Droga powrotna z bazaru bardzo dłużyła mi się. Wybrałem się
na niego chcąc zobaczyć, co sprzedają w takich miejscach. Jakoś udało mi się wmieszać
w tłum ludzi, choć nie byłem do tego przyzwyczajony. Jakiś czas w więzieniu
upośledził mnie trochę jeżeli chodzi o zachowania w dużej grupie. Właściwie..
nie różniłem się od nich zbytnio. Miałem tylko „bogatszy strój” oraz białe
włosy. Na oko raczej nikt zbyt wielkiej uwagi nie sprawdzał, zwłaszcza, że
szedłem lekko zgarbiony oraz z lekko opuszczoną głową.
Około południa postanowiłem szykować się do drogi powrotnej.
Czekał mnie troszkę sporawy kawał drogi. Dwór Dnia nie był zbyt blisko od tego
miejsca. Byłem tu jednak tak długo, że zdążyłem ogarnąć już jakieś skróty
prowadzące przez ciemne, opustoszałe uliczki. Nie zaprzeczam i nie wątpię, że część
z nich mogła być nawet opuszczona w sensie zamieszkania. Kamienice tam
wyglądały ohydnie i czasem dreszcze przechodziły mi na samą myśl, co w ich
środku zaszło. Serce me jest bowiem wrażliwe na cierpienie niewinnych, bo tacy
również przeżywali tu katusze.
Szybkim krokiem uciekłem z główniej ulicy i wszedłem w
poboczną. Zwątpiłem w to, żeby ktoś mnie śledził. Zdarzali się tacy, ale byli
nieudolni. Pewnie chcieli mnie okraść, ale faktem jest, że jeżeli nie idę po
jakąś konkretną rzeczy, to pieniędzy nie mam. Broń jednak znała swoje miejsce w
mym płaszczu. Tak więc problemu w razie ataku nie było. Regeneracja umożliwiała
mi też to, że mniej mogłem uważać podczas walki.
Gdy skręciłem na skrzyżowaniu uliczek, do mojego nosa
doszedł niezbyt przyjemny zapach piwa. Oznaczało to, że ktoś za mną szedł. Niezły
był.. to musze mu przyznać.
Ledwo udało mi się go wyczuć, a narobiło się za mymi plecami
tyle halsu, że spokojnie obudziłoby to niedźwiedzia ze snu zimowego.
Spojrzałem za siebie, rękę wkładając z płaszcz i łapiąc za rękojeść
swej broni w razie ataku. Ujrzałem jednak dziewczynę..
- Wybacz nie
powinieneś tego zobaczyć, ale on musiał ponieść konsekwencje za to co zrobił
kilku osobom – szybko wyrzuciła z siebie słowa.
Spojrzałem na nią, bardzo uważnie. Zaciekawił mnie fakt jej
obecności. Niczym się jednak nie przejmując, wyciągnąłem jednego papierosa i
zapaliłem go przy niej, odrzucając na bok maniery.
- Nic się nie stało – odparłem sucho. – Nawet dałbym
sobie radę, mimo faktu, że posiada on broń palną.
Spojrzałem na kałużę krwi i
kopnąłem pistolet. Zaciągnąłem się dymem, a potem wypuściłem jego kłębek.
- Nie jesteś człowiekiem? – spytała prosto z
mostu dziewczyna.
- Czyli nie tylko moi znajomi są wyjątkowi, że
tak to określę, co? – odpowiedziałem pytaniem a pytanie.
Spotkana osóbka kiwnęła lekko
głową. Zaciągnąłem się jeszcze kilka razy petem, a potem zdeptałem go.
- Chciałabyś może wybrać się do lasu ze mną? –
spytałem, a następnie zmieniłem się w konia.
Nie miałem nic przeciwko poznaniu
kilku osób.
(Akane?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz