niedziela, 3 lipca 2016

Od Hisaki'ego CD Akise

Zamilkłem, wpatrując się w drzwi. Niby co mam powiedzieć księżniczce? Rodzice chcieliby, bym dołączył do Dworu Dnia w razie ich śmierci, więc proszę mnie przyjąć? Nie miałem pojęcia, jakich argumentów użyć w rozmowie, jeśli księżniczka się nie zgodzi. W zamyśleniu wyłamywałem sobie palce. Wtedy poczułem dłoń Akise na moich włosach. Spojrzałem w górę.
- Dobrze Hise… Jesteśmy przed drzwiami księżniczki, wejdziesz tam i błagam cię, tym razem nie nabrój tam niczego, gdybyś czegoś potrzebował zawołaj mnie, chyba nie będę ci tam potrzebny, nikt nie powinien cię tam zjeść.
- Jasna sprawa! - uśmiechnąłem się, uspokojony. - Dzięki, Akise!
Ścisnąłem w pasie chłopaka, aż wydał z siebie zduszony jęk.
- Hisaki, miażdżysz... mi... żołądek - wykrztusił, próbując mnie od siebie oderwać.
- Dziękuję! Przepraszam! Dziękuję! - ścisnąłem go jeszcze mocniej i puściłem, co Akise przyjął z dużym westchnieniem ulgi.
Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka zaciekawionym spojrzeniem. Ujrzałem dużą salę, ze zdobionymi kolumnami i dużą ilością ozdób. Na szczęście nie było żadnych dywanów, o które mógłbym się przewrócić. Na końcu sali na okazałym tronie siedziała dziewczyna o niebieskawych włosach. Zdziwiło mnie to. To niby ma być księżniczka? Młoda jakaś.
- No właź... - syknął Akise, wpychając mnie do środka, co zaowocowało oczywiście wyłożeniem się na podłogę. Drzwi rozwarły się szybko, uderzając w przeciwległą ścianę z donośnym hukiem, który poniósł się echem po korytarzach.
Z moją twarzą nie mogło być dobrze po tylu upadkach jednego dnia. Ale już się przyzwyczaiłem, więc błyskawicznie podniosłem się i beztrosko podążyłem naprzód. Zbliżyłem się do księżniczki, która było obstąpiona służkami donoszącymi wachlarze, przekąski i napoje. Wszystkie, nie wyłączając władczyni, patrzyły na mnie w osłupieniu. Jednej ze służących wypadłą z ręki kiść winogron, plaskając cicho o ziemię.
Popatrzyłem na kobietę z uśmiechem, na co ta odwróciła z zakłopotaniem wzrok i szybko schyliła się po upuszczony owoc i wycofała się w ukłonach, przepraszając raz za razem.
- Kim jesteś, żeby wtargać do mojej komnaty w ten sposób? - Od strony tronu dobiegł podniesiony głos księżniczki. Służki rozstąpiły się bez słowa, kiedy dziewczyna podniosła się i zmierzyła mnie zimnym wzrokiem.
- Mam na imię Hisaki Makoto. Moje efektowne wejście było niezamierzone - skłoniłem się, tak jak uczono mnie w domu. - Proszę o wybaczenie!
- Uprzedzano mnie, że możesz być nieco... zbyt energiczny. Musisz być synem Eiji'ego Makoto. Witaj na moim Dworze. Informator i inni członkowie będą ci służyć pomocą. Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze czuł. W razie jakiegokolwiek problemu zwróć się do mnie, miej na uwadze jednak, że często jestem zajęta i mam na głowie sprawy Dworu.
- Rozumiem, Wasza Wysokość. - Wyprostowałem się i z uśmiechem podbiegłem do drzwi, potykając się jak zwykle.
Zamknąłem za sobą cicho drzwi, wpatrując się w niewielką szparę między nimi a ścianą. Księżniczka patrzyła wprost na mnie. Wzdrygnąłem się.
- Myślałem, że będzie starsza - powiedziałem do Akise, który z rękami w kieszeniach i ulgą wymalowaną na twarzy opierał się o ścianę. Kiedy wyszedłem, od razu do mnie dopadł i potrząsnął za ramiona.
- Cicho! Rany boskie, już myślałem, że po tobie, jak tam wpadłeś w ten sposób - westchnął i złapał się za serce. - Mało zawału nie dostałem, wiesz, że taki spokojny człowiek jak ja nie może mieć tylu wrażeń jednego dnia? Proszę, bardziej na siebie uważaj, bo dosłownie co godzinę wpadasz w nowe kłopoty!
- Dobrze, już dobrze... - wymamrotałem. - Ale nie gniewasz się, co? - Spojrzałem na Akise wielkimi oczami z niewinną minką.
- Nie - westchnął i potargał mi włosy ręką.
Wziął mnie za rękę i poprowadził z powrotem do swojego pokoju. Kiedy już weszliśmy do środka, usiadłem na łóżku, machając nogami. Do podłogi jeszcze trochę mi brakowało. Jun spał zwinięty na kołdrze, mrucząc cicho. Najwyraźniej miał jakiś przyjemny sen.
Akise poszedł gdzieś, mówiąc, że za chwilkę wróci, więc zacząłem potajemne zwiedzanie pokoju. Nie było w nim zbyt dużo rzeczy, ale za to były bardzo ciekawe. Na przykład dwa miecze schowane głęboko w szafie, pod czterema pudełkami i owinięte starą kurtką.
- Suuuper! - wykrzyknąłem, uśmiechnięty od ucha do ucha. - Nie rozumiem, dlaczego schował takie dwa cuda...
Podniosłem jeden wysoko, gdyż dwa były dla mnie za ciężkie, celując w sufit i wyobrażając sobie, że łóżko jest wielkim demonem, którego muszę pokonać. Wrzasnąłem wojowniczo i zamachnąłem się. Miecz przeważył się i pociągnął mnie za sobą, czego skutkiem wykonałem obrót i wylądowałem na plecach. Jun obudził się i spojrzał zamglonym wzrokiem na mnie rozłożonego na podłodze.
- Nie poddam się, Jun! - krzyknąłem, wstając i podnosząc oręż. - Będę najlepszy i będę zabijał demony jak mój tata.
Kot miauknął zdezorientowany, patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem. W tym samym momencie zorientowałem się, że miecz wykręca mi rękę swoim ciężarem. W ostatniej chwili uratowałem podłogę przed zrobieniem w niej dziury, przerzucając miecz na ramię. Wskoczyłem na łóżko i stanąłem obok kota patrzącego na mnie jak na wariata.
- Zostanę kolejnym wielkim wojownikiem z mojego rodu! - Wywinąłem mieczem nad głową. Jako tako umiałem się nimi posługiwać, bo sam często bawiłem się z przyjaciółmi drewnianymi zamiennikami.
W tym samym momencie jakimś cudem ostrze wypadło mi z rąk i poszybowało łukiem w stronę poduszek. Rozpruło je, uwalniając w powietrze chmurę białego pierza.
- O nie! - Rzuciłem się w stronę miecza, ale potknąłem się i kopniakiem posłałem broń jeszcze dalej.
Kompletnie nic nie mogłem zobaczyć, wszędzie latało pierze, Jun skakał ze zjeżonym grzbietem wokół mnie, łapiąc fruwające piórka i wyglądając jak wkurzona kaczka, którą oskubano w całym tym zamieszaniu. Usłyszałem huk, gdy kot przewrócił jakiś stołek, który z kolei popchnął drugi miecz, który poleciał w stronę okna, które rozbiło się w drobny mak, a miecz wyleciał nie wiadomo gdzie w powietrze.
- Porządek! Pióra! Jun! Pióra! Stołek! Miecz! Okno! Szyba! - Biegałem w te i wewte przewracając się i potykając, nic nie widząc.
Dopadłem błyskawicznie do pustej okiennicy i spojrzałem w dół. Były tam jakieś krzaki obsypane w tej chwili szkłem błyszczącym od promieni słonecznych.
Uznałem, że nie warto teraz po niego biec i po prostu zacząłem zbierać w ekspresowym tempie kupki piór, które znajdowały się dosłownie na wszystkim w pokoju. W rogu poruszała się jakaś większa kupka, szamocząc się szaleńczo.
Drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich ręka trzymająca miskę z sałatką. Zamarłem w bezruchu. Po chwili otworzyły się szerzej i ukazał się w nich Akise skupiony na balansowaniu talerzami z jedzeniem i szklankami z piciem, tak, by się nie przewrócić.
- Em, Akise... To niechcący! - uprzedziłem jego szok, który mógłby zostać wywołany chwilę później. - Może pójdziemy na spacer? Wydaje mi się, że twój miecz wylądował gdzieś na dole... - dodałem ciszej, widząc oniemiałe spojrzenie chłopaka.

Asaki? Nie bij ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz