niedziela, 17 lipca 2016

Od Aidena CD Sansity

Dziewczyna zniknęła, zostawiając mnie samego. Spojrzałem na swoje dłonie. Niektórzy są dziwni. Wyszedłem z bocznej uliczki, starając się wtopić w niezbyt wielki tłum. Nie było to takie trudne. Co jakiś czas rozglądałem się w poszukiwaniu jakiejś dobrej kryjówki, nic jednak nie przykuwało mojej uwagi. Nagle ktoś na mnie wpadł. Odwróciłem głowę i spojrzałem chłodno na niewiele niższego ode mnie chłopca. Mały brunet z ledwo widocznym zaskoczeniem przez chwilę przyglądał mi się, po czym pobiegł dalej. Podążyłem wzrokiem za nim. Wtem chłopiec znowu na kogoś wpadł. Tym razem był to jeden ze strażników. Malec począł coś do niego mówić, przy czym gorączkowo gestykulował. W pewnym momencie spojrzał na mnie. Poprawiłem swój kaptur i szybkim krokiem ruszyłem przed siebie. Myślałem, że odpocznę, a tu nagle jakiś smarkacz wydał mnie. Gdy tylko usłyszałem krzyki strażnika, zacząłem biec. Wbiegłem w mniejszą uliczkę, gdzie budynki stały bliżej siebie. Powinno się udać. Skoczyłem i gdy miałem wylądować na ścianie, wpadłem na kogoś. Rozproszyło mnie to, przez co wróciłem na ziemię. Kaptur spadł mi z głowy, jednak nie to mnie zdenerwowało. Spojrzałem na osobę, która śmiała mi przeszkodzić w ucieczce. Była to tamta dziewczyna, Sans, czy jak jej tam.
- To ty - powiedziałem chłodno, wstając. - Co ty, do diaska, tu robisz?
- Spaceruję - odparła spokojnie białowłosa. - Następnym razem patrz, gdzie biegniesz.
Chciałem jej coś powiedzieć, aczkolwiek przerwały mi krzyki. Odwróciłem się i dostrzegłem biegnącego ku mnie strażnika. Rzuciłem dziewczynie gniewne spojrzenie. Ona to specjalnie zrobiła! Chyba się naprawdę nudzi. Ruszyłem pędem na główną ulicę. Przebiegłem kilkadziesiąt metrów i udałem się na kolejną mniejszą uliczkę. Zrobiłem to samo, co wcześniej, gdy jeszcze byłem skuty kajdankami, czyli schowałem się za rogiem, a kiedy strażnik również wybiegł, szybko wróciłem. Nagle zatrzymałem się. Przede mną było dwóch mężczyzn ubranych w mundury. Spojrzałem w górę. Na dachu niewielkiego budynku siedziała Sans. Z zaciekawieniem przyglądała się całej sytuacji. Zakląłem pod nosem. Skoczyłem na ścianę, po czym - z pomocą mocy - zacząłem odbijać się od jednego budynku do drugiego, co chwilę zmieniając nasilenie grawitacji. Dzięki temu szybciej się przemieszczałem. Nagle coś złapało mnie za nogę. Spojrzałem w dół na wyższego mężczyznę, który trzymał gruby łańcuch. Magia? Tak łatwo się nie dam! Zwiększyłem grawitację, przez co przywarłem do ściany. Nie chciałem zostać ściągnięty na ziemię. Facet ciągnął za drugi koniec łańcucha, ale na darmo. Popatrzyłem na białowłosą, stojącą jakieś trzy metry nade mną. Niezbyt się wychylała, dzięki czemu ci z dołu zapewne jej nie widzieli. Miałem wrażenie, że dobrze się bawi.
- Może byś tak mi pomogła? - zapytałem oschle. - Przecież lubisz pomagać uciekinierom.
- A mówiłam coś takiego? - odparła Sans. - Poza tym, wolę się zbytnio nie mieszać.
Wtem chwyt łańcucha poluźnił się. A to czemu? Szybko wykorzystałem ten moment. Pozbyłem się łańcucha, a następnie szybko wskoczyłem na dach budynku, naprzeciwko dziewczyny.
- Uciekł nam! - krzyknął ktoś z dołu. - Jak mogłeś mu pozwolić?!
Krzyki stały się cichsze i mniej wyraźne. Przez jakiś czas wpatrywałem się ponuro w białowłosą. Tamta z lekkim zaciekawieniem przyglądała mi się. Jedyne, co mogło mnie uratować na dłuższą metę, to dobra kryjówka. Tylko nie wiedziałem, gdzie jej szukać. Może ona mi pomoże? W końcu zacisnąłem pięści i powiedziałem stanowczo:
- Chcę, abyś pomogła mi znaleźć kryjówkę.
- Wybacz, ale nie wypełniam rozkazów ze strony poszukiwanego przez straż kolesia - odparła obojętnie dziewczyna.
Przygryzłem wargę. Mogłem się tego spodziewać.
- To nie jest rozkaz... - zacząłem. - To prośba.
- Prośba? A gdzie to magiczne słowo?
Co za dziewucha! Nie można tego załatwić po ludzku?
- Proszę - powiedziałem po dłuższej chwili.
- Hm? O co mnie prosisz?
Jeszcze mocniej zacisnąłem pięści. Moje włosy lekko zafalowały na wietrze.
- Proszę o pomoc w znalezieniu dla mnie kryjówki. Musisz znać to miasto. Poza tym, dzięki teleportacji nie powinno to zająć długo.
Twarz Sans nie była już taka obojętna, jak wcześniej. Nadal jednak pozostawała spokojna.
- No, dobrze... zastanowię się.
,,Zastanowię się"... Ona to specjalnie robi...
- To proszę, abyś się szybko zastanawiała.

<Sans?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz