niedziela, 30 października 2016

Sleepi Ash Neko z Dworu Dnia odchodzi!

Sleepi Ash Neko z Dworu Dnia odchodzi!
Powodem jest decyzja autorki.


''Jestem sobą i nie będę się zmieniał, dla ciebie. Może to samolubne, ale mówi się trudno.''

sobota, 15 października 2016

Od Akane do Yukine

Dzień jak co dzień, jednak z tym, że był nudniejszy od pozostałych. Rhys’a nie było i nie wiem nawet gdzie się zapodział przez co nuda i spokój zaczęła ogarniać cały Dwór, a najbardziej mnie. Jak tylko go dorwę, to go zabiję po czym przytulę - pomyślałam sobie. Jako, że dzisiaj miało się odbyć jakieś zebranie dotyczące wyprawy, musiałam się tam udać. Nastawiłam się pozytywnie, jednak od razu wszystko zniknęło, gdy ujrzałam, że nie ma Sans i innych osób, które znam.
Nareszcie jesteś Akane! - przywitał się strażnik, którego znałam jako jedynego z całej reszty. Był on jednym z bliższych sługów Rhys’a, więc to on zazwyczaj wyznaczał nam misje.
Co tym razem się stało? - spytałam zniechęcona. Gdy wyjaśnił mi co i jak, zrobiłam duże oczy, gdy usłyszałam, że mam pracować z kimś w parze. - Chyba żartujesz co nie?! Przecież wiesz, że nie potrafię się dogadać z nikim! - podkreśliłam, a on się zaśmiał. Chciałam już odejść, jednak on mnie zatrzymał i postawił przed jakimś blond chłopakiem.
Yukine poznaj Akane, Akane poznaj Yukine. Od dzisiaj jesteście w parze i musicie na sobie polegać - powiedział uradowany strażnik, a ja mu rzuciłam mordercze spojrzenie. Dostaliśmy mapę ze zaznaczonym miejsce, gdzie mamy się udać.
Skoro już jestem na to skazana no to trzeba to zrobić - wymruczałam pod nosem. - Lepiej chodźmy się przygotować - spojrzałam się, a on przy kiwnął głową. Chyba jest mało rozmowny i wygląda na takiego co słucha tylko siebie. - Yukine czy będziesz czegoś specjalnego potrzebować? - spojrzałam na niego, za ramienia.

<Yukine?>

Od Akane CD Sansity

Sans nie lubiła czarnej pożeczki co mnie zaskoczyło. Zapamiętałam to i od razu schowałam wszystko co zawierało czarną pożeczkę. Dzisiejszy dzień był piękny. Siedzieliśmy z Sans już od dobrych dwóch godzin na kocu i nic praktycznie nie robiłyśmy. Sans zasnęła jak tylko nastała chwila ciszy. Książe zaspany wstał i ułożył się bliżej Sans, po czym ponownie zasnął. Schowałam wszystko do koszyka i przyjżałam się tej dwójce. Wyglądali uroczy gdy tak razem spali. Wyjęłam ze swojej torby szkicownik i ich narysowałam. Na szczęście miałam ze sobą również mazaki. Rysowanie zajęło mi jakieś półtorej godziny, więc gdy tylko skończyłam wyciągnęłam się.
Co robisz? - spytała się zaspana Sans, która wstała i przecierała oczy.
Nic takiego - odparłam z lekkim zmieszaniem na twarzy.
Pokaż - nachyliła się nad moim rysunkiem, a ja go szybko ukryłam. - Dlaczego mi nie pokażesz? - spojrzała się wciąż zaspanymi oczami i tym swoim pytającym wyrazem twarzy.
Bo jeszcze nie skończyłam - odparłam.

<Sans?>

niedziela, 9 października 2016

Od Sansity CD Aidena

Spoglądałam zaciekawiona rozwojem sytuacji przy tamtym stoliku. Aiden widocznie cierpiał z powodu piciu trunków wpychanych na siłę przez pijanych i nieświadomych strażników, ale mimo wszystko sytuacja była komiczna. Jednak ostatnie spojrzenie od chłopaka wymagało pomocy. Zabawne, zastrzegałam, żeby już na mnie nie liczył a jednak pomogłam mu w więzieniu i tu teraz ten ostatni raz.
Wstałam od baru i pitego napoju po czym podeszłam otwierając drzwi w których ukazały się w zwartej grupie panny posyłające zalotne spojrzenia ku panom. Jak łatwo się domyśleć, były z tych lekkich obyczajów. Natychmiast gwizdnęłam w stronę strażników.
-Panowie! Co powiecie na innego rodzaju świętowanie?- Kobiety weszły i każda umościła się na kolanach strażników. Tamci zaczęli robić maślane oczy. Obrzydliwe.
-Ej, gospodarzu! Załatw nam pokoje na dziś, solidnie zapłacimy!- Zawołał dowódca gładząc dziewczę po kolanie.
W oczach Grillby'ego zauważyłam niechęć co zgadzałam się z nim. Tamci śpiewając a raczej fałszując ile się da, skierowali się ku pokojom z towarzyszkami. Aiden leżał pokonany na stoliku. Grillby go zaniósł do pokoju i zostawił przy nim zapas wody i jakiegoś jedzenia na wzmocnienie po czym znikł. Kiedy wróciła mu świadomość odwróciłam się w celu wyjścia z pokoju.
-To twoja ostatnia noc tu, wypocznij. Jutro masz się stąd zmyć. Strażnicy są pijani zabawiają się z ladacznicami w najwyższych pokojach.
To powiedziawszy znikłam.

<Aiden?>

Od Sansity CD Katariny

Kolejny cichy dzień, kolejne próby znalezienia jakiegoś zajęcia. Stwierdziłam, że można sobie pooglądać jak inni ćwiczą, przynajmniej minie trochę czasu. Tak właśnie gdy usiadłam sobie w dogodnym miejscu, zauważyłam czyjąś obecność. Katarina akurat przybyła i zajęła się sobą. Była tak skupiona na swojej czynności, że nie zauważyła mnie, nawet jeśli znajdowałam się w dobrej odległości. Nie spuszczając z niej wzroku, podniosłam mały kamyczek z ziemi, który zaczęłam podrzucać w ręku. Dziewczyna nagle przerwała i nasłuchiwała. W końcu spojrzała w moim kierunku.
-Niezłe skupienie- odezwałam się  nie ruszając się na krok dalej podrzucając kamyk.
-Obserwujesz mnie? Jak długo?
-Powiedzmy, że byłam chwilkę przed tobą na placu, niespecjalnie chciało mi się ci przerywać- wzruszyłam ramionami puszczając kamyk.- Co u ciebie słychać?

<Kat?>

Od Sansity CD Yukine

Dwór Nocy od jakiegoś czasu stał się bardzo cichy, jakby opustoszały. Z zaufanego źródła wiedziałam, że podobnie działo się w Dworze Dnia. Prawdopodobnie wielu członków nie miało sił wyjść ze swoich lokum, miało by to nawet sens. Szłam właśnie do Rhysa zapytać się czy jest coś do zrobienia- nawet ja nie byłabym w stanie usiedzieć przy takiej nudzie. Trafiłam idealnie, akurat rozmawiał z kimś, kogo z głosu nie znałam. Spokojnie weszłam do środka otwierając drzwi. Kiwnęłam głową na znak powitania, dopiero wtedy Rhys zauważył moja obecność.
-Coś potrzeba?
-Oto samo chciałam się zapytać.
-Mamy tu nowe istnienie. Oprowadzić go po Dworze?
-Z chęcią.
Rhys po usłyszeniu pozytywnej odpowiedzi spojrzał jeszcze raz na nieznajomego zanim zniknął otoczony swoimi nieodłączonymi cieniami, w tym czasie podeszłam bliżej do młodego mężczyzny. Spojrzał na mnie zza ramienia odwracając się w moim kierunku.
-Widzę kolejnego odważnego chętnego, gratuluje dołączenia do Dworu Nocy.
-Jak szybko pożałuje decyzji?
-To już zależy od ciebie. Kim jesteś?
-Yukine. A ty?
-Możesz mówić mi Sans.
-To jakiś skrót? Jak się nazywasz w pełni?
Westchnęłam rozbawiona widząc jego zaciekawienie w odsłoniętym jednym oku. Wykonałam teatralny skłon z lekkim uśmiechem.
-Sansity, miło mi- po czym się cicho zaśmiałam.

<Yukine?>

Od Letrance

Jakby nie patrzeć, życie bez cyrku jest nudne. Zero przedstawień, spektakli, pokazów. Kolorów, muzyki, gry świateł. Tylko szara, smutna rzeczywistość. Jakiekolwiek emocje? Brak. Brak radości, śmiechu...bezpieczeństwa... Teraz nie ma nic z tych rzeczy. Teraz jest tylko strach, ciemność, smutek... Ale w sumie, może to i lepiej?
Dwa dwory jak dwie strony monety, medalu. Jedni to Dwór Dnia. Uważali się za tych dobrych. Dowódca, a właściwie dowódczymi rządziła krainą dobra i harmonii. Radość, śmiech, miłość i latające cukrowe jednorożce. Kompletne przeciwieństwo drugiego dworu.
Właśnie, ten drugi dwór. Nazywa się Dworem Nocy. Jak sama nazwa wskazuje. to ci źli. Niosą za sobą ból, cierpienie, śmierć. Rządzi nim sadystyczny braciszek księżniczki z Dworu Dnia. Czyż to nie zabawne? Siostrzyczka to ta dobra, a brat oczywiście ten zły...
Wracając do tematu. Nie chciałam dołączać, do żadnej z tych grup. To tak jakbym miała wybierać miedzy dżumą a cholerą. Jednak wiedziałam, że muszę.

"Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas,
I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast;
Zrywali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam ten nasz największy wróg!
A śpiewak właśnie był sam"

Właśnie takie słowa przyszły mi na myśl. Bycie samotnym wilkiem wcale nie jest dobre. Samemu można zdziałać dużo, ale nie wszystko.
Szelest. To usłyszałam za sobą. Nic więcej. Mimo to wiedziałam, że mam towarzystwo.
-Życie Ci niemiłe, że się tak sama szwendasz tutaj o tej porze?-usłyszałam po chwili słowa wypowiedziane dość ostrym, męskim głosem. Faktycznie było już dość późno. Zwykle o tej porze siedziałam z rodzicami przy ognisku i wymyślaliśmy nowe spektakle.
-Życie Ci nie miłe, że mnie tak zaczepiasz tutaj o tej porze?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Właściwie jego własnymi słowami. Nawet się nie oglądałam kto to. Bo czy to ważne?
-Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz.
-Aha, fajnie, też się cieszę-nie chciałam poświęcać mu ani sekundy dłużej. Kolejny egocentryczny dupek myślący, że jest panem wszechświata i okolicy. Wstałam więc z murku, na którym siedziałam i zamierzałam odejść.
-Ty naprawdę nie liczysz sie ze swoim życiem-jego stwierdzenie tylko mnie rozbawiło.
-A czymże jest życie?-spytałam.-"Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swą rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą"-wyrecytowałam obojętnie po czym odwróciłam się w stronę mojego towarzysza i popatrzyłam się mu prosto w oczy. Nagle coś do mnie dotarło. Zmrużyłam leniwie oczy, a na twarz wszedł mi niekontrolowany uśmieszek.
-Proszę, proszę, proszę. Czyżbym miała dziś urodziny? Cóż się stało, że wizytę złożył mi osobiście Jego Wysokość Książę Dworu Nocy Rhysand Blackhorn Galathynius pierworodny syn króla Pyrythianu Nathana Galathyniusa i królowej Lillian Galathynius? Podpadłam jakoś? Ktoś się poskarżył? I chyba powinnam się ukłonić-wypowiadając słowa lekko dygnęłam. Chyba zrozumiał, że było to złośliwe. Mam przynajmniej taką nadzieję. Jedynym rezultatem jaki uzyskałam, była lekko drgająca brew. No cóż... Trochę się zawiodłam.
-Ależ nie musisz się tak płaszczyć. Jeszcze sobie kręgosłup nadwyrężysz-parsknełam śmiechem na jego słowa. Okazuje się, że nawet taki sztywniak jak on ma poczucie humoru.
-Zdajesz sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje lekceważenia mnie?
-Uważaj, bo w samozachwyt wpadniesz-sapnęłam lekko zirytowana. Siedzę sobie spokojnie, nikomu nie przeszkadzam, a tu przychodzi taki laluś i do wszystkiego się przyczepia. Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam. W tym samym czasie znaleźliśmy się w innym miejscu. Wszystko wokół nas wirowało. W przestrzeni lewitowały przedmioty przemieszczając się w różnych kierunkach. Wyglądało jakbyśmy byli w wielkim pudełku latających zabawek.
-Z wielką chęcią teraz posłucham o tych Twoich strasznych konsekwencjach-powiedziałam radośnie rozsiadając się wygodnie na nadlatującymi krześle.
-Gdzie my jesteśmy?-usłyszałam zniecierpliwione pytanie. Delikatnym ruchem sprawiłam, że podleciałam bliżej niego. Zawisłam tuż przed jego twarzą, do góry nogami.
-Witam w Universi Parallel. W moim własnym, prywatnym świecie.
-Byłabyś tak łaskawa rozwinąć temat?
-Raczej mi się nie chce-zaśmiałam się po czym zeskoczyłam ze swojego aktualnego siedzenia i poszłam przed siebie. Szczerze mówiąc miałam zamiar go tu zostawić. W końcu by ześwirował. W ten sposób uwolniłabym świat od pana ważnego. I w sumie nikt nie wiedziałby, że to moja sprawka. No ale... Nie będę aż taka okrutna. Postanowiłam, że trochę go pomęcze i zabawię sie jego kosztem. Poźniej ewentualnie wypuszczę. Oczywiście za dobre sprawowanie. I to w jakimś dziwnym miejscu. Może w salonie sukien ślubnych? Słyszałam, że "bardzo" śpieszyło mu się do żeniaczki.
Kątem oka widziałam jak mój towarzysz próbował zrobić cokolwiek. Nie powiem. Jego próby były całkowicie bezsensowne. Aczkolwiek zabawne. Przynajmniej poprawił mi trochę humor.
-Kim Ty w ogóle jesteś? Jesteś z Dworu Dnia?
-Coś ciekawski jesteś. Ale jak musisz wiedzieć, to nie. Do żadnego dworu nie należę. I jakoś do tej pory nie śpieszyło mi się do tego. No ale skoro się napatoczyłeś, to przemyślę to. I nazywam się Letrance Cartwright. Ale możesz mi mówić Luma.
-W takim razie. Witam na Dworze Nocy.

Letrance Cartwright z Dworu Nocy!

"Im większe kłamstwo tym ludzie łatwiej w nie uwierzą"



Letrance z Dworu Nocy

piątek, 7 października 2016

Od Aidena CD Sansity

Sans zniknęła, zostawiając mnie samego. Mocno zdenerwowany zakląłem głośno pod nosem. Zawsze w najgorszych sytuacjach muszę sobie sam radzić! A żeby tą Sans szlag trafił! Z furią kopnąłem kraty. Chwilę później skrzywiłem się, czując przeszywający nogę ból. Przygryzłem wargę i usiadłem na łóżku. Zacząłem gorączkowo myśleć. Myśl, Aiden, myśl! Musi być jakiś sposób na wydostanie się z tej gównianej sytuacji. Gdybym mógł używać magii, byłoby znacznie prościej. Rozejrzałem się po celi. W pewnej książce kiedyś przeczytałem, że sojusznik złapanego przemycił klucze. Ta, tyle że nie miałem żadnych sojuszników, a Sans przestała mi pomagać. Dodatkowo zabrali mi broń.
Wtem przypomniał mi się mój drut ukryty w bucie. Szybko go wyjąłem i podszedłem do krat. Rozejrzałem się. W pobliżu nikogo nie było. Strażnicy poszli przepić złapanie mnie. Ich radość nie będzie trwała długo.
Włożyłem drut do dziurki od klucza. Nagle zrobił się on niezwykle gorący. Zaskoczony szybko go wyjąłem i rzuciłem na ziemię. Nie chciałem dopuścić do roztopienia się drutu. Spojrzałem na nieco poparzone palce, klnąc pod nosem. Czyli tak się nie wydostanę. Cholera!
Ktoś odchrząknął. Odwróciłem się i ujrzałem Sans. Dziewczyna podeszła bliżej krat z figlarskim uśmiechem na twarzy.
- I jak tam ucieczka? - spytała.
Spojrzałem na nią chłodno. Sans zmierzyła mnie wzrokiem.
- No, no, no. Widzę, że już uciekłeś.
- Naprawdę przybyłaś tu tylko po to, by się ze mnie ponaśmiewać? - spytałem.
- Nie tylko.
Sans sięgnęła ręką do kieszeni, z której po chwili wyciągnęła kółko z brzęczącymi kluczami. Podszedłem szybko do krat. Chciałem je złapać, jednak dziewczyna zabrała je sprzed mego nosa.
- Oj, oj, co tak niespodziewanie? - zaśmiała się, machając kluczami.
- Daj mi je - wycedziłem, próbując je złapać bez skutku.
- Matka cię nie nauczyła magicznego słowa?
Przygryzłem dolną wargę.
- Proszę.
- Hm? A o co...
- Proszę, daj mi te klucze! Matka nie wpajała ci wiedzy? Każdy głupi by wiedział, o co mi chodzi!
- I każdy głupi by wiedział, że nie należy pomagać osobom łamiącym prawo. Gdybyś znalazł jakąś pracę, a nie zajął się kradzieżą, to byś nie był teraz w areszcie.
Prychnąłem. Miałem już dość jej gierek i odzywek. Choć ja byłem wściekły, Sans najwidoczniej dobrze się bawiła. Ciekawe, co by było, gdyby się role odwróciły?
- Kim jesteś? - spytał ktoś nagle.
Obydwoje spojrzeliśmy na zmierzającego w naszą stronę strażnika. Zrobiłem dwa kroki do tyłu i schyliłem nieco głowę, przez co grzywka zakryła moje oczy. Strażnik zatrzymał się przy Sans, która ze stoickim spokojem wpatrywała się w niego.
- Kim... Kim pani jesteś? - ponowił mężczyzna pytanie, tym razem jednak jego głos był nieco ściszony z nutą nieśmiałości.
Zmierzyłem go wzrokiem. Wtedy coś mi zaczęło świtać. Postura, wyraz twarzy, mowa... Nie ma bata, to musiał być tamten chłopak, którego jakiś czas temu spotkałem. Pan nowy i jego d-dukanie. Sans spojrzała na mnie, po czym na strażnika i powiedziała:
- Znalazłam te klucze i chciałam je zwrócić. A z tym złodziejem po prostu przeprowadzałam małą kłótnię.
Dziewczyna dała chłopakowi klucze i uśmiechnęła się. Tamten podziękował, drapiąc się po karku.
- Czy zna pani może tego złodzieja? - spytał po chwili.
,,Tego złodzieja"? Czyli już dla niego nie jestem panem?
- Nie - odparła krótko Sans. - Po prostu zaczepił mnie, gdy szukałam kogoś, komu mogłabym dać klucze. Na szczęście nic się takiego nie stało. - Uśmiechnęła się nieco szerzej. - Ja już będę iść. Do widzenia.
Dziewczyna odeszła, machając na pożegnanie. Chłopak spojrzał na klucze. Teraz moja kolej na przedstawienie.
Upadłem na kolana, jednocześnie łapiąc się za serce. Skrzywiłem się mocno, przygryzając wargę. Strażnik zmierzył mnie wzrokiem.
- Wszystko w porządku? - zapytał nieco zaniepokojony.
Przewróciłem się na bok i skuliłem się. Zmrużyłem oczy, ukradkiem patrząc, jak chłopak gorączkowo otwiera drzwi celi i podbiega do mnie. Rozluźniłem mięśnie, udając omdlenie.
- Halo, słyszysz mnie? - wołał strażnik, potrząsając mną dość mocno.
Odliczyłem do trzech, po czym uderzyłem go pięścią w policzek.
- Nie można trząść mocno osobą, która właśnie zemdlała - mruknąłem.
Chłopak odsunął się, a wtedy kopnąłem go w brzuch. Szybko podniosłem się na równe nogi. O dziwo, strażnik wstał z większą łatwością niż przewidywałem. Czyżby bariera neutralizująca ból straży? Zakląłem pod nosem. Nie tracąc ani chwili, opuściłem celę i rzuciłem się do ucieczki. Obejrzałem się za siebie. Młody był szybki i doganiał mnie. Jego mina nie była już taka nieśmiała. Spojrzałem na wyjście z aresztu. Nagle tuż przed nim pojawił się ten sam strażnik. Chłopak stanął szeroko na nogach i uderzył pięściami o podłogę. Całe wnętrze aresztu zostało pokryte lodem. Zrobiło się zimno. Poślizgnąłem się, a następnie upadłem na plecy. Czułem, jak cienka powłoka lodu zaczynała powoli pokrywać moje ciało.
- Nie uciekniesz mi - powiedział poważnie strażnik, podchodząc do mnie.
Szybko rozejrzałem się dookoła. Lód, lód... tylko gdzie jakieś wsparcie? Nie, on mnie wcale nie złapie! Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Nagle coś gruchnęło o podłogę. Odwróciłem głowę i spojrzałem na strażnika, który leżał na lodzie skrzywiony.
- Czemu lód jest śliski? - mruczał pod nosem.
Wykorzystując nagły zwrot akcji próbowałem wstać. Nie było łatwo, ale stanąłem na nogach szybciej od chłopaka. Wykonałem lekki wślizg i starając się utrzymać równowagę przejechałem obok strażnika. Będąc już na zewnątrz poczułem szarpnięcie. Odwróciłem głowę. Młody brunet trzymał kurczowo mój płaszcz, którego koniec był zamrożony. Chciałem się jakoś wyrwać. Ostatecznie wyślizgnąłem się z płaszcza i odbiegłem od niego. Z racji, że byłem już poza aresztem (co oznaczało, że mogłem już używać mocy), przeniosłem grawitację płaszcza na siebie. Mimo sprzeciwu od strony strażnika, wyleciał on z jego rąk i trafił do moich. Założyłem go i odbijając się od jednego budynku do drugiego wróciłem do gospody.

Na dworze było już całkiem ciemno. Spojrzałem na swoje ubranie. Buty i pół płaszcza były pokryte lodem, któremu jakoś nie chciało się topić. Zakląłem cicho, po czym spojrzałem na wejście do gospody. Poprawiłem kaptur spoczywający na mojej głowie, a następnie wszedłem do środka. Zatrzymałem się nagle, widząc siedzących przy jednym stoliku gości ze straży. Musieli tutaj przyjść świętować? Po chwili jednak westchnąłem. Wszyscy ze straży wyglądali na nieźle upitych. Rozmawiali głośno o różnych mało ważnych sprawach, co chwilę popijając piwo. Szybko przemknąłem się obok gości. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Zaskoczony spojrzałem na mężczyznę w mundurze o lekkim ciemnym zaroście. Rozpoznał mnie?!
- Może chciałby pan z nami się napić? - spytał strażnik, uśmiechając się szeroko.
- Nie - odparłem chłodno.
W duchu odetchnąłem z ulgą. Ma mnie za zwykłego obywatela. Alkohol naprawdę szkodzi...
- Nalegam! - Mężczyzna posadził mnie na wolnym krześle i podał kubeł z piwem.
Spojrzałem na białą pianę i skrzywiłem się.
- Pij, pij! - krzyknął ktoś.
- Nie. - Pokręciłem głową.
Wtem jeden ze strażników siłą wlał mi zawartość kubła do usta. Część połknąłem, resztę wyplułem. Mężczyzna siedzący obok poklepał mnie po plecach. Wszyscy nakazali mi wypić do dna. Po jakimś czasie niepewnie opróżniłem kubeł. Oczywiście, nie mogło to się dla mnie dobrze skończyć. Po kilku łykach alkoholu bolał mnie brzuch, a co dopiero po wypiciu całego kubła. Strażnicy napełnili piwem mój kubeł i zachęcili do picia. Tym razem uparcie odmawiałem. Nie chcę jutro wąchać kwiatków od spodu.
Do gospody weszła dziewczyna. Była to oczywiście Sans. Rozejrzała się i podeszła do baru. W ogóle mnie nie zauważyła. Zastanawiałem się, jakim niby cudem, skoro byłem na czarno ubrany, w dodatku otoczony przez większych ode mnie mężczyzn w mundurach. Po krótkiej rozmowie z Grillbym Sans odwróciła się i zmierzyła straż wzrokiem. Chwilę później spojrzała na mnie. Ściskany przez jakiegoś dryblasa, z bolącym brzuchem i niesmakiem po piwie posłałem jej chłodne spojrzenie. Dziewczyna o mało nie zachłysnęła się wcześniej zamówionym napojem. Czy będzie na tyle miła, by mi jakoś pomóc? Czy może jednak po całej akcji będzie się zwijać ze śmiechu, podczas gdy ja będę zwracał?

Sansity?
Wybacz, że tak długo...

czwartek, 6 października 2016

Od Sleepi Ash do Feyry

Chodziłem po ogromnym budynku, który w ostatnich dniach prawie ze opustoszał albo to tylko moje wrażenie. Usłyszałem dźwięki muzyki, postanowiłem pójść w jej kierunku. Muzyka dochodziła za jednych drzwi, uchyliłem je lekko i przemieniłem się w kota, po czym wszedłem do środka. W pokoju była młoda kobieta, grała chyba na pianinie albo fortepianie. Nigdy nie umiałem tego rozpoznać. Podszedłem bliżej a ona mnie nie zauważyła. Przyznam szczerze, że grała prześlicznie a po chwili zaczęła śpiewać. Jej głos przy śpiewie był taki delikatny jak płatki róży. Wskoczyłem na siedzenie a ona się wystraszyła. Nie chciałem hehe wystraszyć, więc przyjaźnie zamiauczałem a ona mnie pogłaskała.

<Fey?>

wtorek, 4 października 2016

Beztytułowy

Post nie ma spektakularnego tytułu bo nie wiedziałam jak go nazwać. Ogólnie zwracam się do Was drodzy koledzy i koleżanki z obu Dworów. Sami widzicie jaka jest sytuacja - aktywność się znacznie zmniejszyła. Rozumiem, że szkoła i inne takie sprawy ale kochani, pokażcie że żyjecie.
W związku z tym chciałabym Was prosić o jedną rzecz: mianowicie wiadomość na howrse czy e-mail. Dajcie znać o swoim istnieniu, dobrze? Martwię się o Was, bloga i chciałabym jakoś pomóc naszej Fay.

Moje howrse: Luna34
E-mail: elcia.raczek@gmail.com

Nie musi być to jakaś przesłana serenada o blogu, wystarczy, że dacie znak że nadal chcecie pisać.


~Pozdrawiam, Sans(ity)