Oparłam się plecami o ścianę tuż obok drzwi jak tylko trafił na łóżko. Doprawdy, dziwny z niego typ. Same problemy z nim tak szczerze. Ale nic, może, MOŻE będzie z niego jakiś pożytek. Jak na razie, Grillby przyszedł z opatrunkami.
-Nie masz teraz klientów?- Zapytałam się unosząc brew w geście pytającym nie ruszając się z okupowanej ściany.
-Chwilowo zamknąłem gospodę, żeby zająć się nim. Jak to jest, że ilekroć trzyma się z tobą odkąd tu jest to co chwila obrywa?- Zapytał rozbawiony przemywając mu rany. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie słucha i obrywa od innych. Może jeszcze przez czysty pech czy przypadek jak wolisz.
-Kolego, naucz się jej ufać to przeżyjesz- podsumował roześmiany Grillby klepiąc go lekko po kolanie.
-Taa, jasne- mruknął. Łydką już się zajął, przez co ostatecznie skończyła w grubym opatrunku.
-Panowie wybaczą, muszę znikać. Na Dworze mam trochę do zrobienia- powiedziałam i wyszłam z ociąganiem.- Jak się uda, wpadnę jeszcze.
-Do później Sans. A właśnie. Papyrus dawał coś znać kiedy wpadnie?
-Podobno niedługo ma mnie odwiedzić, muszę do niego napisać.
-Dobrze, to znikaj.
-Skoro tak wolisz- stłumiłam śmiech po czym teleportowałam się od nich.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz