środa, 28 września 2016

Od Sansity CD Akane

Uczestnictwo na pikniku było dobrym pomysłem na ten dzień. Pokiwałam głową na znak, że smakuje mi kanapka. Psiak obok skończył wyjadanie kości z miski i wielce zadowolony zwinął się w kulkę między naszymi nogami. Pewnie gdyby był kotem, zacząłby mruczeć tak głośno, jakby mógł. Roześmiałyśmy się na widok, jak jego łapka zaczęła się ruszać w śnie.
-Jak ja go uwielbiam- pisnęła Akane głaszcząc go po głowie.
-Faktycznie, jest zabawny- zgodziłam się patrząc to na jedno to na drugie.
-Chcesz kolejną kanapkę? Mam z dżemem z czarnej porzeczki.
Skrzywiłam się na to, przez co Akane spojrzała na mnie pytająco.
-Nie obraź się, ale nie. Nie cierpię czarnej porzeczki.
-O, nie wiedziałam. Dzięki za informację.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam rozbawiona jak skrupulatnie chowa wszystkie kanapki zawierające cokolwiek z czarnej porzeczki.

<Akena? Wybacz długo>

Od Sansity CD Aidena

-Będziesz, o ile nie zrobisz już żadnych numerów- dodałam patrząc na niego kątem oka popijając sobie swój napój. Posłał mi znaczące spojrzenie, które raczej nie wróżyło mu niczego dobrego. Grillby akurat przyniósł mu jego herbatę po czym odszedł do innych gości.
-Zrobię jak będę chciał- burknął sięgając po kubek.
-Jak wolisz. Tylko zapamiętaj, że to był ostatni raz gdy interweniowałam.
Nic nie odpowiedział. Domyślałam się, że jeszcze dziś coś przeskrobie. Nie myliłam się.

***

Na wieczór gdy zajrzałam do gospody, nie było go. Grillby co prawda, był zajęty ale zastałam go zaniepokojonego. Wyszło na to, że nasz towarzysz wyszedł parę godzin temu i jeszcze nie wrócił.
-Znając życie, złapali go- powiedziałam wzruszając ramionami.
-Mogłabyś to sprawdzić? Wiem, że...
-Dopóki straż nie zacznie świętować, nie musisz się martwić- ucięłam krótko ale w tym samym momencie akurat kilku strażników przybyło. Zadowoleni z siebie prosili o porządne trunki.
-Panowie, z jakiej to okazji?- Zapytałam się uśmiechnięta do nich.
-Złapaliśmy słynnego złodzieja, trzeba to opić!
-Brawo- dodałam szybko wymieniając się spojrzeniami z gospodarzem. Mrugnął na znak, że się nimi zajmie, dlatego postanowiłam się chwilowo ulotnić. Teleportowałam się do tymczasowego aresztu, w najlepszej celi, siedział właśnie Aiden.
-Mówiłam- powiedziałam zwracając na siebie jego uwagę. Strażników nie było, wszystkich wywiało.
-Morały możesz sobie prawić później. Muszę się wydostać- powiedział z furią rzucając się na kraty. pokręciłam rozbawiona głową.
-Nic z tego kolego. Ten areszt jest nałożony wieloma silnymi barierami. Nie ma szans na ucieczkę z pomocą nie wiadomo jakiej siły czy mocy. Tu wszystko jest zneutralizowane- poklepałam ścianę.
-Pomożesz mi?- Burknął zakładając ręce na klatce piersiowej w geście oskarżycielskim.
-Ostrzegałam cię. Nie pamiętasz?- Po czym teleportowałam się z więzienia w znanym sobie kierunku.

<Aiden? Wybacz ^^>

sobota, 24 września 2016

Od Akane CD Jakoba

Widoki były wspaniałe. Czułam wiatr w moich włosach, ale widoki były czymś pięknym. Zapierały dech w piersi. Rozglądałam się do okoła, tylko po to, aby zapamiętać wszystko. Gdy tylko przed nami pojawiły się jednorożce zamarłam. Nie wiedziałam, ani bym się nie domyśliła, że one jeszcze żyją. Zeszłam z grzbietu chłopaka.
- Ej... co ty robisz? - spytał się szeptem, aby ich nie wystraszyć.
Ja nie odpowiedziałam i podeszłam do jednorożców bliżej. Konie nie przestraszyły się mnie co mnie zaskoczyło. Wreszcie nie należałam do osób miłych. Zgrzeszyłam i to już nie jeden raz, ale one spokojnie stały. Położyłam swoją dłoń na czole jednego z jednorożców. Przez sekundę przeleciało mi kilka obrazów, które zapamiętałam sobie, jednak nie wiedziałam co miały by one oznaczać. Jednorożce odeszły zostawiając po sobie przepiękny łuk tęczy nad zachodzącym słońce za horyzont.
- Patrz! - uśmiechnęłam się szeroko. - Czyż to nie piękny widok? - spojrzałam się na niego z ogromnym uśmiechem na twarzy.

<Jakob?>

Od Akane CD Sansity

Sans spodoba sie pomysł, od razu poszłyśmy do Dworu, aby zabrać potrzebne nam rzeczy. Nim wyszliśmy dziewczyna otrzymała list. Odłożyła wszystkie rzeczy i wzięła się za otwieranie listu. Znała charakter pisma. Jak tylko przeczytała list na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech od ucha do ucha. Spytałam się czy coś się stało, a ona powiedziała, że jej brat Papyrus przyjeżdża. Wzięła w ręce rzeczy jakie odłożyła i wyruszyła przodem. Sans dostała zastrzyk energii po przeczytaniu tego listu. Dotarliśmy do parku. Rozścieliłyśmy koc i wyłożyłyśmy wszystkie rzeczy z koszyka.
- Sans częstuj się - Uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam rękę z talerzem na którym były przeróżne kanapki.
- Dziękuję - Odwzajemniła uśmiech.
Książe podszedł do białowłosej i zaczął się turlać jak i robić maślane oczka, tylko po to, aby dała mu jakieś kostki. Udało się mu, bo dostał nie jedną, a z kilka.
- Smakuje ci? - Spojrzałam się na nią.

<Sans?> Wybacz, że tak długo i takie krótkie

sobota, 17 września 2016

Od Aidena CD Sansity

Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Znajdowałem się w śmietniku. Wokół unosiła się nieprzyjemna woń, która drażniła mój nos. Nikogo prócz mnie nie było w okolicy. Postanowiłem więc jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca. Wstałem i powoli zacząłem wychodzić ze śmietnika. Nagle mój płaszcz o coś zahaczył, przez co straciłem równowagę i runąłem na ziemię. Zakląłem cicho. Wstając wziąłem do ręki leżącą na mym brzuchu skórkę od banana, którą następnie rzuciłem przed siebie. Akurat wtedy pojawiła się Sans, która nią oberwała.
- No wiesz, co? - zapytała zniesmaczona. - Ja ci tu ratuję tyłek, a ty mi się tak odwdzięczasz? Mógłbyś chociaż podziękować.
Stanąłem do niej bokiem i odwróciłem głowę, spoglądając gdzieś w dal. Za taki ratunek to ja nie będę dziękował. Dziewczyna patrzyła na mnie z założonymi rękami, oczekując odpowiedzi. Po jakimś czasie odezwałem się:
- Mam ci dziękować za wrzucenie mnie do śmieci?
- Ja tylko pokazałam ci, gdzie twoje miejsce - burknęła Sans.
Wyciągnąłem z kieszeni sztylet. Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem i prychnęła.
- Proszę cię, przecież nie masz ze mną żadnych szans.
Rzuciłem sztyletem w jej stronę. Sans wykonała szybki unik. Broń przebiła dość sporego szczura, czyhającego za białowłosą.
- Ale chyba nie chcesz zarazić się jakimś cholerstwem od tych gryzoni, nie? - mruknąłem.
Dziewczyna patrzyła, jak podchodzę do martwego szczura i zabieram sztylet. Szybkim ruchem schowałem go do kieszeni i spojrzałem na Sans.
- Mogłabyć teleportować nas do gospody? - zapytałem trochę niechętnie. - Chciałbym jak najszybciej pozbyć się tego smrodu. - Zmierzyłem wzrokiem swoje ubranie.
- Jasne - odparła Sans.

Włożyłem zakładkę między kartki książki, którą następnie odłożyłem na bok. Od wpadki ze śmietnikiem minął tydzień. Przez ten czas prawie w ogóle nie ruszałem się z mojego pokoju. Wolałem na jakiś czas skończyć z przyjacielskimi zabawami ze strażą. Raz oni odwiedzili gospodę. Mieli w szeregach gościa, który wyczuwał magię, przez co musiałem wyjść na jakiś czas. Na szczęście nie znaleźli mnie.
Kurowanie umilałem sobie czytając książkę. Nie była ona zbytnio ciekawa. Rzadko kiedy do pokoju wpadała Sans, oczywiście tylko na chwilę.
W końcu po półtora tygodnia noga była niemal całkiem uleczona. Dłuższe bieganie sprawiało mi trudność, ale z mocą nie powinno być źle.
Założyłem buty oraz płaszcz i poszedłem na górę. Ludzi jak zwykle nie było zbyt wiele. Usiadłem przy barze i podparłem brodę ręką. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, iż obok mnie siedzi Sans. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Czyli rana już całkiem zagoiła się? - spytała.
- Można tak powiedzieć - odparłem ponuro.
- Hej, Aiden! - rzekł wesoło Grillby, podchodząc do lady. - Jak tam noga?
Podniosłem na niego wzrok.
- Lepiej.
- To dobrze. A nie zanudziłeś się tam w pokoju?
- Nie.
No tak. Zwykle nie potrafiłem zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Tym razem jednak postawiłem zdrowie na tak zwanej złotej półce.
- Może coś do picia? - zaproponował Grillby.
- Herbatę - odpowiedziałem.
- Już się robi!
Mężczyzna odszedł. Sans pociągnęła łyk jakiegoś napoju ze swego kubka.
- No, Aiden. Dzięki temu, że zostałeś, straż nieco zmniejszyła patrole. Choć znalazło się wśród nich więcej osób władających magią, mają nadzieję, że uciekłeś z miasta. Jak jeszcze trochę tu posiedzisz, to będziesz niemalże bezpieczny.
- Naprawdę? - spytałem od niechcenia.

Sansity?
Nie najlepsze, ale cóż...

sobota, 10 września 2016

Od Sansity CD Aidena

Patrzyłam na niego ukrywając cień niedowierzania, zamiast tego przyjmując obojętny wyraz twarzy. Co mi było co on robi wbrew zaleceniom? Niektórzy są naprawdę trudni do pojęcia. Wzruszyłam ramionami po czym sobie wstał i wyszedł bez słowa. Zwróciłam się do Grillby'ego.
-Gdyby został to posłuchałby ciekawych rzeczy- skwitowałam patrząc na drzwi.- Straż dostała spore posiłki, jest znacznie więcej patroli, więc tu lada chwila będą.
-Co znów przeskrobano?- Zapytał zaintrygowany.
-Ach, nic specjalnego. Po prostu młody chłopaczek ze straży znalazł sławnego złodziejaszka i dał cynka tym wyżej.
-Masz na myśli...?
-Jest tego pewna, chociaż niczego nie wykluczam. Wpadnę później, idę oglądać przedstawienie- dodałam po chwili słysząc tupot stóp i dzikie wrzaski straży z rozkazem zatrzymania się. Uśmiechnęłam się pod nosem bo w oknie śmignęła mi twarz Aidena. Było zostać. Otworzyłam zaciekawiona drzwi kiedy banda straży akurat dała przejście podążając za chłopakiem. Nawet dawał sobie radę ale przez rynek sprawa nie należała do najlepszych. Cóż poradzić.
-Wychodzisz?
-Ktoś musi go obserwować i uratować mu skórę.
-Jesteś specyficzna.
-Żeby tylko. Nazywaj to jak chcesz.
Teleportowałam się na dach spory kawałek przed pościgiem i idąc sobie po dachu patrzyłam jak wygląda z góry sytuacja. No no no, Aiden radził sobie przyzwoicie ale tracił siły. Całkiem zrozumiałe patrząc na stan rzeczy sprzed kilku dni. Zatrzymałam się na rozdrożu dachów i jednocześnie ulic. Akurat chłopak zmusił się ostatkiem sił do przyśpieszenia i powiększył odległość dzielącą go od straży. Wykorzystałam moment. Po prostu zmusiłam jego duszę do posłuszeństwa i poderwałam go w powietrze żeby był na mniej więcej tym samym poziomie co ja. Oczywiście się szarpał i syczał o puszczaniu. Na chwilę umilkł widząc mnie i chmary dymu wychodzących z moich zmieniających koloru oczu.
-Co robisz?
-Zastanawiam się właśnie. Masz jakieś sugestie?
-Ta. Puść mnie.
Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek.
-Wedle życzenia.
To mówiąc machnęłam do tyłu ręką a z tym ruchem on poleciał w tył za mną.
-Czekaj co...
Nie dokończył bo zaprzestałam używać swojej mocy przez co on spadł w śmieci za budynkiem a straż biegła dale przed budynkiem oddalając się.

<Aiden? Przynajmniej miękkie lądowanie>

poniedziałek, 5 września 2016

Vivienne Vita z Dworu Dnia!

''W budowie ciała człowieka wciąż widzimy niezatarte ślady naszego zwierzęcego pochodzenia – Darwin.''


Vivienne z Dworu Dnia

niedziela, 4 września 2016

Od Jacoba CD Akane

Usłyszałem pytanie dziewczyny i spokojnie przeszedłem do stępa.
 - Będąc koniem i chodząc po lesie, można znaleźć takie cuda, jakich się w życiu nie widziało – odparłem i to miała być moja odpowiedź.
Nie wiem, czy wystarczyła ona mojej towarzyszce, ale niestety tyle mogłem jej powiedzieć, szykując się na znalezienie istot, o których ponoć już tylko bajki mówią. Ale ja wiedziałam, że ona zamieszkują ten las.
Z zasady nie porywam dziewcząt w las.. ale jakoś tak raźniej mi było. Dodatkowo mogłem poznać nowa osobę i co najważniejsze znaleźć to, czego szukałem.
Nie spieszyłem się zbytnio. Powoli zakłusowałem, gdy poczułem, że siedzi na mnie kobieta. Był to chód w wybijający, więc jako kot prawdopodobnie wyleciała by w powietrze. Nie było to jednak dla mnie komfortowe. Dziewczyna nie umiała jeździć, albo nie chciała anglezować i obijała mi grzbiet. Zagalopowanie było więc dla mnie znaczną ulgą. Ten chód miałem niczym fotel bujany, więc naprawdę trzeba było postarać się, żeby chociaż w małym stopniu obić mi grzbiet.

Droga mijała nam o dziwno bardzo płynnie, co bardzo mnie ucieszyło. Nie była zbyt monotonna, a obecność dziewczyny sprawiała, że również milej mi było.
Wiedziałem, że zaraz dotrzemy do celu naszej podróży. Spokojnie przeszedłem więc do stępa, żeby dziewczyna nie spadła z mojego grzbietu. Zachwiała się jednak, tracąc równowagę. Przed upadkiem uchroniła ją moja grzywa, wyrwała mi kilka włosów. Nie było to zbyt przyjemne, ale uznałem, że tego nie było.

Weszliśmy w inną część lasu.. wolną od demonów, od tego całego zła. Bezpieczną, cichą, spokojną.


Stępowałem wśród drzew, powoli poruszałem się do przodu, niczym instynktownie idąc w miejsce, które chciałem odnaleźć. Wydawać się mogło, że byłem tam wiele razy.. a szedłem tam pierwszy raz. Po prostu wiedziałem, gdzie jest to miejsce. Czułem to i coś pchało mnie tam.


Naprawdę po chwili ujrzeć dało się biel i złotą grzywę. Rogi zalśniły w promieniach. Oto trzy jednorożce pokazały się u mego boku. Nie bały się.. istoty te bowiem zabijają tylko najgorsi złoczyńcy. A zabójców czterokopytnych istot magicznych czeka wieczne potępienie

sobota, 3 września 2016

Od Aidena CD Sans

Sans zniknęła, zostawiając nas samych. Grillby spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- No, teraz na jakiś czas jesteś tu uziemiony - powiedział. - Miejmy tylko nadzieję, że straż cię nie wyłapie.
Popatrzyłem na nogę owiniętą bandażami, przypominając sobie słowa Grillby'ego: ...naucz się jej ufać, to przeżyjesz.
- Dzisiaj nikomu nie można tak po prostu zaufać - mruknąłem.
- Ale Sans nie jest taka, jak ci się wydaje - odparł brunet.
- Przeszłość ukształtowała we mnie nieufność i nikt jej nie usunie.
- Czyli mi też nie ufasz? - Mężczyzna uniósł brew.
Nie odpowiedziałem. Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać się w sufit. Grillby przez chwilę mi się przyglądał, aż w końcu westchnął i wyszedł z pokoju. Zaufać Sans... Jak na razie nie mam powodu, by to robić.

Minęły trzy dni od bójki. Miałem dość bezczynnego leżenia na łóżku. Choć Grillby przyniósł mi jakąś książkę, to i tak się nudziłem. Ciągle męczyła mnie myśl, że w każdej chwili może tu wtargnąć straż. Zawsze, gdy ktoś otwierał drzwi (a był to za każdym razem gospodarz), zrywałem się niczym poparzony, co kończyło się bólem w łydce.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na drzwi. Zakląłem cicho pod nosem i wstałem. Noga nie bolała tak bardzo jak kilka dni temu, ale nadal mogłem przemieszczać się jedynie lekko kuśtykając. Założyłem buty oraz płaszcz, który niemal zawsze mi towarzyszył, po czym powlokłem się na salę główną. Najgorsza była wędrówka po schodach. Po kilku minutach byłem na miejscu. Usiadłem przy wolnym stoliku i spuściłem lekko głowę, rozglądając się. Gości było niewielu. Parę stołów dalej gospodarz rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nagle brunet spojrzał w moją stronę. Odwróciłem głowę.
- Nie powinieneś się kurować? - usłyszałem czyiś głos.
Podniosłem wzrok na stojącego tuż przede mną Grillby'ego.
- Czuję się lepiej - odpowiedziałem. - Poza tym...
Wtem obok nas pojawiła się Sans. Jej szeroki uśmiech zmalał, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Chyba dla kogoś ranna łydka to za mało - rzekła.
- Ciągle mnie trapiła myśl, że mnie straż dopadnie - powiedziałem.
- Spoko, tyle że tutaj jesteś bardziej na to narażony.
- Nie mogę ciągle siedzieć w jednym miejscu...
- Ta, od razu idź coś ukraść albo spotkaj się ze strażą. Tylko nie zapomnij przysłać pocztówki z więzienia!
Prychnąłem. Zdenerwowany wstałem i ruszyłem w stronę swego pokoju. Sans tylko ciężko westchnęła.

Usiadłem na łóżku i odczekałem parę minut, a następnie opuściłem pokój. Wszedłem po schodach najciszej jak mogłem. Z pomocą grawitacji dostałem się na piętro. Ponownie włamałem się do jednego z gościnnych pokoi, po czym wydostałem się z niego przez okno. Zszedłem po ścianie na ziemię i powoli, by się nie nadwyrężać, ruszyłem przed siebie z kapturem na głowie. Minąłem parę ulic. Nagle kątem oka dostrzegłem coś na ścianie. Zatrzymałem się i spojrzałem na list gończy z moją podobizną. Jestem sławny... Co tak późno?
- Em... przepraszam.
Odwróciłem się i popatrzyłem na młodego chłopaka. Tamten przyjrzał mi się, po czym jego wzrok powędrował na list gończy i z powrotem na mnie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nieznajomy ma na sobie mundur typowi dla straży. Cholera! Chciałem uciekać, jednak ból uniemożliwiał mi. Podniosłem wzrok na młodzieńca o przepraszającym wyrazie twarzy i nieco skrępowanej posturze.
- Ja... - zaczął. - Ja muszę pana aresztować, jest pan bowiem poszukiwany.
- Słucham? - spytałem ponuro.
- Jestem ze straży... i... i moim o-obowiązkiem jest aresztowanie p-pana. - Spojrzał na swe buty. - Dzięki temu może... m-może dostanę pochwałę... i...
Miałem kategorycznie dość tego gościa i jego d-dukania. Odbiło im, że taką osobę wzięli do straży? Przyjrzałem się chłopakowi, który robił wrażenie, jakby go bardziej interesowały buty. Wzruszyłem ramionami, po czym zacząłem powoli oddalać się. Ostatecznie jak gdyby nigdy nic wróciłem do gospody, upewniając się wcześniej, czy nikt mnie nie śledzi. Schodząc po schodach do piwnicy natknąłem się na Sans wychodzącą z mojego pokoju.
- I gdzieś ty był znowu? - spytała spokojnie, choć można było od niej wyczuć nutę gniewu.
- W toalecie - skłamałem bez problemu.
- W płaszczu?
- Nie chciało mi się go ściągać. - Zmrużyłem lekko oczy.

<Sans?> Lekki brak weny, ale starałam się.

Od Sansity CD Akane

Wizja pikniku była bardzo kusząca. Co prawda myślałam żeby pójść do gospody na posiłek ale propozycja Akane była bardziej ciekawa i obiecująca. To nawet było oczywiste, że się zgodzę bez zarzutu. Jak się zgadałyśmy, tak ruszyłyśmy po rzeczy do Dworu. Najlepsze było to, że wiele czasu nie zajęło na wszystko, przy wyjściu dostałam jeszcze list. Od razu uśmiechnęłam na widok tak znajomego charakteru pisma. Zmieniłam zdanie, rzeczy odstawiłam na ziemię i zabrałam się za otwarcie i czytanie listu.
-Sans, co się stało?- Usłyszałam pytanie Akane, która nieśmiało czaiła się przy drzwiach. Posłałam jej uśmiech.
-Brat do mnie napisał. W liście wspomina, że niedługo wpadnie w odwiedziny do mnie.
-Brat? Masz na myśli...?
-Papyrus'a. Tak, o niego. Nie mogę się jego wizyty doczekać. A na razie chodźmy na ten piknik.

<Akane?>

Od Sansity CD Aidena

Oparłam się plecami o ścianę tuż obok drzwi jak tylko trafił na łóżko. Doprawdy, dziwny z niego typ. Same problemy z nim tak szczerze. Ale nic, może, MOŻE będzie z niego jakiś pożytek. Jak na razie, Grillby przyszedł z opatrunkami.
-Nie masz teraz klientów?- Zapytałam się unosząc brew w geście pytającym nie ruszając się z okupowanej ściany.
-Chwilowo zamknąłem gospodę, żeby zająć się nim. Jak to jest, że ilekroć trzyma się z tobą odkąd tu jest to co chwila obrywa?- Zapytał rozbawiony przemywając mu rany. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie słucha i obrywa od innych. Może jeszcze przez czysty pech czy przypadek jak wolisz.
-Kolego, naucz się jej ufać to przeżyjesz- podsumował roześmiany Grillby klepiąc go lekko po kolanie.
-Taa, jasne- mruknął. Łydką już się zajął, przez co ostatecznie skończyła w grubym opatrunku.
-Panowie wybaczą, muszę znikać. Na Dworze mam trochę do zrobienia- powiedziałam i wyszłam z ociąganiem.- Jak się uda, wpadnę jeszcze.
-Do później Sans. A właśnie. Papyrus dawał coś znać kiedy wpadnie?
-Podobno niedługo ma mnie odwiedzić, muszę do niego napisać.
-Dobrze, to znikaj.
-Skoro tak wolisz- stłumiłam śmiech po czym teleportowałam się od nich.

<Aiden?>

piątek, 2 września 2016

Alyssa i Mattias z Dworu Dnia odchodzą!

Alyssa Lind i Mattias Lind z Dworu Dnia odchodzą!
Powodem jest decyzja ich autorki.

"Nie wszystko jest takim jak się widzi"


http://vignette3.wikia.nocookie.net/powerlisting/images/3/33/DCS_11.jpg/revision/latest?cb=20141025110518
"Wszystko w życiu coś oznacza." 

Od Akane CD Rhysa

Moja ciekawość tylko pogorszyła dzisiejszy dzień. Przeze mnie Rhys poczuł się smutno i przypomniał sobie o bardzo smutnym wspomnieniu.
- Przepraszam nie powinnam się pytać - powiedziałam cicho.
- To nie twoja wina - uśmiechnął się lekko. - Obiecaj mi jednak, że nigdy tam nie pójdziesz - dodał po chwili.
- Obiecuję - uśmiechnęłam się i zaczęłam kontynuować śniadanie. Po skończonym śniadaniu, każdy z nas się rozszedł w swoją stronę. Rhys miał bardzo dużo obowiązków co nie tyczyło się mnie. Nie miałam kompletnie nic do robienia. Usiadłam na parapecie w swojej komnacie. Wyjrzałam za nie i spojrzałam się w stronę gór. Po chwili wpatrywaniu, ujrzałam jednego z duchów. Była to kobieta. Wbiegłam z komnaty. Rozejrzałam się do okoła, aby wypatrzyć tamtego ducha kobiety. Duch kobiety był mi bardzo znajomy. Zupełnie jakby była to moja mama. Biegłam przez wszystkie korytarze w zamku, aby jej nie zgubić. Wpadłam po drodze na kilka strażników i służek, zapomniałam nawet o Księciu.
- Poczekaj! - krzyknęłam. - Proszę zaczekaj! Nie odchodź - krzyczałam, żeby mnie usłyszała, ale nic z tego. Duch kobiety chciał mnie gdzieś zaprowadzić, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie. Biegłam i biegłam nie patrząc gdzie. Zorientowałam się gdzie jestem, gdy tylko ujrzałam góry. Musiałam się wrócić i nie było żadnych ale.
- Akane musisz wrócić. Obiecałaś Rhysowi! - powiedziałam sama do siebie. Wróciłam się do zamku. Poszłam ze spuszczoną głową do zamku, wciąż rozmyślając o duchu.
- Książe zostaw mnie samą - powiedziałam do psiaka i skierowałam się wprost do ogrodu. Było to jedyne miejsce w którym mogłam się skoncentrować.

<Rhys?>

Od Yukine (do Rhysanda)

Władca Dworu Nocy zmierzył mnie gniewnym wzrokiem. Moje milczenie drażniło go. Nasza "rozmowa" trwała od paru minut i polegała na milczącej odpowiedzi na ,,Kim jesteś?". Najchętniej bym odpowiedział na to pytanie następująco ,,Jam margines społeczny, możesz mnie zabić, spokojnie".
Nie zależało mi za bardzo na dołączeniu do żadnego z dworów, ale musiałem któryś z nich wybrać. Już lepiej myślałem o Dworze Nocy. W tym drugim umarłbym po jednym dniu. Tu jednak mogłoby być ciekawiej, jeśli ten facet mnie nie ukatrupi. Jeśli mnie przyjmie do swojego dworu, to postaram się żyć jak najdłużej.
- Kim jesteś? - słyszę spokojny głos mężczyzny choć delikatnie nasycony nutą gniewu.
- Yukine Taku. - w końcu decyduję się odpowiedzieć. Może jednak chcę żyć. Nie mam pewności.
-I po co tu przychodzisz? - podsunął kolejne pytanie.
- By dołączyć do Dworu Nocy. Raczej nie po to, by po prostu pogadać. - odpowiadam z lekka złośliwie chociaż po chwili przypominam sobie z kim rozmawiam i zaczynam się za siebie wstydzić.
- To drugie jest nieuniknione przy tym pierwszym. - mówi całkowicie spokojnym głosem.
Choć doskonale wiem, że nie jest spokojny. Czuję to w głębi siebie.
- Skąd jesteś? - zadaje mi kolejne pytanie a ja zaczynam się czuć jak na przesłuchaniu.
Nie chciałbym odpowiadać na te pytanie. Postaram się je wyminąć.
- Z daleka. - odpowiadam krótko po czym decyduję się odpowiedzieć - Nie mam rodziny, miejsca do życia ani czegokolwiek innego.
Nie mam pojęcia co na to odpowie i mam nadzieję, że nie wyszło na wymuszanie przez uderzenie w uczucia, bo przecież on nie ma uczuć.

Rhysand?

Od Akane CD Sansity

Gra spodobała się Sans co mnie ucieszyło. Jednak długo to nie trwało, bo nam się znudziła, a upał dawał sobie we znaki. Nie przypuszczałam, że dzisiejszego dnia będzie, aż tak gorąco.
- Aki-chan... - powiedziała leniwym głosem Sans.
- Słucham... - odwróciłam się w jej stronę.
- Rozpływam się. Strasznie mi gorąco - wymamrotała.
- Co powiesz na to, abyśmy zrobiły sobie mały piknik przy brzegu jeziora? - mina dziewczyny mnie nie zdziwiła. Wiedziałam od razu, że spodobał się jej ten pomysł i nie odmówi. - Przygotuję kanapki, coś słodkiego, koc i inne potrzebne rzeczy - dodałam i uśmiechnęłam się. Książe zaszczekał co mogłyśmy uznać, że również się zgadza.

<Sans?>

Od Katariny CD Rhysa

-okey.. - podrapałam się po nosie, w sumie niby co chwila dowiaduje się czegoś nowego a mimo to nic nie potrafi mnie zaskoczyć. Jakby cały czar który tętnił tym miejscem oraz jegomościa przeminął. Może powodem jest to iż zbytnio straciłam wenę na spędzanie z księciem czasu. Mam coraz to większe przeczucie iż zwykle tylko zawracam niepotrzebnie głowę.
-Dobra.. słuchaj, miło spędziłam czas przy tobie... Ale naprawdę nie wiem co dalej robić. Powinnam się wsiąść poważnie za siebie, i powoli ruszać dalej by spełnić zemstę za swojego ojca. Co prawda wiem że to głupio brzmi ale innego celu w życiu nie mam i raczej, nie zdobędę. - delikatnie trzymałam go za ręce gdy mówiłam swoje przemyślenia. Książe podniósł brew, nie wiem czy miał coś na ten temat przeciw.
-Lepiej... pójdę już - uśmiechnęłam się nie szczerze lecz z uczucia. Nie od razu puściłam jego dłonie. Lecz powoli ześlizgiwały się gładko aż zostały rozdzielone. Nie zamierzam tak sobie odchodzić z dworu. Nie o to tu chodzi. Po prostu muszę zająć się treningami a nie zajmować czas komuś kto w sumie nie zbyt tego chce.
Wróciłam do swojego pokoju, odetchnęłam głęboko, gdy opierałam się o zamknięte drzwi. Sądząc po tym co odwaliłam już chyba nic mnie nie zaskoczy. Suprise się nie spodziewam. Wyciągnęłam swoje ostrze, spoglądając na symbole które wyrzeźbione były samą ręką mego ojca. Jedyna rzecz która mi się z nim kojarzyła. Zamiast puszczać łzy które przez większość uważane za słabość, wpadłam w gniew, rzuciłam bronią z całej siły w jedną z ścian pomieszczenia. Sprawiło to mocne wbicie się ostrza w ceglaną , pomalowaną ścianę. Wydałam z siebie krzyk przypominający ryk potwora jednak swoim głosem. Zwyczajny krzyk gniewu. Nie był długi, nie zamierzałam paść na kolana by znów poddać się emocjom. Nie mogłam, nie mogłam pozwolić na to bym znów sama siebie zraniła... Zraniła bezsensownym wmawianiu na czym polega prawdziwe życie. W końcu muszę nabrać energii by pozbyć się durnych teorii i kierować tylko jednym. W końcu... tylko to mnie trzyma przy życiu. Po zakończeniu swojej zemsty gdy będę wystarczająco silna, zakończę i swoje cierpienia w sposób krótki jak i szybki. By w końcu dumna i szczęśliwa... wrócić do ojca jak i matki. Po odświeżeniu ciała, oraz przebraniu w cieńsze jak i bardziej przewiewne rzeczy, wyszłam przed budynkiem na pole treningowe. Manekiny poobijane jak i pociachane od długoletniego użytku, nadawały się idealnie do testowania mojej wzrokowej sprawności zabijania z odległości. Przegotowanych małych shurikenów miałam co najmniej 80 sztuk. Najpierw trafiałam w głowę z odległości 10 metrów. Po każdym rzucie odchodziłam 5 metrów dalej. Gdy straciłam co najmniej 8 broni. Podeszłam do manekina, miał już na całej głowie wbite ostrza. Wyjmując sztuki spojrzałam iż nie jestem tu sama.
-Witaj znów mój książę. - ukłoniłam się jak nastało. Po czym powróciłam do swojej czynności. Ciekawiło mnie w sumie co ma do powiedzenia głównie o moim zdaniu na temat życia. Ale nie wiem czy po to przyszedł, pewnie głównie po to by... potrenować? Albo po prostu sie przeszedł... nwm..
Rhys?

Od Mortem CD Hadesa

Spojrzałam na niego zszokowana. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wszedł mi do snu tylko bym nie zabiła moich rodziców. To wyglądało jakby w moim śnie naprawdę dobrze się z nimi dogadywał. Jakby dowiedzieli się o czymś co nie miało zupełnie nigdy miejsca. No co najmniej jakby im powiedział, że jesteśmy razem. Westchnęłam cicho. Przyjrzałam mu się.
-Nie wszystko musi się kończyć śmiercią.- powiedział nagle.
Pokręciłam głową. Starłam łzy, które zdążyły mi polecieć.
-To było moje przeznaczenie.- powiedziałam.- Zawsze tak było. Wchodziłam do tego salonu i ich zabijałam. Nikogo więcej tam nie było. Czekali na mnie z herbatą. A ja… Ja ich zabijałam. Podczas gdy teraz ty wszedłeś do mojego snu i piłeś z nimi herbatę… A oni mi powiedzieli, że do domu mogę wpuścić jedynie kogoś kto jest moim partnerem…
Spojrzałam na łóżku. Westchnęłam.
-Jak to?- spytał.
-Zawsze mi powtarzali, że muszę się ustatkować.- powiedziałam i spojrzałam w jego oczy.- A ja tego nie chciałam. Więc znaleźli mi męża. Więc zabiłam ich w dzień gdy on miał przyjechać i wypić z nami herbatę… A w moim śnie pojawiłeś się ty…
Westchnął. Nie wiedziałam co więcej mogę powiedzieć. Wiedział o mnie naprawdę dużo. Równie dobrze mógłby to wykorzystać do swoich zamiarów. Ta opcja mnie przerażała. Jednak wszystko jest możliwe.

(Hades?)