Rozejrzałem się po okolicy. Staliśmy właśnie obok drogi, między domkami. Z jednej strony zaczynało się miasto, z drugiej zaś pola uprawne. Spojrzałem na Sans, która z nieco dziwnym uśmieszkiem stała, jakby zamyślona. Skoro ona może używać mocy, to ja raczej też. Podniosłem z ziemi niewielki, szary kamyk. Zmierzyłem go wzrokiem, a po chwili rzuciłem gdzieś na drogę. Wystawiłem rękę i skupiłem się. Na początku nic się nie działo, lecz gdy chciałem się już poddać, kamień przyleciał i przywarł do mej dłoni. Czyli działa. Przyjrzałem się Sans.
- Mam pytanie - powiedziałem.
- Hm? - Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
- Jakie masz jeszcze inne moce prócz teleportacji?
Sans stała spokojnie, choć na jej twarzy dostrzegłem cień zaskoczenia. Białowłosa podparła ręką podbródek, w zamyśleniu. Po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy odparła:
- Dowiesz się, jak mnie mocno zdenerwujesz.
- To od czego by tu zacząć...
Dziewczyna otworzyła nieco szerzej oczy.
- Ty tak na serio?
- Oczywiście, a czego się spodziewałaś? - Uniosłem brew do góry, jak to robią zwykle ludzie.
- Ja bym na twoim miejscu nie wywoływała wilka z lasu.
Zmrużyłem oczy. No, może trochę racji ma. Nie mam broni, poza tym w pobliżu jest mało budynków, ewentualna ucieczka jest niemożliwa.
- No dobra, sprawdzę to kiedy indziej - powiedziałem po chwili. - Tak w ogóle, gdzie się znajduje gospoda Grillby'ego?
Sans słysząc to pytanie uśmiechnęła się lekko.
- A, niedaleko, ale spokojnie, w każdej chwili mogę nas...
- Aha - przerwałem jej. - W takim razie przejdziemy się.
Ruszyłem w stronę miasta. Gdy zauważyłem, że Sans nie idzie za mną, zatrzymałem się i odwróciłem się do niej, pytając:
- Idziesz?
- Tak - odparła dziewczyna, doganiając mnie. - Tylko wiesz, może straż przestała się za mną uganiać, ale ty nadal jesteś poszukiwany.
- Póki jestem z tobą, nic mi się nie powinno stać.
- To czy nie lepiej będzie, jeśli nas przeniosę magią? Będzie o wiele szybciej.
- Chcę poznać te tereny, aby następnym razem się nie zgubić.
Zarzuciłem na głowę kaptur. Wraz z Sans udaliśmy się do miasta.
- Wybrałam dłuższą drogę, na około, jakby co - rzekła Sans. - W końcu chciałeś poznać miasto.
- Jasne - odparłem. - Nigdzie mi się nie spieszy.
Dziewczyna szła z przodu spokojnym, spacerowym krokiem. Dłonie miała schowane w kieszeniach swej niebieskiej, chyba za dużej, bluzy. Zgrabnie wymijała stojących na jej drodze przechodniów. Ja cały czas podążałem za nią, również z rękami w kieszeniach i twarzą nieco przysłoniętą przez kaptur i jego cień. Uważnie przyglądałem się wszystkiemu, choć ludzie nieco przysłaniali mi widok. Nagle kątem oka dostrzegłem coś błyszczącego na wąskim przejściu między dwoma budynkami. Zatrzymałem się i przyjrzałem się tej rzeczy. Był to złoty pierścień. Od razu przypomniał mi się tamten, który straciłem.
- Ej, Sans - powiedziałem.
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na mnie. Po chwili podeszła bliżej, pytając:
- O co chodzi?
Ruchem głowy wskazałem jej samotnie leżący pierścień. Sans popatrzyła na niego lekko zawiedziona.
- Przecież to tylko... - przerwała i zmierzyła mnie wzrokiem. - Słuchaj, wiem, co zamierzasz zrobić. Nie pomyślałeś jednak, że to może być pułapka?
- Pomyślałem - odparłem. - Ale co, jeśli to nie jest pułapka?
- Ta, a ten pierścień przypadkiem znajduje się na środku tej wąskiej uliczki.
- Wszystko jest możliwe. A nawet, gdyby to była pułapka, to bym uciekł.
- A co, gdyby cię złapali?
- Wtedy ty byś mi pomogła.
Dziewczyna nieco skrzywiła się.
- A co by było, gdybym jednak ci nie pomogła?
Spojrzałem na nią obojętnie.
- Co, czyli te dwa czy trzy razy, kiedy mi pomogłaś, to były po prostu przypadki?
Sans milczała. Skierowałem wzrok na pierścień i powoli ruszyłem w jego stronę. Niedawno mówiła, że przydam jej się jeszcze. Oby się nie rozmyśliła.
<Sansity?> Aiden chyba lubi wplątywać się w tarapaty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz