Sans zniknęła, zostawiając nas samych. Grillby spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- No, teraz na jakiś czas jesteś tu uziemiony - powiedział. - Miejmy tylko nadzieję, że straż cię nie wyłapie.
Popatrzyłem na nogę owiniętą bandażami, przypominając sobie słowa Grillby'ego: ...naucz się jej ufać, to przeżyjesz.
- Dzisiaj nikomu nie można tak po prostu zaufać - mruknąłem.
- Ale Sans nie jest taka, jak ci się wydaje - odparł brunet.
- Przeszłość ukształtowała we mnie nieufność i nikt jej nie usunie.
- Czyli mi też nie ufasz? - Mężczyzna uniósł brew.
Nie odpowiedziałem. Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać się w sufit. Grillby przez chwilę mi się przyglądał, aż w końcu westchnął i wyszedł z pokoju. Zaufać Sans... Jak na razie nie mam powodu, by to robić.
Minęły trzy dni od bójki. Miałem dość bezczynnego leżenia na łóżku. Choć Grillby przyniósł mi jakąś książkę, to i tak się nudziłem. Ciągle męczyła mnie myśl, że w każdej chwili może tu wtargnąć straż. Zawsze, gdy ktoś otwierał drzwi (a był to za każdym razem gospodarz), zrywałem się niczym poparzony, co kończyło się bólem w łydce.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na drzwi. Zakląłem cicho pod nosem i wstałem. Noga nie bolała tak bardzo jak kilka dni temu, ale nadal mogłem przemieszczać się jedynie lekko kuśtykając. Założyłem buty oraz płaszcz, który niemal zawsze mi towarzyszył, po czym powlokłem się na salę główną. Najgorsza była wędrówka po schodach. Po kilku minutach byłem na miejscu. Usiadłem przy wolnym stoliku i spuściłem lekko głowę, rozglądając się. Gości było niewielu. Parę stołów dalej gospodarz rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nagle brunet spojrzał w moją stronę. Odwróciłem głowę.
- Nie powinieneś się kurować? - usłyszałem czyiś głos.
Podniosłem wzrok na stojącego tuż przede mną Grillby'ego.
- Czuję się lepiej - odpowiedziałem. - Poza tym...
Wtem obok nas pojawiła się Sans. Jej szeroki uśmiech zmalał, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Chyba dla kogoś ranna łydka to za mało - rzekła.
- Ciągle mnie trapiła myśl, że mnie straż dopadnie - powiedziałem.
- Spoko, tyle że tutaj jesteś bardziej na to narażony.
- Nie mogę ciągle siedzieć w jednym miejscu...
- Ta, od razu idź coś ukraść albo spotkaj się ze strażą. Tylko nie zapomnij przysłać pocztówki z więzienia!
Prychnąłem. Zdenerwowany wstałem i ruszyłem w stronę swego pokoju. Sans tylko ciężko westchnęła.
Usiadłem na łóżku i odczekałem parę minut, a następnie opuściłem pokój. Wszedłem po schodach najciszej jak mogłem. Z pomocą grawitacji dostałem się na piętro. Ponownie włamałem się do jednego z gościnnych pokoi, po czym wydostałem się z niego przez okno. Zszedłem po ścianie na ziemię i powoli, by się nie nadwyrężać, ruszyłem przed siebie z kapturem na głowie. Minąłem parę ulic. Nagle kątem oka dostrzegłem coś na ścianie. Zatrzymałem się i spojrzałem na list gończy z moją podobizną. Jestem sławny... Co tak późno?
- Em... przepraszam.
Odwróciłem się i popatrzyłem na młodego chłopaka. Tamten przyjrzał mi się, po czym jego wzrok powędrował na list gończy i z powrotem na mnie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nieznajomy ma na sobie mundur typowi dla straży. Cholera! Chciałem uciekać, jednak ból uniemożliwiał mi. Podniosłem wzrok na młodzieńca o przepraszającym wyrazie twarzy i nieco skrępowanej posturze.
- Ja... - zaczął. - Ja muszę pana aresztować, jest pan bowiem poszukiwany.
- Słucham? - spytałem ponuro.
- Jestem ze straży... i... i moim o-obowiązkiem jest aresztowanie p-pana. - Spojrzał na swe buty. - Dzięki temu może... m-może dostanę pochwałę... i...
Miałem kategorycznie dość tego gościa i jego d-dukania. Odbiło im, że taką osobę wzięli do straży? Przyjrzałem się chłopakowi, który robił wrażenie, jakby go bardziej interesowały buty. Wzruszyłem ramionami, po czym zacząłem powoli oddalać się. Ostatecznie jak gdyby nigdy nic wróciłem do gospody, upewniając się wcześniej, czy nikt mnie nie śledzi. Schodząc po schodach do piwnicy natknąłem się na Sans wychodzącą z mojego pokoju.
- I gdzieś ty był znowu? - spytała spokojnie, choć można było od niej wyczuć nutę gniewu.
- W toalecie - skłamałem bez problemu.
- W płaszczu?
- Nie chciało mi się go ściągać. - Zmrużyłem lekko oczy.
<Sans?> Lekki brak weny, ale starałam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz