środa, 20 lipca 2016

Od Rhysa C.D Sansity

Na słowa Sans zaśmiałem się cicho, jednak w moim śmiechu nie było ani trochę rozbawienia.
- Doceniam to, Sans. - przymknąłem oczy. - Naprawdę. Dziękuję.
- Nie masz za co. - pokręciła głową dziewczyna.
- Ależ mam. - zaprotestowałem. - Mogłaś umrzec.
- Ale żyję.
- Tak, żyjesz. Ale jesteś ranna. A ten bodajże śmiertelny cios miał byc przeznaczony dla mnie.
- Rhys...
- Gdyby mnie zabili, zostałaby im tylko Feyra, i mieliby cały nasz kontynent.
- Ale... Jak... Dlaczego?
- Żeby rządzić czymś tak wielkim jak Pyrythian, czy choćby jego połowa, jak dwór, trzeba być rozeznanym w tych sprawach. Nawet najwyżsi rangą doradcy nie wiedzą, jak to jest być władcą i mieć tak wielką władzę w rękach. Nie poradzili by sobie na dłuższą metę, zwłaszcza, że demonów jest coraz więcej. Niestety, ale większość doradców moich i Feyry widziało demona tylko dwa razy w życiu, i to takiego z tych mniejszych i mniej groźnych. Nie wiedzieliby, jak sobie z takim poradzić. Pewnie wywyższam teraz siebie i Feyrę, ale cóż, taka jest prawda. Ktokolwiek zasiadłby na tronie po mnie czy Feyrze, byłby sam jeden. Dla demonów zabicie go byłoby bułką z masłem. Podzielenie Pyrythianu na więcej części niż dwa, pogorszyłoby sprawę. Musiałby być więc jeden król. Ale o ile nie zabiłyby go demony, zrobiliby to jacyś rządni władzy ludzie. Wychodzi na to, że muszę żyć. Ale, nawet gdybym miał nieskończenie wiele mocy, samego, jedynego mnie też by wykończyli. Codziennie odchodzą od dworu zarówno mojego, jak i Feyry, kolejni ludzie. Uciekają na inne kontynenty lub po prostu wypowiadają nam służbę. Tak, jest garstka ludzi, którzy nie raz widzieli demony i nie raz z nimi walczyli. Ale tu chodzi o ludzi, którzy nie uciekną z pola walki, którzy nie raz zabili demona. Takich jak ty. A jest ich bardzo niewielu. - dokończyłem i uśmiechnąłem się ponuro.
<Sans?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz