotowałam domowe ciasto- dodałam czując lekkie zaniepokojenie w oczekiwaniu na jego odpowiedź. -Jak nie dziś to kiedy indziej...

Rhys?

Od Sansity CD Akane

Oparłam rozleniwiona głowę o ściankę za sobą.
-Jest tak piękna pogoda, że aż żal nie leżeć sobie rozkoszując się sytuacją.
-Czyli krótko mówiąc warunki idealne na lenistwo?
-To obraźliwie nazewnictwo- otworzyłam jedno oko zerkając na nią.- To jest cieszenie się warunkami moja droga.
Pogłaskałam psiaka po głowie, który akurat skończył zjadać pierwszą kość i zbliżył swój łebek do mnie robiąc przy tym maślane oczy. Stłumiwszy śmiech, wyciągnęłam przygotowaną następną kość za którą ochoczo się zabrał. Żeby być zabezpieczoną przed kolejnymi sytuacjami tego typu, że Książę chce następne smakołyki, wyciągnęłam z torby miskę pełna kości. Na ten widok, zapiszczał szczęśliwie, jak gdyby był w niebie. Po tym zwróciłam się ponownie do dziewczyny.
-Co powiesz na wspólne lenistwo jak to nazywasz?- Zapytałam się rozbawiona.

Akuś? Wybacz za długi czas oczekiwania ;-;

Od Sansity CD Aidena

Patrzyłam na niego w milczeniu, przy czym odparłam dopiero po chwili.
-Grillby to mój dobry znajomy, często do niego wpadam. Ot, tak po znajomości.
-Więc tak- kiwnął głową bez przekonania. Uśmiechnęłam się w jego kierunku ale spojrzenie zrobiło się momentalnie chłodne.
-Zatem domyślasz się, że znajomość, i się dba o interesy? Naprawdę szkoda mi go kiedy są jakieś problemy. Liczę, że rozumiesz- westchnęłam wstając. Po chwili krzyknęłam go pozbawionego pierścienia właściciela- Czy szanowny pan mógłby chwile zaczekać?!
-Oczywiście panienko. W czym rzecz?- Zapytał się szczerze zdziwiony.
-Wczoraj była zabawa na rynku i widziałam tam pana. Może wtedy już znikł pierścień? Wie pan, duży ruch, trunki i jedzenie i katastrofa gotowa.
-Faktycznie byłem- powiedział zamyślony.- Być może gdzieś go upuściłem i ktoś go zabrał. No nic, może jeszcze się znajdzie. Przepraszam za problem- zwrócił się do właściciela gospody. Grillby odetchnął z ulgą.
-To w pełni zrozumiałe. Życzę powodzenia przy odnalezieniu i zapraszam ponownie.
Gdy wyszedł, emocje opadły z mężczyzny, który opadł na krzesło głęboko oddychając. Spojrzałam na niego badawczo.
-W porządku?
-Tak tak. Wielkie dzięki Sans, naprawdę- powiedział z lekkim uśmiechem poprawiając swoje okulary.
-Nie ma problemu. odpocznij sobie, trzeba w czymś ci pomóc?
-Rąbanie drewna tylko.
Odwróciłam się z uśmiechem do Aidena.
-Aiden z chęcią ci pomoże, prawda?

Aiden xD? Wybacz, że tak długo ;-;

środa, 3 sierpnia 2016

Od Crystal C.D Hadesa

Słoce zachodziło!Dzień się kroczył!A ja... No cóż z pewnej gapy zostałam wtrącona do celi. Znów zamknięta w czterech ścianach! Super ! No...Dobra...Nie było tak źle!No do momentu, aż nie zapadła noc, ponieważ w ciemność ukazał mi się fragment zapomnianych mych wspomnie, które z niewyjaśnionych przyczyn zapomniałam.Tak...Mam amnezję!Nic nie pamiętam od  zobaczenia na łące czarnych rumaków.No ale wracając do mnie...Siedziałam grzecznie w celi i patrzyłam w ciemność, aż nagle poczułam senność i zamykając już oczy mój obraz jakby się rozmazywał.Oczywiście wtedy przetarłam oczy ręką i właśnie wtedy drugi raz patrząc w to samo miejsce zobaczyłam to :
Zaskoczona tym widokiem znów przetarłam oczy i znów po patrzyłam w to samo miejsce.Czułam w sobie że to miejsce bardzo dobrze znam, ale nie wiedziałam skąd!Widok po sekundzie  był coraz gorszy!. Przez to moje ciało  zaczął dziwnie się zachowywać, bo zaczekało się trząść ze strachu, ale nie miałam powodu, ponieważ takie widoki już mnie nie straszył.Wszystkie te emocje przez ten widok sprowadził że panikowałam i  straciłam kontrole z rzeczywistością ,a gdy to się stało było bardzo ale to bardzo źle!!Ponieważ wtedy mych mocy  nie kontrolowałam, a były bardzo silne i nie bezpieczne.Spowodowały w mei celi wielkie mrozy, które były wyczuwalne w całym zamku. No cóż w środku celi były bardzo wyczuwalne, ponieważ zwyczajny człowiek w takiej temperaturze która miała miejsce w tym miejscu nie przeżyła by.Na szczęście ja byłam eksperymentalnie niezwykłym człowiekiem, wiec te mrozy tylko mnie osłabiły że straciłam przytomność.Dziwne było to że gdy się ocknęłam nie leżałam na ziemi w celi tylko leżałam w cieplutkim łóżeczku w ślicznym pokoiku.


(Hadesa?)





Od Shibido (do Vanessy)

Szczerze to wolałem chyba być w kociej posturze... nie wiem czemu ale bardziej mi się to opłacało. Drapieżniki nie atakowały, ludzie pieścili, karmili... No same atuty, hah jak ma się takie oczka to nic dziwnego. Akurat przemierzałem tereny jako człowiek gdyż dookoła pełno było demonicznych stworów. Ciężko było znaleźć miejsca gdzie poczuje się bezpiecznie i spokojnie. Większość miast było pustych i zapuszczonych, nie można było hałasować bo przyjdzie cała chmara krwiożerczych mutantów. Troche żałowałem że opuściłem swoje miejsce zamieszkania... tam nie było żadnych stworów a każdy żył w sumie normalnie. Idąc ciągle przez ścieżkę zauważyłem dość niedaleko.. jakiś kilometr wielki mur a za nim budynki... Czyżby jakieś miasta się uchowały? Niestety była pora nocna a przede mną wiele bestii. Jako kociak wbiłem się na drzewo i zmieściłem w niewielką norkę wraz z swoimi rzeczami. Nie było ich sporo, głównie jedzenie. Przytuliłem się do rzeczy jak do miękkiego pluszaka i zasnąłem spokojnie 4 metry nad ziemią. Przebudziłem się bardzo wcześnie.. nawet słońce nie ośmieliło się pokazać. Usłyszałem szelest bardzo blisko mnie, zdziwiłem się trochę gdyż tam gdzie się schowałem, nie było stworów. To był w sumie środek lasu gdzie witają gęste krzaki. Wyszedłem z norki zaciekawiony wciąż jako biały kociak. Coś poruszało się na czterech łapach, czułem zapach psa? nie... w sumie dość dziwne. Gdy rozglądałem się zauważyłem... o nie... Ku moim oczom ukazało się chyba czyjś ogon. Wyglądało to trochę jak gumowaty patyk, zmieniała swoje położenie, raz do góry raz na dół. Moje oczka znów się powiększyły, skuliłem się. Nie mogłem powstrzymać swej natury, nic nie poradzę że mam słabość do takich zabawek. Podszedłem powoli a gdy skoczyłem schwytałem zdobycz mocno ząbkami, było to tak silne że podniosło mnie całego do góry. Zerknąłem w lewo a to był ogon szarej... wilczycy.
Hehe... i co teraz powiedzieć, przybliżyła ogon do swojego pyska, ja wciąż zaciekle nie otworzyłem mordki.
-Miau... - cicho miauknąłem kładąc uszy, gdy tylko ukazała swoje zęby. Machnęła mocno ogonem a ja puściłem się w końcu i odbiłem raz od podłoża zanim stanąłem na łapki. Przybliżyła się do mnie warcząc, starałem się pokazać swą... dominacje?. Dumnie stanąłem wysuwając pazury. Ale szybko pożałowałem, wadera otworzyła pysk chcąc mnie ugryźć, odskoczyłem odwracając się, upadłem ale szybko sie podniosłem po czym popędziłem jak najszybciej do najbliższego drzewa, wzbiłem się pazurami na wysoką gałąź. Stanęła na dwóch łapach wciąż warcząc, następnie zaczęła okrążać drzewo.
-Em.. słuchaj, wiem że psy i koty... em przepraszam, wilki i koty zbytnio sie nie lubią, ale jestem również człowiekiem i radze ci odbiec bo inaczej będzie mogiła! - oznajmiłem starając się ją wystraszyć. Ta jednak nie zamierzała, w jej oczach nie widziałem grama strachu.
-O mój boże.. ja tak mogę caaały dzień- powiedziałem dumny z siebie ale nagle gałąź się ułamała.. - ekstra - spadłem na dół, nie trza było dużo czasu by zauważyć groźny pysk przed oczami.
-Proszę... nie jedź mnie... - zrobiłem słodką minkę, położyłem się tak jak i uszy, a moja mordka wyglądała jakby miał zaraz zacząć płakać. Ej no chciałbym trochę pożyć. Zbytnio szans z nią nie miałem, a nawet.. to jakoś... nie chciałem jej zaatakować.

Vanessa?

wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Hadesa C.D Crystal

Zmierzyłem uciekinierkę o imieniu Crystal wzrokiem i westchnąłem w udawanym żalu.
- Gdybyś z nami współpracowała, nie doszło by do tego. - powiedziałem. - Ale posunęłaś się o wiele za bardzo. Doigrałaś się, kochana.
W mgnieniu oka, gdyż dziewczyna o niebieskich włosach nie zdążyła się odezwać, ba, nawet nie mrugnęła, znalazłem się za nią. Złapałem mocno jej nadgarstki od tyłu.
- Pupilkiem Rhysa nie byłem, nie jestem i nie będę. Za to ty, złotko, od teraz się nim staniesz.
- Nigdy! - krzyknęła. - Nie macie prawa!
- Ależ mamy. - wymruczałem.
Crystal szarpnęła się do przodu, na co ja wzmocniłem uścisk.
- Puść mnie! - warknęła.
- Twoje niedoczekanie, nie uciekniesz już więcej. - szepnąłem jej do ucha. - Nawet o tym nie myśl. Znam twoje myśli, skarbie.
To wyznanie trochę ją zaskoczyło, gdyż się uspokoiła. Wtedy popchnąłem ją do tyłu, sprawiając, że zrobiła krok. Następnym popchnięciem zmusiłem ją, by szła do przodu, a ja podążałem za nią. Gdy przeszliśmy przez drzwi od tarasu, o przeciwległą ścianę opierał się Rhys.
- Dobra robota, kuzynie. - wymruczał książę niby miłym głosem.
Podszedł do Crystal i założył jej kosmyk włosów za ucho, po czym wbił w nią swoje gniewne spojrzenie. 
- Do lochu z nią. - odezwał się po chwili stanowczym głosem.
Mimo tego, że patrzył na dziewczynę, rozkaz był skierowany do mnie. Na słowa Rhysa, Crystal wzdrygnęła się.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziałem, ignorując odruch dziewczyny. - Do której celi?
- Blokującej i odbijającej wszystkie możliwe rodzaje mocy. - powiedział przelotnie na mnie zerkając, po czym znów spojrzał na niebieskowłosą i szepnął do niej przestrogę, w której brzmiała groźba. - Lepiej się zachowuj.
Książę skinął głową na pożegnanie i odszedł niespiesznym krokiem. 
- Słyszałaś Rhysa? - warknąłem do Crystal. - To na co czekasz?!
Nie czekając na jej odpowiedź, popchnąłem ją w stronę przeciwnego korytarza, do tego, do którego skręcił mój kuzyn. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do podziemia, w którym znajdowały się lochy. I sale tortur, jednakże o tym dziewczynie nie powiedziałem. Gdy doszliśmy do celi blokujących moce, strażnicy otworzyli nam jedną z nich. Nie miała okien i nie była zbyt duża. Wepchnąłem tam Crystal, wszedłem za nią i zamknąłem za nami drzwi. 
- Posłuchaj, człeczyno. Zostaniesz tu, dopóki Rhys nie powie, że możesz wyjść. Ta cela - zrobiłem dłonią ruch otaczający pomieszczenie. - Blokuje i odbija każdą moc. To znaczy, że jeśli użyjesz jakiejkolwiek mocy, ona do ciebie wróci ze zdwojoną siłą. Nawet nie próbuj żadnych wybryków, młoda damo.
<Crystal?>