Stałem w bezruchu i patrzyłem, jak Sans znika. Czyli jednak widziała? Poprawiłem ręką szmatkę na pierścieniu i naciągnąłem na nią rzemyk.
- Coś się stało? - usłyszałem czyjś głos za plecami.
Odwróciłem się gwałtownie i odskoczyłem jak poparzony. Szybko sięgnąłem ręką do kieszeni w poszukiwaniu sztyletu, zapomniałem jednak, że straciłem go po złapaniu. Zakląłem pod nosem i spojrzałem na Grillby'ego, który wyglądał na nieco zmieszanego.
- Spokojnie, to ja, Grillby - rzekł, uśmiechając się lekko.
- Wiem - odparłem.
- Opuściłeś drewno. Coś się stało?
Zamyśliłem się, lecz po chwili odparłem:
- Potknąłem się i straciłem równowagę. Poza tym powinienem już wrócić do piwnicy.
- Niby po co? - spytał zaciekawiony mężczyzna.
- Sans mówiła, że zaraz straż rozpocznie patrol.
Wyminąłem Grillby'ego i, zostawiając porozrzucane drewno, ruszyłem do swego pokoju.
Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit, uważnie nasłuchując wszystko, co działo się na górze. Prócz głośnych rozmów niczego nie mogłem usłyszeć. W końcu podniosłem się i spojrzałem na wiszący na ścianie zegar. Siedzę tu już od godziny, raczej mogę wyjść. Zachowam jednak w razie czego ostrożność. Wstałem i ubrałem buty, po czym opuściłem pokój. Wolnym krokiem wszedłem po schodach. Zatrzymałem się za rogiem i ostrożnie wychyliłem głowę, rozglądając się po głównej sali. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. Zrobiłem krok do przodu. Nagle drzwi otworzyły się i do gospody weszło dwóch mężczyzn w charakterystycznych dla straży ubrań. Szybko schowałem się za ścianą. Odczekałem chwilę, a następnie odwróciłem głowę i spojrzałem na strażników. Rozmowy nieco ucichły. Goście starali zachowywać się normalnie, lecz ukradkiem spoglądali na przybyszów.
- Dzień dobry! - powiedział wesoło Grillby. - Co panów sprowadza do mej gospody?
- Szukamy złodzieja - odparł jeden ze straży. - Jest to młody chłopak, dość niski, z włosami związanymi w kucyk i w czarnym płaszczu. Widział go pan?
Dość niski... Wcale taki nie jestem!
- Jaki szczegółowy opis - odezwał się ktoś za moimi plecami.
Odwróciłem się i spojrzałem na Sans, która stała tuż obok mnie. W duchu odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że to tylko ona.
- Wcale nie jest szczegółowy - mruknąłem, ponownie spoglądając na straż.
- Dlaczego? Przecież nosisz czarny płaszcz, masz włosy związane i jesteś niski.
Prychnąłem i zmrużyłem lekko ze złości oczy.
- Lepiej weź się przymknij, bo jeszcze nas nakryją.
Nagle jeden ze strażników odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Szybko całkowicie schowałem się za ścianą. Po chwili zbiegłem po schodach.
- Przyganiał kocioł garnkowi - usłyszałem za sobą głos Sans.
Odwróciłem się, lecz dziewczyny nie było. Pewnie przeteleportowała się w bezpieczne miejsce. Gdy usłyszałem zbliżające się kroki, wbiegłem do swego pokoju. Rozejrzałem się po nim w poszukiwaniu rzeczy należących do mnie. Na szczęście przypomniałem sobie, że takowych nie posiadam. Pościeliłem szybko łóżko, by wyglądało na nieużywane. Szkoda, że nie ma na nim kurzu. Sprawdziłem, czy pierścień jeszcze trzyma się na moim kucyku. Na szczęście był na swoim miejscu. Nagle zamek w drzwiach głośno kliknął. Skorzystałem ze swej mocy i przywarłem do sufitu. Po chwili do pokoju weszła straż wraz z Grillbym. Mężczyźni w mundurach zaczęli sprawdzać cały pokój.
- Czy ktoś tu mieszkał niedawno? - spytał wysoki blondyn, sprawdzający pod łóżkiem.
- Jakiś biedak , jednak dwa dni temu opuścił gospodę - odparł Grillby.
Przeszukiwania szybko dobiegły końca. Zresztą nie było czego przeszukiwać. Na szczęście nikt w ogóle nie patrzył w górę. Gdy straż wraz z gospodarzem opuścili pokój, odetchnąłem z ulgą. Mam szczęście. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem jednak weszła tylko Sans. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, mówiąc:
- Jakież to dziwne, że nikogo ani niczego nie znaleźli w tym pokoju. Punkt na ukrywanie się.
Zeskoczyłem na podłogę tuż za Sans. Białowłosa odwróciła się i z ledwo widocznym zaskoczeniem spojrzała na mnie. Chwilę później skierowała wzrok na sufit, po czym z powrotem na mnie.
- Ciekawe - rzekła. - Proste, a ciekawe.
- O co chodzi? - spytałem obojętnie.
- Miejsce, gdzie się ukryłeś. Naprawdę, niektórzy chyba są ślepi.
- Sugerujesz, że moja kryjówka była beznadziejna?
- Ależ skąd!
Sans pomachała rękami w geście obronnym.
- No, może trochę racji masz - dodała po chwili.
Spojrzałem na nią nieco zezłoszczony. Chwilę później złagodniałem.
- Skoro tu weszłaś, to chyba tamci sobie poszli, nie? - zapytałem.
<Sans?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz