Gdy na trzy pokazałyśmy swoje udekorowane ciasta, ciasteczka. Nie
uwierzyłam własnym oczom. Sans przygotowała przepięknie udekorowane
ciastka. Mój sernik umywał się przy nich, chociaż według Azuli był on
piękny. To jak dobrała dekoracje i kolorowy lukier, świadczyło tylko o
niej. Pomimo tego, że pięknie wszystko skomponowała to można było
zauważyć, że włożyła w to dokładność i cierpliwość. Szkoda nam było
zjeść naszych wypieków. Mi bynajmniej było szkoda zjeść zrobionych przez
Azulę ciastek, a jej szkoda było zjeść moje ciasto.
Gdy Azula opowiedziała mi o osobach, które to spaliły kuchnie,
roześmiałam się tak, że nie mogłam przestać się śmiać. Kiedyś co prawda
słyszałam o podobnej historii, ale nie śmiałam się tak jak teraz.
Najwyraźniej była to sprawka Sans. Bo jak opowiadała to machała rękoma i
robiła przeróżne miny, a jej ton głosu zmieniał się raz na wysoki, a
raz to na niski. Przy Sans nie dało się nudzić.
- To co teraz? - spytałam się, a dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. -
Jemy całe ciasto i twoje ciasteczka czy dzielimy wszystko na mniejsze
części, jemy od każdego po kawałku, a resztę rozdamy dzieciom?
<Sans?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz