piątek, 11 listopada 2016

Od Ruby CD Sansity

Białowłosa dziewczyna, którą widziałam tuż przed tym, jak straciłam przytomność stała nade mną, bacznie mi się przyglądając. Jej usta zdobił szeroki uśmiech. Poderwałam się jak opętana i zauważyłam, że leżę na stukoczącym pod wpływem mojego ruchu białym łóżku. Przesunęłam oczami po całym pomieszczeniu. Wszystko było białe: ściany, stolik w rogu, inne puste łóżka niedaleko mojego, umywalka w rogu pokoju. Gdyby nie fakt, że moja pościel miała kolor niebieski, przysięgam, że od nadmiaru bieli zemdlałabym jeszcze raz. Ale co tam kolorystyka, JA ŻYŁAM! Nigdy nie byłam bardziej zadowolona z tego faktu. Wryłam wzrok w moją towarzyszką, która zdaje się, coś do mnie mówiła.
- … Hej, nie wiesz jak przywitać nowego kumpla? - rzekła śmiejąc się. Moje oczy zapewne były w tamtym momencie ogromne przez zdziwienie.
- Cześć... - burknęłam cicho. - Przepraszam, nie skupiłam się, a coś mówiłaś... Chyba.
- No tak. Czekaj, zacznę od początku. - pstryknęła palcami i zniknęła. Co tu się właśnie stało?! Pomyślałam drapiąc się po głowie. Usłyszałam pukanie do drzwi, a kiedy zostały otwarte, ponownie zobaczyłam tą dziewczynę. - Czołem! - zawołała radośnie, podczas gdy ja zaczęłam rozważać, czy aby na pewno żyję, a ta cała sytuacja ma miejsce. - Jestem Sans, a ty? - pierwsze pytanie, już zaczęły się schody. Bo ja tak właściwie byłam bezimienna. Przypomniałam sobie jednak o moim medalionie. Miał wygrawerowane jakieś imię. Tylko jakie? No myśl, myśl! Już wiem!
- Ruby.
- Ładne imię. No więc Ruby, jesteś w stanie rozmawiać? Mam kilka pytań.
- Ja też. Pierwsze brzmi, gdzie jestem?
- Musiałam zanieść cię do szpitala, byłaś w opłakanym stanie. Straciłaś tyle krwi, że uratowali cię cudem. Nawet nie wiesz jak popularna się stałaś. Wszyscy mówią tylko o tobie. Nie dziwne w sumie, nie co dzień znajdujemy ledwo żywą dziewczynę przed Dworem.
- Czyli jednak dobrze myślałam. Dwór nocy, hę?
- Dokładnie, a powiedz mi jeszcze... - Sans zamilkła niespodziewanie. W całkowitej ciszy dało się idealnie usłyszeć słowa zza drzwi.
- Wybudziła się już? - pytał jakiś męski, głęboki głos.
- O nie – szepnęła do mnie białowłosa. - Miałam mu powiedzieć.
- Komu? - drzwi otworzyły się ze skrzypieniem i do pomieszczenia wszedł wysoki, blady mężczyzna odziany w czerń. Może mi się wydawało, ale widziałam wokół niego ciemną poświatę. Na sam jego widok, moje ciało przeszedł dreszcz chłodu.
- Jak się czujesz? - spytał, a jego błękitne oczy jakoby dwa świdry przeszyły mnie na wylot.
- O dziwo, naprawdę dobrze – dotknęłam bandażu na swojej ranie. Nie czułam żadnego bólu. Tutejsi medycy muszą być naprawdę wybitni.
- Mam do ciebie kilka pytań Ruby
- Skąd wiesz jak się nazywam?
- W przechowalni są twoje rzeczy. Właściwie ostał się tylko złoty medalion i jakiś nóż. Ubrania były w opłakanym stanie, więc kazałem je wyrzucić – co, pomyślałam, jak to kazał wyrzucić? Myśli sobie, że będę paradować przez te wszystkie miasta z zabandażowanym biustem i jakimiś fikuśnymi spodniami? Mężczyzna chyba dostrzegł zmianę mojego wyrazu twarzy, bo od razu dodał – ale bez obaw, dostaniesz nowe.
- Jakoś za dobrzy jesteście, jak na TYCH ZŁYCH. Gdzie jest haczyk?
- Haczyka jako takiego nie ma. Chcę tylko, żebyś odpowiedziała mi na kilka pytań.
- Myślałam, że ona tu jest od pytań – wskazałam na siedzącą obok mnie Sans, która beztrosko machała sobie nogami.
- Nie, od pytań jestem ja. Pamiętasz jak się znalazłaś pod Dworem Nocy?
- Przyjaciel mnie tam zaniósł.
- Dlaczego akurat tam, a nie do szpitala?
- Ludzie uciekali gdzie pieprz rośnie. Ryglowali drzwi, zasłaniali okna. W szpitalu pewnie też by tak było.
- Dlaczego?
- Bo ludzie się go boja.
- Twojego przyjaciela, tak? – przytaknęłam skinieniem głowy – A gdzie on teraz jest?
- Nie mogę powiedzieć
- A może pamiętasz jakiegoś demona? - spytała nagle Sans, która z uwagą przysłuchiwała się mojej rozmowie z nieznajomym. - Widziałam jednego przy tobie wtedy, w nocy. Nigdy nie spodziewałam się, że któryś podejdzie tak blisko naszego Dworu. Przecież to samobójstwo.
- On cię tak urządził?
- Nie! - pisnęłam – Necro by nigdy tego nie zrobił. On mnie tam zaniósł. Kazałam mu uciekać, bo wiedziałam, że byłam zbyt słaba. Nie dałabym rady powstrzymać mieszkańców Dworu przed zabiciem go. - oboje spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
- Ty się przyjaźnisz z demonem? - znów przytaknęłam głową. - I cię nie zabił? Jak to możliwe?
- Sami zadajemy sobie często to pytanie. Tak jakoś wyszło. Nasze pierwsze spotkanie było bardzo, że tak powiem nietypowe.
- Proszę, opowiedz o tym? Jak w ogóle wyglądają wasze relacje?
- To dziwna historia, ciężko uwierzyć, ale żyję od dwóch i pół roku, znaczy chyba. Po prostu obudziłam się któregoś dnia pod murem. On przez niego przechodził. Nie miałam pojęcia czym jest, ani nie odczuwałam strachu, moimi oczami był piękny. Podeszłam i pogłaskałam go. Może wyczuł, że jestem tak samo pusta w środku. Nie mam pojęcia, to jakaś taka nierozerwalna więź wytworzona od pierwszego wejrzenia. Początkowo żyliśmy w wiosce nieopodal muru. Zabiliśmy rodzinę mieszkającą najbardziej na uboczu. Necro chronił mnie przed innymi demonami, a ja jego przed takimi jak wy. Zabilibyście go nie dopuszczając do siebie myśli, że jest inny. - uśmiech zszedł z ust Sans, zastąpiony grobową powagą – Musieliśmy odejść z wioski, ale niezbyt nam się udało, widzicie, walka nożami z pięcioma ogromnymi bestiami, kiedy miało się przy sobie tylko noże, jest z góry przegrana. Gdyby nie Necro, zapewne zostałabym zjedzona.
- Demon jako zwierzątko domowe. A ja myślałam, że widziałam już wszystko.
- Przepraszam, ale skoro jest mi lepiej, mogę zacząć się zbierać  - wstałam z łóżka stawiając bose stopy na zimnych kafelkach. - Gdzie są te moje ubrania?
- Czekaj – zatrzymał mnie męski głos.
- Wybaczta, ale nie mam pieniędzy, ani żadnych kosztowności, którymi mogę wam spłacić moje leczenie – ubiegłam go myśląc, że brnie właśnie w ten temat. - Ale jestem pamiętliwa. Kiedyś się wam odwdzięczę. Obiecuję.
- Nie o tym mówię.  - rzekł ostrzej, najwyraźniej nienawidził, kiedy ktoś wchodził mu w słowo. - Może chciałabyś do nas dołączyć? Przydałby nam się ktoś, kto potrafił oswoić demona.
- A Necro? Mogę zabrać go ze sobą?
- Jeśli tylko udowodnisz mi, że nie jest machiną do zabijania, nie będzie problemu, żeby również został.
- Piękny dzień dziś mamy – Stwierdziła Sans zerkając przez białe, szpitalne okno i westchnęła – kwiaty kwitną, ptaki śpiewają. W taki dzień jak ten, dziewczyny takie jak ty... - zadrżałam niczym liść na wietrze. Miałam wrażenie, że znam skądś te słowa. Jakby dejavu, wiedziałam, że kiedyś ktoś powiedział do mnie coś podobnego. - … Powinny dołączyć do Dworu Nocy – dodała uśmiechając się szeroko – To co ty na to?
- Najpierw muszę znaleźć Necra. - odrzekłam hardo. - Czy mogę wreszcie dostać jakieś ubrania? Nie chcę być grubiańska, ale te spodnie włażą mi w tyłek.

Kiedy pokazano mi drzwi przechowalni, zabrałam z niej mój nóż i medalion, a także ubrania, które na mnie czekały. Wprawdzie rzadko miałam okazję nosić sukienki, ale w czarnej, rozkloszowanej, wyglądałam całkiem nieźle. Najbardziej podobały mi się jej długie, koronkowe rękawy.  Buty miały mały obcasik. Nie spodziewałam się, ale były całkiem wygodne. Doprowadziłam jeszcze do porządku swoje włosy, po czym dołączyłam do nieznajomego i Sans.
- Obiecałam Necrowi, że spotkamy się z naszej wiosce.
- Idziemy z tobą – powiedziała pełna entuzjazmu białowłosa. - Gdzie jest ta wioska?
- Daleko na północy, najbliżej muru. Od jakiegoś czasu jest opuszczona. Podróż pewnie zajmie nam kilka dni,
- Spokojnie, znam skrót – Sans puściła mi oczko. Złapała mnie oraz tajemniczego mężczyznę za ręce i pognała przez siebie. Ledwo mrugnęłam, byłam tuż przed doskonale znaną mi wioską. Z daleka czuć było smród rozkładu, moi towarzyszom to najwyraźniej nie przeszkadzało. Bardziej skupili się na widoku. Ściany domów porastał już mech. Wszystkie drzwi pootwierane na oścież, zdradzały ślady szabrowania, niezmyta z budynków krew, zdążyła już zbrązowieć. Zwieńczeniem całokształtu były latające wszędzie muchy.
- Czy wy wymordowaliście całą wioskę?
- Nie, zrobiła to jakaś choroba. Właściwie nie sprawiło mi to wielkiej przykrości, jakiś czas żyłam chodząc po domach, zabierając jedzenie i ubrania. Przecież trupom były niepotrzebne. Necro zjadał ciała, żeby zaraza nie rozniosła się dalej.
- Jak przeżyłaś epidemię? - spytał mężczyzna, spoglądając mi badawczo w oczy.
- Nie umiem zachorować na nic. Zdarzało się, że jadłam surowe, często zepsute mięso i czułam się świetnie. -  zaczęłam rozglądać się za moim ukochanym przyjacielem. - NECRO! - krzyknęłam – Necro chodź, przyszłam po ciebie.
Ze stodoły w oddali wyłonił się czarny wilkopodobny demon o trzech parach czerwonych oczu. Podbiegł do mnie machając przyjaźnie kościstym ogonem. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. - Tęskniłam za tobą.
Moi towarzysze zamilkli.

<Rhys?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz