Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Zatem chodźmy, zapraszam.
Wychodząc z altany z widokiem na ogród w kierunku Dworu rozmawialiśmy na różne tematy nie mając okazji spotkać nikogo innego, chociaż to różnie z tym by mogło by być. Gdy doszliśmy pod moją komnatę, zaprosiłam go do środka, ciesząc się, że miałam okazję wcześniej zrobić ciasto. Ledwie usiadła ja już kroiłam mu kawałek i podałam na talerzyku z sztućcami do wyboru- ciasto miało to do siebie, że zależnie od preferencji, można było je jeść widelczykiem albo łyżeczką. Patrzył chwilę na deser, aż musiałam się roześmiać.
-Spokojnie, nie jest zatrute.
W końcu wziął kęs z jakby pewna ulgą przełknął kawałek zanim coś powiedział.
-Dobre. Skąd masz przepis?
-Rodzinny, ciotka raz mi go pokazała przy jakiejś okazji. Moja mama bardzo je lubiła z tego co wiem.
-To ona nauczyła cię piec?- Poczułam nieprzyjemny skurcz w okolicach serca.
-Nie, sama się uczyłam robić wszystko. Brat był za mały a ojciec wiecznie zajęty i zamknięty w swoim laboratorium.
-A co z nią?
-Nic- westchnęłam.- Była dobrą kobietą, żoną i matką. Ostatni raz widziałam ją mając trzy lata.
-Co się stało?- Zapytał kiedy usiadłam kładąc przed sobą swój kawałek.
-Podczas jeden z bitew, szesnaście lat temu brała udział jako jeden z dowódców. Jeden z wyższych rangą miał zawieść list do króla o krokach przeciwnika i wpadł w zasadzkę. Pomogła mu dając mu czas na dostarczenie listu ale sama wkrótce została zamordowana gdy jeszcze czyściła mu drogę- uśmiechnęłam się smutno.- Przynajmniej wiadomość została dostarczona i walka została wygrana.- Arial Skeleton robiła co mogła. I udało jej się to, płacąc najwyższą cenę.
<Rhys? ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz