niedziela, 27 listopada 2016

Od Akane CD Sansity

Rysunek się jej spodobał, a żeby mi to uświadomić dmuchnęła w swoją trąbkę wprost przy moim uchu. Ogłuchnąć jak ogłuchnąć, ale zawału przy niej można by było szybko się nabawić. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a ja po chwili wraz z nią. Jednak przerwałam, gdy usłyszałam tajemniczy dźwięk. Mój słuch był wyostrzony, co było potrzebne, ale czasami był kłopotliwy.
- Sans to kiedy miał przyjechać twój brat? - spytałam, gdy przestała się śmiać.
- Około osiemnastej - odparła, a ja spojrzałam się na zegar.
- Sans to ty biegnij na dworzec i spotkamy się tam gdzie zawsze - dziewczyna spojrzała się na mnie pytająco.
- Ale mamy jeszcze czas - odparła, a ja pokazałam jej która jest już godzina. Ta jak tylko zobaczyła wskazaną godzinę przeze mnie, od razu wstała i pobiegła. Ja pochowałam rzeczy, a bynajmniej chciałam. Nie dokończyłam pakowania bo usłyszałam ponownie ten sam dźwięk. Jak się ocknęłam, byłam w zupełnie innym miejscu. Nie wiem jak to się stało, ale musiało mieć to coś związek z usłyszaną przeze mnie melodią.

<Sans?> Kompletny brak weny...

sobota, 26 listopada 2016

Od Sansity CD Aidena

-Nawet za bardzo- wyszczerzyłam się do niego, chociaż w oczach bił chłód. Gospodarz odszedł bowiem przybyła jego żona Muffet, która co prawda prowadziła obok własny lokal i w sumie byli jakby rywalami to często zajmowali się wzajemnymi biznesami. Ponownie zwróciłam głowę w kierunku Aidena.
-Myślałam, że jesteś mądrzejszy. Tylko dureń pakuje się na oślep w barierę.
-Skąd miałem o niej wiedzieć- syknął.
-Listy gończe, znacznie wzmożone wizyty straży- zaczęłam wyliczać na palcach,- no naprawdę nie wiem skąd miałaby być bariera.
-Bądź przez chwile poważna. Muszę się stąd wydostać.
-Wiesz co by było gdybym ci nie pomogła?
Sięgnęłam milcząc po łyk swojego napoju po czym zwróciłam się do niego z ukrytymi za grzywka oczyma.
-Byłbyś martwy w miejscu gdzie siedzisz- powiedziałam cicho ze śmiertelną powagą. Dostrzegłam strach ukryty w jego oczach. Zaraz po tym, Grillby wrócił.
-Co tak siedzicie w ciszy?
-Namyślamy się co znowu nasz kolega zrobi głupiego w celu ucieczki- natychmiast przybrałam swój beztroski ton i uśmiech.- Co tam u Muffet?
-Nic co byłoby niepokojące. Przekazuje pozdrowienia i pyta się kiedy wpadnie Papyrus.
-Dostałam list, ma w najbliższym czasie przybyć na jakiś czas. Może być u twojej żony jak zwykle?
-On ma tam zaklepany pokój. Ale nie będziesz na niego czekać w Snowdin?
-Jak dostanę kolejna wiadomość od niego, to wyjadę i wrócimy razem- tak rozmawialiśmy sobie o Pap'ie całkiem ignorując Aidena.

<Aiden? Wybacz za czekanie>

Od Sansity CD Akane

Patrzyłam na nią to na jej rysunek i nie wiedziałam co zrobić. Szkic był bajeczny. O dziwo nawet zabawnie to wyglądało jak przedstawiła mnie roześmianą głaskającą Księcia.
-Więc?- Zapytała się lękliwie. Roześmiałam się klepiąc ją w ramię.
-Dziewczyno, weź nie bądź przerażona. Jest piękny.
-Mówisz tak po znajomości- mruknęła. Zaraz jednak poderwała się sparaliżowana bowiem dmuchnęłam z całej siły trąbka wprost do jej ucha. Chwyciła się za nie i zaczęła jęczeć, na co zachichotałam.
-Spokojnie, nie ogłuchniesz.
-Chciałaś żebym na zawał padła?
-Nie. To miało być żebyś przejrzała na oczy. Albo w sumie się nie przesłyszała.
Po czym już całkiem zaczęłam się śmiać.

<Akane? Wybacz za taką zwłokę>

sobota, 12 listopada 2016

Od Aidena CD Sansity

Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i złapałem się za bolącą głowę. Było mi niedobrze, dodatkowo ten posmak piwa. Już nigdy po ucieczce nie wejdę frontowymi drzwiami. Rozejrzałem się po pokoju. Sans zniknęła. Przeanalizowałem ostatnią wypowiedź dziewczyny. Musiałem następnego dnia zmyć się z gospody. Jak z gospody to i chyba też z miasta, bo raczej nie znalazłbym drugiej kryjówki. Jeszcze straż...
Chwyciłem kubek i wziąłem parę łyków wody. Gdy go odstawiałem, do pokoju wszedł Grillby. Zmierzył pomieszczenie wzrokiem, a gdy spojrzał na mnie, spytał:
- Jak się czujesz?
- A jak myślisz? - mruknąłem.
Mężczyzna poprawił okulary, po czym przyjrzał mi się uważnie. Chwilę później uśmiechnął się trochę niepewnie.
- No - zawahał się. - Według mnie masz się lepiej niż wcześniej.
Nagle poczułem, że zbiera mi się na wymioty. Szybko zatkałem usta. Grillby wyprostował się, mówiąc cicho:
- Albo jednak nie...
Podniosłem wzrok na niego. Zakręciło mi się w głowie. Głupie piwo... Czemu alkohol mi tak szkodzi? Ledwo powstrzymując się od zwrócenia mruknąłem:
- Przynieś wiadro. Szybko.
- Już, już! - odparł Grillby, po czym wybiegł z pokoju.

Otworzyłem oczy, spoglądając na sufit. Przewróciłem się na bok. Zegar, stojący na szafce nocnej, wskazywał godzinę ósmą. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i przeczesałem ręką luźno opadające włosy. Co to była za noc. Zwracałem do późna, a ból głowy i brzucha męczył mnie jeszcze przez kilka godzin. Kiedy moje myśli odeszły od tych okropnych zdarzeń, przypomniały mi się słowa Sans. No tak... Mam się dzisiaj zmyć. Związałem rzemykiem włosy, po czym wstałem, ubrałem buty i płaszcz i wyszedłem na górę.
Usiadłem przy ladzie. Po chwili stanął przede mną Grillby.
- Dzień dobry - rzekł uśmiechnięty. - Jak tam? Lepiej?
- Herbatę z cytryną oraz jakąś bułkę - powiedziałem, całkowicie olewając pytanie.
Mężczyzna westchnął i odszedł. Kilka minut później wrócił z moim zamówieniem. Zacząłem jeść bułkę, co jakiś czas popijając herbatę. Ukradkiem obserwowałem dwójkę gości siedzących niedaleko. Straż jeszcze prawdopodobnie spała, więc nie musiałem być szczególnie ostrożny. Niekiedy szukałem wzrokiem Sans. Nigdzie jej jednak nie było. Może ma co innego na głowie? Jakby się tak zastanowić, to niemal w ogóle jej nie znam. Wiem jedynie, że jest osobą władającą magią i ma gadane.
Dopiłem herbatę i odstawiłem kubek na ladę, obok pustego talerza. Wstałem i ruszyłem w kierunku wyjścia.
- Dokąd idziesz? - Usłyszałem za sobą głos Grillby'ego.
- Wczoraj Sans mówiła, żebym się stąd rano zmył - odparłem, odwracając się.
Gospodarz westchnął.
- Prawdę mówiąc, bez ciebie nie będzie już tak samo.
- Odejdę, a ty szybko o mnie zapomnisz, jak każdy.
- O tobie to niełatwo zapomnieć. - Grillby zaśmiał się. - Twoja twarz widnieje na murach, jesteś bardzo znany.
Prychnąłem i udałem się w stronę wyjścia. Po chwili jednak odwróciłem się do gospodarza.
- Masz może jakiś sztylet do oddania? - zapytałem.
Grillby uniósł brew i przestał czyścić szmatką kubek.
- A mam taki jeden - odpowiedział powoli. - Ale nie wiem, czy ci go dam.
- No weź, nie bądź taki. - Skrzywiłem się. - Co ci szkodzi? Chyba nie myślisz, że się wyda, że dałeś mi broń?
- Do kradzieży raczej nie jest potrzebny sztylet.
- Ale do samoobrony tak.
Po krótkiej wymianie zdań Grillby w końcu dał mi ten sztylet.
- Dzięki - powiedziałem krótko.
Odwróciłem się i wyszedłem z gospody. Zacząłem przenosić grawitację na budynki, dzięki czemu, odbijając się od jednej ściany do drugiej, mogłem się szybko przemieszczać.

Samochód z przyczepą z koniem zatrzymał się. Po chwili wysiadł średniego wzrostu mężczyzna i wszedł do budynku. Przyczaiłem się obok przyczepy. Nie mogłem uciekać z miasta pieszo. Najlepiej było na koniu. Poza tym, już parę razy szedłem o własnych siłach z jednego miasta do drugiego. Wiedziałem na własnej skórze, ile to trwa i jakie jest męczące. A kradzież konia nie była wcale taka trudna. Potem bym go sprzedał i miał zysk.
Rozejrzałem się, sprawdzając, czy nikt nie patrzy. Akurat byłem w części miasta, która nie była zaludniona. Oczywiście, przechodnie byli, ale niewielu. Podszedłem do drzwi od przyczepy. Nie była ona zamknięta na kłódkę. Musiałem jedynie wyciągnąć gwóźdź, który blokował drzwi. Wskoczyłem na konia. Wierzchowiec na początku wierzgał, ale w końcu poddał się. Szarpnąłem go za grzywę. Opuściłem przyczepę i galopem pognałem w stronę granic miasta. Parę osób zaczęło krzyczeć, ale i tak nie mieli szans, że mnie teraz ktoś złapie.
Zbliżałem się do końca zabudowań. Schyliłem się bardziej i kopnąłem konia w boki. Ten wierzgnął i przyspieszył. Jazda bez siodła nie była najlepsza. Jeszcze brak lejców. Granica miasta była jednak coraz bliżej. No, dalej, koniu! Jeszcze kawałek i już mnie wtedy nie złapie straż. Nagle uderzyłem o coś twardego. Coś, co było niewidzialne. Spadłem z wierzchowca na drogę. Koń pogalopował dalej, zostawiając mnie.
- Wracaj tu, ty parszywy koniu! - krzyknąłem, ale on oczywiście mnie nie słuchał.
Zrobiłem parę kroków naprzód i ponownie o coś uderzyłem. Otarłem obolały nos i położyłem rękę na tym czymś. Zaskoczony położyłem drugą. Co? Bariera?
- Chyba sobie ze mnie kpicie! - wrzasnąłem.
Przejeżdżający obok mnie samochodem mężczyzna spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, po czym wzruszył ramionami i pojechał dalej. Podążałem wzrokiem za nieznajomym. Czyli tylko ja jestem tu uwięziony? To na pewno sprawka tej przeklętej straży. A niech ich wszystkich szlag trafi!

Wróciłem wkurzony do gospody. Zgrzytając zębami usiadłem przy ladzie. Od razu zjawił się Grillby. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak mu przerwałem.
- Zostaję tu jeszcze na jakiś czas - mruknąłem.
- A z jakiego powodu? - spytał gospodarz z ukrywaną ciekawością.
- Kaprys.
Wtem do gospody weszła Sans. Popatrzyła na mnie, lecz szybko skierowała wzrok na Grillby'ego. Podchodząc wesoło do nas, rzekła:
- Oj, Grillby, żałuj, że nie widziałeś tego, co ja!
Mężczyzna uśmiechnął się, trochę niepewnie.
- A co takiego widziałaś? - zapytał.
- Przechadzałam się po mieście, gdy wtem dostrzegłam Aidena. Jechał właśnie na koniu w stronę granic miasta. Postanowiłam trochę go poobserwować. - Dziewczyna zaśmiała się. - Słuchaj, jechał, jechał, i nagle bum! Uderzył o niewidzialną barierę i spadł z konia, który pojechał dalej. Jak się zezłościł! Krzyczał do wierzchowca, a ten go olał!
Sans ponownie się zaśmiała. Grillby spojrzał na mnie. Choć jego mina była z pozoru spokojna, tak naprawdę próbował powstrzymywać się od najmniejszego parsknięcia śmiechem. Zdenerwowany zmierzyłem wzrokiem białowłosą.
- Nie za wesoło ci czasem?

Sansity?
Za długo czekałaś, przepraszam. Mam nadzieję, że się podoba.

piątek, 11 listopada 2016

Od Ruby CD Sansity

Białowłosa dziewczyna, którą widziałam tuż przed tym, jak straciłam przytomność stała nade mną, bacznie mi się przyglądając. Jej usta zdobił szeroki uśmiech. Poderwałam się jak opętana i zauważyłam, że leżę na stukoczącym pod wpływem mojego ruchu białym łóżku. Przesunęłam oczami po całym pomieszczeniu. Wszystko było białe: ściany, stolik w rogu, inne puste łóżka niedaleko mojego, umywalka w rogu pokoju. Gdyby nie fakt, że moja pościel miała kolor niebieski, przysięgam, że od nadmiaru bieli zemdlałabym jeszcze raz. Ale co tam kolorystyka, JA ŻYŁAM! Nigdy nie byłam bardziej zadowolona z tego faktu. Wryłam wzrok w moją towarzyszką, która zdaje się, coś do mnie mówiła.
- … Hej, nie wiesz jak przywitać nowego kumpla? - rzekła śmiejąc się. Moje oczy zapewne były w tamtym momencie ogromne przez zdziwienie.
- Cześć... - burknęłam cicho. - Przepraszam, nie skupiłam się, a coś mówiłaś... Chyba.
- No tak. Czekaj, zacznę od początku. - pstryknęła palcami i zniknęła. Co tu się właśnie stało?! Pomyślałam drapiąc się po głowie. Usłyszałam pukanie do drzwi, a kiedy zostały otwarte, ponownie zobaczyłam tą dziewczynę. - Czołem! - zawołała radośnie, podczas gdy ja zaczęłam rozważać, czy aby na pewno żyję, a ta cała sytuacja ma miejsce. - Jestem Sans, a ty? - pierwsze pytanie, już zaczęły się schody. Bo ja tak właściwie byłam bezimienna. Przypomniałam sobie jednak o moim medalionie. Miał wygrawerowane jakieś imię. Tylko jakie? No myśl, myśl! Już wiem!
- Ruby.
- Ładne imię. No więc Ruby, jesteś w stanie rozmawiać? Mam kilka pytań.
- Ja też. Pierwsze brzmi, gdzie jestem?
- Musiałam zanieść cię do szpitala, byłaś w opłakanym stanie. Straciłaś tyle krwi, że uratowali cię cudem. Nawet nie wiesz jak popularna się stałaś. Wszyscy mówią tylko o tobie. Nie dziwne w sumie, nie co dzień znajdujemy ledwo żywą dziewczynę przed Dworem.
- Czyli jednak dobrze myślałam. Dwór nocy, hę?
- Dokładnie, a powiedz mi jeszcze... - Sans zamilkła niespodziewanie. W całkowitej ciszy dało się idealnie usłyszeć słowa zza drzwi.
- Wybudziła się już? - pytał jakiś męski, głęboki głos.
- O nie – szepnęła do mnie białowłosa. - Miałam mu powiedzieć.
- Komu? - drzwi otworzyły się ze skrzypieniem i do pomieszczenia wszedł wysoki, blady mężczyzna odziany w czerń. Może mi się wydawało, ale widziałam wokół niego ciemną poświatę. Na sam jego widok, moje ciało przeszedł dreszcz chłodu.
- Jak się czujesz? - spytał, a jego błękitne oczy jakoby dwa świdry przeszyły mnie na wylot.
- O dziwo, naprawdę dobrze – dotknęłam bandażu na swojej ranie. Nie czułam żadnego bólu. Tutejsi medycy muszą być naprawdę wybitni.
- Mam do ciebie kilka pytań Ruby
- Skąd wiesz jak się nazywam?
- W przechowalni są twoje rzeczy. Właściwie ostał się tylko złoty medalion i jakiś nóż. Ubrania były w opłakanym stanie, więc kazałem je wyrzucić – co, pomyślałam, jak to kazał wyrzucić? Myśli sobie, że będę paradować przez te wszystkie miasta z zabandażowanym biustem i jakimiś fikuśnymi spodniami? Mężczyzna chyba dostrzegł zmianę mojego wyrazu twarzy, bo od razu dodał – ale bez obaw, dostaniesz nowe.
- Jakoś za dobrzy jesteście, jak na TYCH ZŁYCH. Gdzie jest haczyk?
- Haczyka jako takiego nie ma. Chcę tylko, żebyś odpowiedziała mi na kilka pytań.
- Myślałam, że ona tu jest od pytań – wskazałam na siedzącą obok mnie Sans, która beztrosko machała sobie nogami.
- Nie, od pytań jestem ja. Pamiętasz jak się znalazłaś pod Dworem Nocy?
- Przyjaciel mnie tam zaniósł.
- Dlaczego akurat tam, a nie do szpitala?
- Ludzie uciekali gdzie pieprz rośnie. Ryglowali drzwi, zasłaniali okna. W szpitalu pewnie też by tak było.
- Dlaczego?
- Bo ludzie się go boja.
- Twojego przyjaciela, tak? – przytaknęłam skinieniem głowy – A gdzie on teraz jest?
- Nie mogę powiedzieć
- A może pamiętasz jakiegoś demona? - spytała nagle Sans, która z uwagą przysłuchiwała się mojej rozmowie z nieznajomym. - Widziałam jednego przy tobie wtedy, w nocy. Nigdy nie spodziewałam się, że któryś podejdzie tak blisko naszego Dworu. Przecież to samobójstwo.
- On cię tak urządził?
- Nie! - pisnęłam – Necro by nigdy tego nie zrobił. On mnie tam zaniósł. Kazałam mu uciekać, bo wiedziałam, że byłam zbyt słaba. Nie dałabym rady powstrzymać mieszkańców Dworu przed zabiciem go. - oboje spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
- Ty się przyjaźnisz z demonem? - znów przytaknęłam głową. - I cię nie zabił? Jak to możliwe?
- Sami zadajemy sobie często to pytanie. Tak jakoś wyszło. Nasze pierwsze spotkanie było bardzo, że tak powiem nietypowe.
- Proszę, opowiedz o tym? Jak w ogóle wyglądają wasze relacje?
- To dziwna historia, ciężko uwierzyć, ale żyję od dwóch i pół roku, znaczy chyba. Po prostu obudziłam się któregoś dnia pod murem. On przez niego przechodził. Nie miałam pojęcia czym jest, ani nie odczuwałam strachu, moimi oczami był piękny. Podeszłam i pogłaskałam go. Może wyczuł, że jestem tak samo pusta w środku. Nie mam pojęcia, to jakaś taka nierozerwalna więź wytworzona od pierwszego wejrzenia. Początkowo żyliśmy w wiosce nieopodal muru. Zabiliśmy rodzinę mieszkającą najbardziej na uboczu. Necro chronił mnie przed innymi demonami, a ja jego przed takimi jak wy. Zabilibyście go nie dopuszczając do siebie myśli, że jest inny. - uśmiech zszedł z ust Sans, zastąpiony grobową powagą – Musieliśmy odejść z wioski, ale niezbyt nam się udało, widzicie, walka nożami z pięcioma ogromnymi bestiami, kiedy miało się przy sobie tylko noże, jest z góry przegrana. Gdyby nie Necro, zapewne zostałabym zjedzona.
- Demon jako zwierzątko domowe. A ja myślałam, że widziałam już wszystko.
- Przepraszam, ale skoro jest mi lepiej, mogę zacząć się zbierać  - wstałam z łóżka stawiając bose stopy na zimnych kafelkach. - Gdzie są te moje ubrania?
- Czekaj – zatrzymał mnie męski głos.
- Wybaczta, ale nie mam pieniędzy, ani żadnych kosztowności, którymi mogę wam spłacić moje leczenie – ubiegłam go myśląc, że brnie właśnie w ten temat. - Ale jestem pamiętliwa. Kiedyś się wam odwdzięczę. Obiecuję.
- Nie o tym mówię.  - rzekł ostrzej, najwyraźniej nienawidził, kiedy ktoś wchodził mu w słowo. - Może chciałabyś do nas dołączyć? Przydałby nam się ktoś, kto potrafił oswoić demona.
- A Necro? Mogę zabrać go ze sobą?
- Jeśli tylko udowodnisz mi, że nie jest machiną do zabijania, nie będzie problemu, żeby również został.
- Piękny dzień dziś mamy – Stwierdziła Sans zerkając przez białe, szpitalne okno i westchnęła – kwiaty kwitną, ptaki śpiewają. W taki dzień jak ten, dziewczyny takie jak ty... - zadrżałam niczym liść na wietrze. Miałam wrażenie, że znam skądś te słowa. Jakby dejavu, wiedziałam, że kiedyś ktoś powiedział do mnie coś podobnego. - … Powinny dołączyć do Dworu Nocy – dodała uśmiechając się szeroko – To co ty na to?
- Najpierw muszę znaleźć Necra. - odrzekłam hardo. - Czy mogę wreszcie dostać jakieś ubrania? Nie chcę być grubiańska, ale te spodnie włażą mi w tyłek.

Kiedy pokazano mi drzwi przechowalni, zabrałam z niej mój nóż i medalion, a także ubrania, które na mnie czekały. Wprawdzie rzadko miałam okazję nosić sukienki, ale w czarnej, rozkloszowanej, wyglądałam całkiem nieźle. Najbardziej podobały mi się jej długie, koronkowe rękawy.  Buty miały mały obcasik. Nie spodziewałam się, ale były całkiem wygodne. Doprowadziłam jeszcze do porządku swoje włosy, po czym dołączyłam do nieznajomego i Sans.
- Obiecałam Necrowi, że spotkamy się z naszej wiosce.
- Idziemy z tobą – powiedziała pełna entuzjazmu białowłosa. - Gdzie jest ta wioska?
- Daleko na północy, najbliżej muru. Od jakiegoś czasu jest opuszczona. Podróż pewnie zajmie nam kilka dni,
- Spokojnie, znam skrót – Sans puściła mi oczko. Złapała mnie oraz tajemniczego mężczyznę za ręce i pognała przez siebie. Ledwo mrugnęłam, byłam tuż przed doskonale znaną mi wioską. Z daleka czuć było smród rozkładu, moi towarzyszom to najwyraźniej nie przeszkadzało. Bardziej skupili się na widoku. Ściany domów porastał już mech. Wszystkie drzwi pootwierane na oścież, zdradzały ślady szabrowania, niezmyta z budynków krew, zdążyła już zbrązowieć. Zwieńczeniem całokształtu były latające wszędzie muchy.
- Czy wy wymordowaliście całą wioskę?
- Nie, zrobiła to jakaś choroba. Właściwie nie sprawiło mi to wielkiej przykrości, jakiś czas żyłam chodząc po domach, zabierając jedzenie i ubrania. Przecież trupom były niepotrzebne. Necro zjadał ciała, żeby zaraza nie rozniosła się dalej.
- Jak przeżyłaś epidemię? - spytał mężczyzna, spoglądając mi badawczo w oczy.
- Nie umiem zachorować na nic. Zdarzało się, że jadłam surowe, często zepsute mięso i czułam się świetnie. -  zaczęłam rozglądać się za moim ukochanym przyjacielem. - NECRO! - krzyknęłam – Necro chodź, przyszłam po ciebie.
Ze stodoły w oddali wyłonił się czarny wilkopodobny demon o trzech parach czerwonych oczu. Podbiegł do mnie machając przyjaźnie kościstym ogonem. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. - Tęskniłam za tobą.
Moi towarzysze zamilkli.

<Rhys?>


niedziela, 6 listopada 2016

Od Akane CD Sansity

Sans potrafiła grać na trąbce. Nie wierzyłam, ale jak zaczęła grać, szczęka mi opadła i to dosłownie. Skończyłam swój rysunek, ale wciąż nie chciałam go pokazywać dziewczynie.
- Lubię trąbkę, aczkolwiek myślałam nad nauką gry na skrzypcach. Ale może kiedy indziej. Pokażesz co masz?- spytała się wesoło, a ja spojrzałam jeszcze na rysunek.
- Wiesz może kiedy indziej ci go pokażę. Ja wciąż się uczę malować. Z grą na skrzypcach lub pianinie poszłoby mi już lepiej niż z malowaniem - widząc wzrok Sans wiedziałam czego oczekuje ode mnie.
- A-K-A-N-E - przeliterowała moje imię, a ja zrozumiałam o co jej chodzi.
- No dobra już pokazuję - pokazałam je mój obraz, zamykając przy tym oczy. - Czy jest, aż tak zły, że nic nie mówisz?


<Sans?>

Od Sansity CD Ruby

Tego chyba jeszcze nie było na dworach, żeby demon kręcił się obok rannego człowieka i go nie dobił jak mają w swoim zwyczaju. Zamiast tego nim dobiegłam na miejsce jego już nie było, zmył się. Zmieniłam zdanie biorąc na ręce nieznaną krwawiącą i biegłam z nią po pomoc. Nie było czasu na wyjaśnienia, wszyscy natychmiast uciekali z drogi. Szybko dotarłam do szpitala, tam od razu rzucili się ratować to istnienie. W tym czasie ja byłam zajęta usuwaniem nadmiernej ilości krwi ze swoich ubrań.
-Co się dzieje?- Nawet Rhys przybył.
-Znalazłam ją przed wrotami, krążył koło niej demon ale nie atakował jej. Zanim dobiegłam już go nie było. A na razie szyją ją- podsumowałam krótko wzruszając ramionami. W odpowiedzi niezauważalnie kiwnął głową patrząc na ranną.
-Książę, co z nią zrobimy?- Zapytał się podchodząc do nas lekarz, który na chwilę odszedł od dziewczyny.
-Na razie to, od czego tu jesteście- warknął w swoim zwyczaju, na co tamten drgnął i pognał z powrotem. Po chwili zwrócił się do mnie- przekaż mi kiedy się ocknie.
-Nie ma problemu.
Rhys wyszedł a ja obserwowałam poczynania nad nią. W końcu wszystko było gotowe i zostało jedynie oczekiwanie na przebudzenie. Usiadłam sobie wygodnie obok łóżka i patrzyłam na nią. Nagle otworzyła oczy.
-Czołem- przywitałam się.- Masz niezłe wejście. Może nie z dymem ale z krwią- uśmiechnęłam się.- Jestem Sans, a ty? Skąd się wzięłaś pod drzwiami Dworu Nocy?

<Ruby?>

Od Sansity CD Akane

Udałam zmarkotnienie a tak naprawdę ledwo powstrzymywałam się od śmiechu z ciekawości. Akane jak widać zmiękła na moją reakcję. Dostrzegłam jak jej ręce, które dzierżyły szkicownik zaczęły drżeć. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Mam pomysł. Ty dokończysz co zaczęłaś, skoro nalegasz a a ja mogę ci coś zagrać.
-Na czym?- Zainteresowała się, bowiem w jej oczach aż zaczęły hasać ogniki.
-Na trąbce.
-Nie mówiłaś, że umiesz grać na trąbce- zdziwiła się bardzo. Spojrzałam na nią rozbawiona.
-Nie pytałaś.
-W sumie słusznie.
Chwile myślałam, co by jej zagrać aż zdecydowałam się na łatwy utwór, który wpadał w ucho. Przyłożyłam instrument do ust i zaczęłam grać.

Gavotte

Gdy skończyłam krótki występ, spojrzałam na nią. Akane zbierała szczękę z ziemi.
-To było...
-Lubie trąbkę, aczkolwiek myślałam nad nauką gry na skrzypcach. Ale może kiedy indziej. Pokażesz co masz?- Zapytałam się wesoło.

<Akane? Wybacz, że tak długo ;-;>

Od Ruby

Zapewne każdy, kto widziałby mnie w tamtej, otworzyłby szeroko oczy przez swoje zdumienie. Konająca dziewczyna ubrana w kilka warstw poszarpanych ubrań, z ogromną raną na klatce piersiowej, niesiona przez demona na plecach. Czy nikt nie powiedział mi, że walka z pięcioma demonami, mając przy sobie jedynie dwa sztylety to czysta głupota? Otóż nie, właśnie nikt nie powiedział. Byłam brudna, zakrwawiona i majaczyłam. Kątem oka widziałam uciekających w popłochu ludzi. Bali się. Drżeli ze strachu przed Necrem. Nie dziwił mnie ani trochę ten fakt. Gdy spotkałam go po raz pierwszy, też mnie przerażał. Właściwie myślałam wtedy, że moje kilkuminutowe wówczas życie dobiegnie końca natychmiastowo. Od tamtej pory przetrwałam dwa i pół roku w ciele, które wyglądało na lat dziewiętnaście. Nie wiedziałam nawet, czy jest właściwie moje. Jednego natomiast byłam pewna, zdecydowanie nie chciałam go tracić w takim momencie oraz sposobie. Oddychałam nierówno, krztusząc się krwią. Necro biegł ile sił miał w łapach, uważając jednocześnie, abym nie spadła. Usiłował znaleźć jakąkolwiek pomoc. Czy to nie zabawne? Demonowi na kimś zależy.
Przestałam czuć napieranie powietrza na moje ciało. Chyba właśnie stanęliśmy. Próbowałam się rozejrzeć, choć oczy uciekały mi na wszystkie strony świata. Ujrzałam ogromny zamek z mnóstwem wież i wieżyczek, okien w każdym możliwym rozmiarze. Architektura była niewątpliwie imponująca, lecz niespecjalnie skupiłam się na jej podziwianiu, gdyż zajęło mnie umieranie. Przeczuwałam jednak gdzie Necro mnie poniósł.
- To chyba ten słynny Dwór Nocy – wymamrotałam pokaszlując.
- Otóż to – odparł mój przyjaciel. Lubiłam jego głos, nawet jeśli przypominał skrobanie pazurami po tablicy.
- Zostaw mnie tu i uciekaj. Poradzę sobie.
- Zawsze wiedziałem, że masz nierówno pod sufitem, ale teraz przeniosłaś swoje szaleństwo na inny poziom. Nie opuszczę cię.
- To jest zamek Necro. Jak myślisz, ilu tam może być ludzi? I uważasz, że lubią demony? Zabiją cię przy pierwszej okazji. Jeśli przeżyję, obiecuję, że do ciebie dołączę, tylko proszę idź. Spotkamy się w naszej wiosce. - demoniczny wilk położył się tuż przy schodach wejściowych, bym mogła ostatkiem sił zejść z jego grzbietu. Spojrzałam na niego nie tracąc nadziei, że jeszcze się spotkamy. Uśmiechnęłam się smutno. - No dalej, uciekaj, proszę...
- Co jest?! - Usłyszałam jakiś wrzask
- JUŻ! - Necro posłuchał mnie. Zawrócił i przez opustoszałe miasto pobiegł prosto na północ. Kto jest dobrym demonem? No kto jak nie on? Nagle nieopodal mnie rozległo się jakieś głuche tupnięcie.
- Jeszcze raz... CO JEST?! - podbiegła do mnie niska białowłosa dziewczyna o niebieskich oczach. - Ej, nie umieraj mi tu! - niby mała, a silna jak diabli, wzięła mnie na ręce i wbiegła po schodach. W międzyczasie ja powoli traciłam przytomność. Walczyłam sama ze sobą, ale mogłam tylko zamknąć oczy i pozwolić sobie odlecieć. Nim zemdlałam, dosłyszałam się jeszcze różnych głosów. Mówiły: „Sans, kto to jest?!”, „Co jej się stało?” I rzecz jasna mój ulubiony, bo jakże by inaczej, „Cholera, rana jest głęboka, trzeba będzie szyć.”

<Sans?>

Ruby z Dworu Nocy!

"Demony są z natury bardziej szczere. Próbują cię od razu zabić, a ludzie będą chcieli najpierw zdobyć twoją przyjaźń"



Ruby z Dworu Nocy