Szanuje szaleństwo. Ale jaki idiota idzie w coś tak oczywistego? Odliczałam w duchu ile zejdzie do ataku i nawet nie doszłam do 5 a już otoczyło go kilka dryblasów. Zaskakujące? Otóż nie.
Znudzona podeszłam bliżej odpychając najbliższego z drogi.
-A co taka damulka tu robi?- Zapytał głupkowato ten, który aktualnie trzymał mocno Aidena. Westchnęłam patrząc na nich z zaciekawieniem.
-Naprawdę jesteście tacy chętni na bijatykę na rynku? Na głównym rynku? Pod okiem straż księcia?
Wszyscy zdrętwieli. Zabawna reakcja. Rozprostowałam ręce nie przejmując się nimi.
-Proponuje walkę poza widokiem osób trzecich, co wy na to?
-Sans nie pomagasz- mruknął Aiden. Uniosłam brew do góry.
-Nie słuchałeś to masz- mruknęłam po czym dodałam głośniej- to jak panowie? Idziemy z dala od ludzi?
-Babka też zamierza walczyć?
-Nie wtrącam się do pewnego momentu. Więc co zrobisz Aiden?
Patrzyłam na niego czekając na reakcję. Jeśli chce przeżyć, musi mi zaufać. Eh, same problemy z dłużnikami...
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz