wtorek, 19 lipca 2016

Od Aidena CD Sansity

- Ta... jasne - odparłem.
Sans lekko się uśmiechnęła.
- Ach, jeszcze jedno. Mogę wiedzieć, jak masz na imię?
- Aiden.
- No, to do zobaczenia, Aiden.
Dziewczyna zniknęła, zostawiając mnie samego. Odwróciłem się i spojrzałem na drzwi, czekając, aż Grillby wreszcie przyjdzie. Po jakimś czasie wyszedł i spojrzał na mnie.
- Sans już sobie poszła? - spytał, szukając jej wzrokiem.
- Miała jakąś sprawę do załatwienia - odpowiedziałem.
Mężczyzna skinął głową. Trochę nieprzyjemnie się czułem, zadzierając głowę do góry, by ujrzeć jego twarz, był on o jakieś czterdzieści centymetrów wyższy ode mnie.
- To zostajesz? - odezwał się po chwili Grillby.
- Chyba nie mam wyboru.
Brunet uśmiechnął się i wpuścił mnie do gospody. Wyszliśmy z kuchni na salę, gdzie stały stoły z krzesłami. Tylko jeden z nich był zajęty. Gospodarz polecił mi, abym dosiadł się do gości. Niechętnie usiadłem na wolnym krześle. Na początku ludzie pytali mnie o imię i tak dalej, potem raczej niezbyt zwracali na mnie uwagi. Przynajmniej mogłem zjeść coś porządnego.

Późnym wieczorem Grillby zaprowadził mnie do pokoiku w piwnicy.
- Nie jest tu najcieplej, ale dzięki kołdrze nie zmarzniesz w nocy - rzekł brunet.
- Muszę spać w tym pokoju? - zapytałem.
- Jeśli nie chcesz zostać złapany...
- Rozumiem.
- To dobrej nocy...
- Aiden.
Gospodarz uśmiechnął się i opuścił pokój. Spojrzałem krzywo na pościel. Wziąłem ją do rąk i trzepnąłem mocno, przez co uleciał z niej kurz. Widzę, że ten pokój nie odwiedzają goście. Chociaż... spałem w gorszych warunkach. Wytrzepałem również poduszkę. Ściągnąłem płaszcz, który następnie powiesiłem na wieszaku obok drzwi. Zdjąłem buty i usiadłem na łóżku.  Rozpuściłem włosy, po czym zdmuchnąłem świecę i położyłem się, nakrywając kołdrą. Szybko się rozgrzałem, dzięki czemu od razu zasnąłem.

Obudziłem się środku nocy. Przewróciłem się na plecy i spojrzałem na mój płaszcz. Chciałem wstać, lecz przypomniały mi się słowa Sans: ,,Tylko nie próbuj myśleć o obrabowaniu go czy innych, masz go szanować. Jeśli nie, to będziesz miał zły czas i żałował, że strażnicy cię nie złapali". Ech... czyli nici z łowów? Nie wytrzymałem jednak. Trudno, na pewno tak szybko się nie zorientują. Założyłem buty, po czym opuściłem swój pokoik. Ruszyłem cicho do sali głównej. Kiedy wchodziłem po schodach, te głośno skrzypnęły. Zatrzymałem się gwałtownie i rozejrzałem się. Nikogo nie było w pobliżu, ale wiedziałem, że jeśli tak dalej pójdzie, wcześniej czy później ktoś mnie nakryje. Postanowiłem przejść po ścianie. Był to dobry pomysł. Zakradłem się do jednego z pokoi. Wyciągnąłem z kieszeni kawałek drutu, który zawsze miałem przy sobie. Przez jakiś czas próbowałem otworzyć drzwi. W końcu mi się udało. Wszedłem do pokoju najciszej, jak mogłem i rozejrzałem się. Na łóżku spał jeden z gości, podróżnik imieniem Eldor. Obok stała mała szafka, a na niej leżało coś błyszczącego. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się owej rzeczy. Był to złoty pierścień, nadający się jedynie na grube palce. Wziąłem go do ręki i zacząłem się powoli wycofywać. Nagle mężczyzna coś mruknął. Odwróciłem się i zastygłem w bezruchu. Po chwili ciszy ruszyłem dalej. Opuściłem pokój i po kilkuminutowej zabawie drutem zamknąłem drzwi. Udało się.

Wstałem rano, zadowolony z nocnej wyprawy. Przeczesałem parę razy ręką włosy, które następnie związałem. Założyłem płaszcz i buty. Pierścień dokładnie owinąłem kawałkiem szarego materiału i przepchałem przez mój kucyk, dodatkowo po części zakrywając rzemykiem, żeby nie spadł. Wyszedłem z pokoju i poszedłem na górę. Tam zastałem stojącego przy ladzie gospodarza. Mężczyzna widząc mnie uśmiechnął się.
- Witaj, Aiden - rzekł, gdy do niego podszedłem. - Wyspałeś się?
- Tak - odparłem.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. W zasadzie najwięcej Grillby mówił, ja jedynie odpowiadałem krótkimi, pojedynczymi zdaniami.
- Masz gościa, Aiden - odezwał się nagle brunet.
Odwróciłem się i ujrzałem siedzącą przy jednym stoliku Sans. Pomachała do mnie i zachęciła do podejścia. Podszedłem do niej i usiadłem na krześle naprzeciwko.
- I jak? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Co ,,jak"? - odparłem.
- Jak ci minęła noc?
- Normalnie.
Nagle ze schodów zszedł jakiś mężczyzna. Podszedł do Grillby'ego i rzekł:
- Ale mam pecha!
- Co się stało? - spytał zaciekawiony gospodarz.
- Zgubiłem mój pierścień. Kiedy wróciłem pijany do pokoju i kładłem go na szafce, to chyba spadł on i się gdzieś potoczył.
- Może ktoś go ukradł?
- Przecież drzwi były cały czas zamknięte!
Dziewczyna uważnie słuchała. Ja również, jednak niezbyt mnie interesowała rozmowa. Po chwili białowłosa złapała mnie za ramię.
- Niczego wczoraj nie ukradłeś, prawda? - zapytała poważnie.
- Jasne, że nie ukradłem - odparłem. - Przecież mówiłem wczoraj, że nie będę kraść.
Sans przyjrzała mi się podejrzliwym wzrokiem. Moja twarz, jak zwykle, pozostawała obojętna. W końcu się odezwałem:
- Jak chcesz, to możesz sprawdzić moje kieszenie.
Ściągnąłem płaszcz i podałem go dziewczynie. Ta zmierzyła go wzrokiem i zaczęła przeszukiwać. Chwilę później, lekko zawiedziona, oddała mi go.
- A inne kieszenie?
Wstałem i wyciągnąłem na wierzch wnętrza kieszeni od spodni. Kiedy Sans skinęła głową, schowałem je do środka i z powrotem usiadłem. Mimo to dziewczyna nadal nie chciała mi ufać. Przewróciłem oczami, a następnie zdjąłem buty.
- Je też możesz sprawdzić - oznajmiłem.
Sans wzięła buty, odwróciła podeszwą do góry i zaczęła nimi trząść. Z żadnego nic nie wypadło. Dobrze, że ten drut, który rano schowałem do buta się tam trzyma. Białowłosa chciała do jednego z nich włożyć rękę, aczkolwiek powstrzymała się, kręcąc głową. Oddała mi buty.
- I co? Wierzysz mi? - spytałem, zakładając je i sznurując.
- Tak - odpowiedziała trochę niechętnie.
Nagle podszedł do nas Grillby.
- Słyszeliście tą rozmowę - rzekł poważnie. - Czy masz coś z tym wspólnego, Aiden?
Pokręciłem głową.
- Sprawdziłam go - oznajmiła Sans.
- A jego pokój?
Dziewczyna gwałtownie wstała i  szybko powędrowała do miejsca, gdzie spałem. Podążyłem za nią, a Grillby wrócił do swych obowiązków.

Po pół godzinie Sans wyprostowała się i westchnęła.
- Tu też nic - oznajmiła.
- Teraz mi wreszcie wierzysz? - zapytałem.
- Nie mam innego wyboru.
Moja twarz była obojętna, aczkolwiek w duchu cieszyłem się, że wreszcie da mi spokój. Jeśli całkiem mi uwierzy, to wtedy będę mógł spokojnie sprzedać ten pierścień. Na pewno jest on coś wart. Sans jeszcze raz rozejrzała się po pokoiku. Nagle zastanowiło mnie, po co ona w ogóle odwiedziła gospodę.
- Czy mogę znać powód, dla którego tu przyszłaś?
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
- Hm?
- No wiesz... chyba nie przyszłaś do gospody tylko po to, by mnie zobaczyć. Raczej kryje się za tym jakiś powód.

<Sans?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz