Jakby nie patrzeć, życie bez cyrku jest nudne. Zero przedstawień, spektakli, pokazów. Kolorów, muzyki, gry świateł. Tylko szara, smutna rzeczywistość. Jakiekolwiek emocje? Brak. Brak radości, śmiechu...bezpieczeństwa... Teraz nie ma nic z tych rzeczy. Teraz jest tylko strach, ciemność, smutek... Ale w sumie, może to i lepiej?
Dwa dwory jak dwie strony monety, medalu. Jedni to Dwór Dnia. Uważali się za tych dobrych. Dowódca, a właściwie dowódczymi rządziła krainą dobra i harmonii. Radość, śmiech, miłość i latające cukrowe jednorożce. Kompletne przeciwieństwo drugiego dworu.
Właśnie, ten drugi dwór. Nazywa się Dworem Nocy. Jak sama nazwa wskazuje. to ci źli. Niosą za sobą ból, cierpienie, śmierć. Rządzi nim sadystyczny braciszek księżniczki z Dworu Dnia. Czyż to nie zabawne? Siostrzyczka to ta dobra, a brat oczywiście ten zły...
Wracając do tematu. Nie chciałam dołączać, do żadnej z tych grup. To tak jakbym miała wybierać miedzy dżumą a cholerą. Jednak wiedziałam, że muszę.
"Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas,
I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast;
Zrywali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam ten nasz największy wróg!
A śpiewak właśnie był sam"
Właśnie takie słowa przyszły mi na myśl. Bycie samotnym wilkiem wcale nie jest dobre. Samemu można zdziałać dużo, ale nie wszystko.
Szelest. To usłyszałam za sobą. Nic więcej. Mimo to wiedziałam, że mam towarzystwo.
-Życie Ci niemiłe, że się tak sama szwendasz tutaj o tej porze?-usłyszałam po chwili słowa wypowiedziane dość ostrym, męskim głosem. Faktycznie było już dość późno. Zwykle o tej porze siedziałam z rodzicami przy ognisku i wymyślaliśmy nowe spektakle.
-Życie Ci nie miłe, że mnie tak zaczepiasz tutaj o tej porze?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Właściwie jego własnymi słowami. Nawet się nie oglądałam kto to. Bo czy to ważne?
-Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz.
-Aha, fajnie, też się cieszę-nie chciałam poświęcać mu ani sekundy dłużej. Kolejny egocentryczny dupek myślący, że jest panem wszechświata i okolicy. Wstałam więc z murku, na którym siedziałam i zamierzałam odejść.
-Ty naprawdę nie liczysz sie ze swoim życiem-jego stwierdzenie tylko mnie rozbawiło.
-A czymże jest życie?-spytałam.-"Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swą rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą"-wyrecytowałam obojętnie po czym odwróciłam się w stronę mojego towarzysza i popatrzyłam się mu prosto w oczy. Nagle coś do mnie dotarło. Zmrużyłam leniwie oczy, a na twarz wszedł mi niekontrolowany uśmieszek.
-Proszę, proszę, proszę. Czyżbym miała dziś urodziny? Cóż się stało, że wizytę złożył mi osobiście Jego Wysokość Książę Dworu Nocy Rhysand Blackhorn Galathynius pierworodny syn króla Pyrythianu Nathana Galathyniusa i królowej Lillian Galathynius? Podpadłam jakoś? Ktoś się poskarżył? I chyba powinnam się ukłonić-wypowiadając słowa lekko dygnęłam. Chyba zrozumiał, że było to złośliwe. Mam przynajmniej taką nadzieję. Jedynym rezultatem jaki uzyskałam, była lekko drgająca brew. No cóż... Trochę się zawiodłam.
-Ależ nie musisz się tak płaszczyć. Jeszcze sobie kręgosłup nadwyrężysz-parsknełam śmiechem na jego słowa. Okazuje się, że nawet taki sztywniak jak on ma poczucie humoru.
-Zdajesz sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje lekceważenia mnie?
-Uważaj, bo w samozachwyt wpadniesz-sapnęłam lekko zirytowana. Siedzę sobie spokojnie, nikomu nie przeszkadzam, a tu przychodzi taki laluś i do wszystkiego się przyczepia. Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam. W tym samym czasie znaleźliśmy się w innym miejscu. Wszystko wokół nas wirowało. W przestrzeni lewitowały przedmioty przemieszczając się w różnych kierunkach. Wyglądało jakbyśmy byli w wielkim pudełku latających zabawek.
-Z wielką chęcią teraz posłucham o tych Twoich strasznych konsekwencjach-powiedziałam radośnie rozsiadając się wygodnie na nadlatującymi krześle.
-Gdzie my jesteśmy?-usłyszałam zniecierpliwione pytanie. Delikatnym ruchem sprawiłam, że podleciałam bliżej niego. Zawisłam tuż przed jego twarzą, do góry nogami.
-Witam w Universi Parallel. W moim własnym, prywatnym świecie.
-Byłabyś tak łaskawa rozwinąć temat?
-Raczej mi się nie chce-zaśmiałam się po czym zeskoczyłam ze swojego aktualnego siedzenia i poszłam przed siebie. Szczerze mówiąc miałam zamiar go tu zostawić. W końcu by ześwirował. W ten sposób uwolniłabym świat od pana ważnego. I w sumie nikt nie wiedziałby, że to moja sprawka. No ale... Nie będę aż taka okrutna. Postanowiłam, że trochę go pomęcze i zabawię sie jego kosztem. Poźniej ewentualnie wypuszczę. Oczywiście za dobre sprawowanie. I to w jakimś dziwnym miejscu. Może w salonie sukien ślubnych? Słyszałam, że "bardzo" śpieszyło mu się do żeniaczki.
Kątem oka widziałam jak mój towarzysz próbował zrobić cokolwiek. Nie powiem. Jego próby były całkowicie bezsensowne. Aczkolwiek zabawne. Przynajmniej poprawił mi trochę humor.
-Kim Ty w ogóle jesteś? Jesteś z Dworu Dnia?
-Coś ciekawski jesteś. Ale jak musisz wiedzieć, to nie. Do żadnego dworu nie należę. I jakoś do tej pory nie śpieszyło mi się do tego. No ale skoro się napatoczyłeś, to przemyślę to. I nazywam się Letrance Cartwright. Ale możesz mi mówić Luma.
-W takim razie. Witam na Dworze Nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz