Spojrzałem na Sans, która z lekkim uśmiechem na twarzy wyczekiwała mej odpowiedzi. Chwilę później odparłem obojętnie:
- Ta, z wielką chęcią pomogę.
W końcu w przeciwnym razie to raczej długo tu nie pobędę. Grillby uśmiechnął się szeroko. Wstał i poprawił swoje ubranie, mówiąc:
- Wiesz, teraz przypomniało mi się, że mam robotę w środku. Mógłbyś sam się tym zająć?
Jego wesoły uśmiech stał się bardziej niepewny. Szczerze mówiąc, niezbyt byłem zadowolony z tego, że całą robotę zrzucił na mnie. W pewnym stopniu byłem gościem, mimo iż ukrywałem się przed glinami i miałem w zasadzie jakoś ,,odwdzięczać się'' za nocleg. Przez jakiś czas patrzyłem prosto w oczy mężczyzny. Grillby na początku był lekko zmieszany, potem nieco spoważniał. Sans przyglądała się nam, raz patrzyła na mnie, za chwilę na Grillby'ego i tak w kółko. Na jej twarzy malowało się średnio widoczne zaciekawienie. W końcu znudziło mi się ciągłe stanie i patrzenie na twarz bruneta. Z nieznanych przyczyn niezbyt ufałem temu facetowi. Niby był tam znajomym Sans, która mi w jakimś stopniu pomogła w ucieczce. Według mnie jednak jego twarz wyglądała, jakby zamierzał mnie za chwilę wydać. Miałem tylko nadzieję, że tego nie zrobi. Po minucie, która w tej ciszy ciągnęła się dosyć długo, powiedziałem:
- Jasne, w końcu na razie nie mam żadnych planów na dziś.
Grillby uśmiechnął się, tak samo jak Sans.
- Dzięki. Za gospodą jest stos drewna - odparł brunet i odszedł.
Kiwnąłem głową, po czym wyszedłem na zewnątrz. Białowłosa podążyła za mną. Zatrzymałem się za gospodą i zmierzyłem wzrokiem stos drewna. Wezmę jakieś trzynaście kawałków, powinno wystarczyć na dzisiaj. Wziąłem niewielką siekierę i zważyłem ją w dłoniach. Chwilę później zacząłem rąbać drewno. Sans stała obok i przyglądała mi się w milczeniu. Po jakimś czasie wyprostowałem się i otarłem pot z czoła.
- Nieźle ci idzie - przyznała dziewczyna.
- A czego się niby spodziewałaś? - spytałem, odwracając głowę w jej stronę.
- Wiesz, nie spodziewałam się, że złodziej będzie dobry w obowiązkach gospodarczych.
Wbiłem siekierę w pieniek i oparłem się o nią.
- Słuchaj, nie od urodzenia jestem złodziejem. Wcześniej mieszkałem z rodziną i pomagałem jej w czym popadnie.
- A czemu teraz kradniesz?
- A czemu ludzie kradną?
Sans podparła ręką podbródek w zamyśleniu. Po chwili odparła:
- Żeby skradzione rzeczy potem sprzedać i być bogatym.
- Co, żarcie też kradną, żeby potem sprzedać? - zapytałem ironicznie. - Nie wiem, ilu ty złodziei spotkałaś, jednak ja nie należę do tych, co kradną, żeby być bogatym i żeby inni zazdrościli, jasne?
- To po co...
- Skończmy ten temat.
Nastała cisza. Chwilę później kontynuowałem rąbanie. Sans trochę niepewnie na mnie spoglądała, aż w końcu odezwała się.
- Sorry, Aiden, za tamto z tym pierścieniem. Ty byś pewnie podobnie zareagował na moim miejscu. W końcu kiedy wiesz, że w danej gospodzie ukrywa się złodziej i nagle komuś coś ginie, to raczej będziesz podejrzewał tego gościa.
Tak mocno zamachnąłem się siekierą, że po rozdzieleniu kawałku drewna na pół wbiła się w pieniek.
- Nic się nie stało - mruknąłem, próbując wyciągnąć siekierę, jednak na marne.
Zakląłem cicho i zacisnąłem pięść. Wtem zdałem sobie sprawę, że Sans nieustannie mi się przygląda. Poprawiłem swój kucyk, przy okazji sprawdzając, czy pierścień jest na swoim miejscu. Po raz kolejny zakląłem, gdy w pewnym miejscu poczułem chłodne złoto. Na szczęście prześwit był niewielki. Szybko zakryłem pierścień szmatką i poprawiłem rzemyk. Cholera, mam nadzieję, że Sans niczego nie widziała. Spojrzałem na białowłosą. Jej twarz nie zdradzała żadnego podejrzenia, jednak kto wie, o czym wtedy myślała?
Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia siekiery zrezygnowany westchnąłem. Zacząłem zbierać porąbane drewno, po czym podszedłem do dziewczyny. Tamta spojrzała na mnie pytająco.
- Pomóż mi, w końcu wszystkiego nie zmieszczę na rękach - powiedziałem.
<Sans?> ,,Wcale" niczego nie widziałaś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz